Chemia na talerzu

Nasz Dziennik 2019-01-04

Unikajmy kupowania wysoko przetworzonej żywności i samodzielnie przygotowujmy posiłki – w ten sposób uchronimy się przed wszechobecnymi dodatkami do produktów spożywczych. „Nasz Dziennik” służy pomocą.

Duże koncerny ładują do produktów żywnościowych wytwarzanych na skalę przemysłową najprzeróżniejsze rodzaje konserwantów, wzmacniaczy smaku, barwników, emulgatorów, przeciwutleniaczy bądź stabilizatorów. Wiele z nich może niekorzystnie wpływać na nasze zdrowie.

Na problem związany z nadmiarem spożywania wraz z żywnością takich dodatków zwraca uwagę, w opublikowanym wczoraj raporcie, Najwyższa Izba Kontroli. – W Polsce, podobnie jak w innych krajach rozwiniętych, ok. 70 proc. diety przeciętnego konsumenta stanowi żywność przetworzona w warunkach przemysłowych, zawierająca substancje dodatkowe. Są to substancje, które w normalnych warunkach nie są spożywane same jako żywność i nie są stosowane jako charakterystyczny składnik żywności – zwraca uwagę NIK. – Dodaje się je po to, aby zapobiec niekorzystnym zmianom smaku, barwy, zapachu, wydłużyć okres trwałości, zwiększyć atrakcyjność wyrobu, umożliwić tworzenie nowych produktów – wskazuje.

Możliwość stosowania tego typu dodatków do żywności regulowana jest przez prawo unijne i krajowe. Wyniki kontroli są alarmujące. – Pokazują, że Polak zjada w ciągu roku ponad 2 kg dodatków do żywności oznaczonych różnego rodzaju symbolami „E” – zaznacza prezes Izby Krzysztof Kwiatkowski.

Kwestia jest tym bardziej niepokojąca, że – jak wskazuje NIK – poszczególne inspekcje badają dopuszczalną kumulację tych dodatków w ramach jednego produktu, a nie jest brana pod uwagę ich kumulacja z różnych produktów w całodziennej diecie.

Kancerogeny z marketu

Dodatki, ostrzega Najwyższa Izba Kontroli, mają potencjalnie szkodliwe działanie. Na przykład niektóre barwniki czy środki konserwujące, w tym kwas benzoesowy, benzoesany, dwutlenek siarki, siarczany, azotyn potasu i azotyn sodu, mogą wywoływać reakcje alergiczne, nadpobudliwość czy dekoncentrację, a nawet być rakotwórcze. Jak również wpływać na zwiększenie ryzyka zachorowania na nadciśnienie, otyłość (glutaminian sodu) czy – jak np. kwas askorbinowy E 300 – sprzyjać tworzeniu się kamieni nerkowych bądź powstawaniu nadkwasoty.

– Przyglądając się etykietom niektórych produktów, widzimy, że tych dodatków jest mnóstwo. Wybór jednak należy do nas. Czytajmy etykiety, starajmy się w miarę możliwości wybierać produkty nieprzetworzone, kupujmy produkty z pewnego źródła – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Aldona Kopczyńska-Tambor, dietetyk kliniczny z poradni Dobry Dietetyk. Zwraca uwagę, że w sytuacji, gdy na sklepowych półkach mamy dużo przetworzonej żywności, warto dowiedzieć się, czym są używane do żywności dodatki – które z nich są w nadmiarze bardziej, a które mniej szkodliwe.

Czego konkretnie powinniśmy unikać? – Najwięcej dodatków znajdziemy w słodyczach, chipsach, także w zapakowanych w folię wędlinach czy gotowych sałatkach – mówi nasza rozmówczyni. Chociaż, jak dodaje, wiele zależy też od producenta danego produktu. Niektórzy bowiem uwzględniają w składzie większą liczbę dodatków, inni mniejszą. Dlatego też warto czytać etykiety. – Ale żywność możemy produkować również sami – robić przetwory, samodzielnie przygotować sałatkę, zamiast kupować gotową, wędlinę bądź mięso upiec, a nie kupować to zapakowane w folię – rekomenduje dietetyk.

„Nasz Dziennik” służy pomocą

Informacji o tym można szukać regularnie na łamach „Naszego Dziennika”. – Żywność przetworzona to obecnie duży problem, z jakim musimy się zmierzyć jako konsumenci. Już od dawna w dodatkach zdrowotnych, ukazujących się w „Naszym Dzienniku” w każdy czwartek, pomagamy Czytelnikom podejmować właściwe wybory żywieniowe – mówi redaktor Anna Zalech.

– Nasi eksperci podpowiadają m.in., jak się odżywiać, na co zwrócić uwagę podczas codziennych zakupów, jak w domu przygotować smaczne i zdrowe dania dla siebie i bliskich. Zachęcamy do powrotu do naturalnego żywienia, do przygotowywania posiłków z produktów ze sprawdzonego źródła – wskazuje. – To daje nam gwarancję, że nie będziemy się żywić chemicznymi dodatkami do żywności, lecz będziemy jeść to, co służy naszemu zdrowiu i dobremu samopoczuciu – dodaje Anna Zalech.

Żywność od rolnika

Dobrej żywności możemy szukać również bezpośrednio u polskich rolników. – Przyjmując ustawę o sprzedaży bezpośredniej, a później o sprzedaży detalicznej, zachęcamy do tego, aby rolnicy na jak największą skalę przetwarzali żywność, stosując te tradycyjne sposoby produkcji i konserwowania – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” senator Jerzy Chróścikowski, wiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych. Od początku tego roku obowiązuje też ustawa ułatwiająca rolnikom produkcję żywności na małą skalę.

Jak zaznacza nasz rozmówca, stosowanie znacznej liczby dodatków do żywności przez zakłady przemysłowe wymusza duży handel, który potrzebuje produktów o długich terminach przydatności do spożycia. – Stąd mamy tak wiele dodatków w żywności sprzedawanej konsumentowi, który nie ma nawet świadomości, co te wyszczególnione na etykiecie dodatki oznaczają – tłumaczy Chróścikowski.

We wnioskach z kontroli Najwyższa Izba Kontroli zwróciła się m.in. do premiera o podjęcie na unijnym forum działań w celu wypracowania wspólnej, jednolitej dla wszystkich państw członkowskich UE metodologii gromadzenia informacji dotyczących spożycia i stosowania dodatków do żywności. Izba postuluje też ustalenie – w drodze decyzji Komisji Europejskiej – odrębnych dla rynku polskiego limitów substancji dodatkowych, dla których występuje ryzyko przekroczeń.

Autor: Artur Kowalski