Zawartość tej strony wymaga nowszej wersji programu Adobe Flash Player.

Pobierz odtwarzacz Adobe Flash

Strona glówna
Senat
Kalendarium
Artykuly prasowe
Zyciorys
Kontakt
Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi
Komisja Spraw Unii Europejskiej
Konferencje
Galeria zdjec
Archiwum

 

 

 

ARTYKUŁY PRASOWE


Dziennik Gazeta Prawna 2012-10-02
Połowa emerytury dla rolnika

0-letni rolnik otrzymuje tylko część należnego świadczenia, jeśli jego współmałżonek ze względu na wiek nadal opłaca składki ubezpieczeniowe do KRUS. - Takie rozwiązanie jest dyskryminujące dla rolników, którzy mają młodszych współmałżonków - denerwuje się senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność".
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wyjaśnia, że wyjaśnia, że zasady wypłaty emerytur rolniczych określa ustawa z 20 grudnia 1990 r. o ubezpieczeniach z grudnia 1990 r. o ubezpieczeniu społecznym rolników (Dz.U. z 2008 r. nr 50, poz. 291 z późn. zm.). Zgodnie z nią świadczenie rolnicze składa się z części składkowej i uzupełniającej. O ile jednak część jest wypłacana w pełnej wysokości i nie ulega zawieszeniu, to otrzymywanie części uzupełniającej może być zawieszane w połowie. Wynika to z art. 28 ust. 6 pkt 1 tejże ustawy. Dzieje się tak wówczas, gdy emeryt prowadzi działalność rolniczą z małżonkiem, który nie ma jeszcze ustalonego prawa do emerytury albo renty.
Resort rolnictwa wskazuje jednak, że sytuacja rolnika ulegnie zmianie i będzie on otrzymywać pełne świadczenie, jeśli zaprzestanie prowadzenia działalności rolniczej. Art. 28 ust. 4 ustawy o ubezpieczeniu społecznym rolników precyzuje, że emeryt lub rencista zaprzestał prowadzenia działalności rolniczej, jeżeli ani on, ani jego małżonek nie jest właścicielem (współwłaścicielem) lub posiadaczem gospodarstwa rolnego. Taka osoba nie może także prowadzić działu specjalnego. Nie oznacza to jednak, że rolnik ma zakaz użytkowania gruntów rolnych. KRUS nadal mu będzie wypłacać emeryturę w pełnej wysokości pod warunkiem, że powierzchnia uprawianej ziemi nie może przekraczać jednego ha gruntu lub jednego ha przeliczeniowego użytków rolnych.
Bożena Wiktorowska bozena.wiktorowska@infor.pl bozena.wiktorowska@infor.pl


Gazeta Sołecka 2012-10-01
WPR na rozdrożu

- Objęcie polskiej wsi Wspólną Polityką Rolną nie wystarczy, aby obszary wiejskie stały się dobrym miejscem do życia dla wszystkich swoich mieszkańców - powiedział Krzysztof Jurgiel, przewodniczący sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi podczas konferencji poświęconej WPR do 2020 r. Dodał, że polska wieś znajduje się obecnie na etapie podejmowania decyzji, które zaważą na wiele dziesięcioleci na kierunkach jej rozwoju i wpłyną na to, kto będzie mieszkał na wsi, jakie będą źródła dochodów jej mieszkańców i jakość życia. Na wsi można ulokować wiele gospodarczych przedsięwzięć inwestycyjnych pod warunkiem, że tereny przeznaczone pod te inwestycje zostaną powiązane z rynkami zbytu, a same inwestycje umożliwią zachowanie walorów przestrzennych i środowiskowych obszarów wiejskich.
Jerzy Plewa, zastępca dyrektora generalnego Dyrekcji Generalnej ds. Rolnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich Komisji Europejskiej, omówił propozycje KE dotyczące WPR 2014-2020, kładąc nacisk na kwestie płatności bezpośrednich, szczególnie interesujące polskich rolników. Do płatności obowiązkowych obejmujących wszystkie państwa UE należeć będzie system płatności podstawowych, płatności proekologiczne (płatność za praktyki rolne o korzystnym wpływie na klimat i środowisko) tzw. greening - "zazielenienie" oraz płatność dla młodych rolników. Płatności proekologiczne obejmują takie działania, jak: dywersyfikacja upraw, trwałe użytki zielone i obszary ekologiczne. Ich wartość może sięgać 30% krajowej "koperty" każdego państwa członkowskiego UE. Płatność dla młodych rolników przeznaczona jest dla osób do 40 roku życia, rozpoczynających działalność rolniczą i można ją otrzymywać przez 5 lat. Drugą grupę stanowią płatności dobrowolne, które każde państwo członkowskie może wybrać - wsparcie powiązane z produkcją oraz wsparcie w obszarach występowania utrudnień naturalnych, dawniej ONW. Drobni producenci rolni będą mogli otrzymać tzw. uproszczoną płatność. Będzie ona obowiązywać we wszystkich państwach członkowskich od 2014 r, ale rolnik będzie miał swobodę wyboru, czy chce w tym systemie uczestniczyć, czy nie.
Zofia Krzyżanowska, radca w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, przedstawiła stanowisko Polski w sprawie negocjacji Wspólnej Polityki Rolnej na lata 20142020. Pozytywnie zaopiniowaliśmy zmiany dotyczące definicji aktywnego rolnika czy związane z systemem płatności dla małych gospodarstw, podobnie jak zmiany odnoszące się do "zazielenienia" płatności bezpośrednich. Postulujemy jednak, żeby w odniesieniu do tych płatności w latach 2014-2020 odejść od obecnie obowiązującej alokacji opartej wyłącznie o historyczne poziomy produkcji rolnej i wyrównać poziom płatności we wszystkich krajach członkowskich. Projektowany system płatności składający się z wielu komponentów, może pogłębić istniejące obecnie nierówności. Dlatego chcemy utworzenia odrębnych wspólnotowych "kopert" na poszczególne komponenty płatności, rozdzielone pomiędzy państwa członkowskie UE oraz zapewnienia możliwości dalszego stosowania uproszczonego systemu jednolitej płatności obszarowej (tzw. SAPS), który obowiązuje obecnie w Polsce. Gospodarstwa, które już realizują cele polityki środowiskowej UE, biorące udział w programach rolnośrodowiskowych, powinny być automatycznie włączone do płatności "zielonej".
Ocenę prawdopodobnych skutków zreformowanej na lata 2014-2020 Wspólnej Polityki Rolnej, zwłaszcza w kontekście praktyk greening, korzystnych dla klimatu i środowiska - przedstawiła Edyta Kozdroń z Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej. Wg propozycji KE, gospodarstwa posiadające powyżej 3 ha gruntów ornych co najmniej 7% gruntów ornych muszą przeznaczyć na powierzchnię ekologicznej kompensacji, zdywersyfikować 2 uprawy na gruntach ornych (dla gospodarstw o areale od 5 do 20 ha) albo 3 uprawy na gruntach ornych powyżej 20 ha oraz utrzymywać istniejące trwałe użytki zielone. Rolnik musi wypełnić wspomniane obowiązki z tytułu "zazielenienia", aby otrzymać jakiekolwiek płatności. Dla Polski oznacza to m.in. wyłączenie z produkcji około 442 tys. ha gruntów ornych i spadek produkcji zbóż o ponad 2,5 mln ton (wg Czubak, Sadowski). Skutki greeningu względem dochodów w gospodarstwach rolnych będą również znaczące. W 2014 r. dochód polskich rolników z produkcji roślinnej ulegnie obniżeniu w stosunku do uzyskanego w 2013 r., największy spadek dochodów wystąpi w dużych towarowych gospodarstwach - o około 24%. Natomiast w najmniejszym stopniu dotknie małe gospodarstwa, bo tylko o 5% (wg Poczta). Polscy eksperci proponują ujednolicenie stawki za greening w wysokości 80 euro/ ha oraz obligatoryjność tej płatności. Optują za wdrożeniem w życie harmonogramu stopniowego dochodzenia do modelu ujednoliconych płatności.
O tym, że zasada "zazielenienia" terenów z dopłat bezpośrednich jest również poważnym problemem dla innych państw członkowskich Unii mówił Paolo Magaraggia z Konfederacji Włoskich Rolników COLDIRETTI. W krajach śródziemnomorskich w Europie przeważają uprawy pochłaniające dwutlenek węgla: oliwki, winorośla, drzewa owocowe, ryż - rosnące na terenach pagórkowatych i górzystych. Zdaniem włoskich rolników konieczne jest poszerzenie dostępności instrumentów WPR związanych z "zazielenieniem", aby utrzymać charakter i obecny stan tych obszarów. Kwoty niewykorzystane na greening powinny zostać zatrzymane przez państwa członkowskie w celu sfinansowania działalności w bardziej selektywny sposób dotyczącej ochrony środowiska.
- W przyszłej WPR dopłaty bezpośrednie powinny być wyrównane we wszystkich krajach członkowskich UE, dzielone według jednolitej, równej stawki obszarowej na hektar. Państwa członkowskie, w których płatności w przeliczeniu na 1 ha byłyby wyższe niż średnia unijna (czyli w tzw. starych państwach UE) i w których wyrównanie dopłat spowodowałoby zmniejszenie płatności, powinny mieć możliwość przejściowego uzupełnienia płatności z ich własnych budżetów narodowych - zaproponował europoseł Janusz Wojciechowski.
Senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący Senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, podkreślił, że wiele propozycji Komisji Europejskiej nie spełnia oczekiwań rolników wobec reformy WPR. Dopracowania wymagają kwestie związane z płatnościami bezpośrednimi, rozwojem obszarów wiejskich i rynków rolnych. Przypomniał również, że beneficjentami WPR są nie tylko europejscy rolnicy, lecz przede wszystkim konsumenci, czyli wszyscy obywatele Unii Europejskiej.

Grażyna Kaniewska

Nasz Dziennik 2012-09-19
Jaki podatek dochodowy?

Jerzy Chróścikowski, szef rolniczej "Solidarności", jest zaskoczony informacjami na temat projektu wprowadzenia podatku dochodowego dla rolników. I obawia się, że ten podatek będzie stanowił dla nich dodatkowe obciążenie.
Ministerstwo Finansów do tej pory nie przedstawiło założeń do projektu ustawy o podatku dochodowym dla rolników, ale zaprezentował je podczas konferencji w SGGW Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. Rolnicy, tak jak przedsiębiorcy, będą mogli się rozliczać z fiskusem na kilka sposobów. Podatek ryczałtowy, który wedle słów Szmulewicza płaciliby właściciele gospodarstw o powierzchni do 6 ha i dochodach nie wyższych niż 40 tys. zł, miałby wynosić 130 zł rocznie od 1 ha przeliczeniowego. To nieco mniej niż wynosi teraz stawka maksymalna podatku rolnego. Większe gospodarstwa, mające także wyższe dochody, mogłyby się rozliczać na podstawie książki przychodów i rozchodów lub na zasadach ogólnych, prowadząc pełną księgowość. Prezes Szmulewicz powtórzył wcześniejsze deklaracje Ministerstwa Finansów, że na nowym rozwiązaniu nie stracą miasta i gminy, które z tytułu obecnego podatku rolnego otrzymują około 2 mld zł - te dochody mają być dla samorządów zabezpieczone. Ale dla rolników najważniejsze jest to, czy podatek dochodowy nie zwiększy ich obciążeń fiskalnych. Wiktor Szmulewicz powtórzył deklaracje ministra rolnictwa Stanisława Kalemby, że nowe rozwiązanie ma być neutralne dla rolników, czyli że zdecydowana większość z nich nie odczuje wzrostu podatków.
Senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność", obawia się jednak, że nowy podatek nie będzie dla rolników neutralny, że zostaną oni bardziej obciążeni przez państwo. - Jeśli minister finansów miałby na tym nie zarobić, to po co wprowadzałby nowe regulacje podatkowe? - zastanawia się Jerzy Chróścikowski. Jego zdaniem, minister Jacek Rostowski dokładnie wszystko najpierw policzy, zanim zaproponuje jakiś projekt. Senator zaznaczył, że związek jako strona społeczna do tej pory nic otrzymał żadnego, nawet wstępnego projektu założeń do ustawy podatkowej, trudno więc cokolwiek komentować. Ale związkowcy z rolniczej "Solidarności" mają przykre doświadczenia z wprowadzaniem wyższego wieku emerytalnego i innymi ustawami, które rząd przeprowadzał, a na których tracili podatnicy. I teraz niestety może być podobnie.
Jerzy Chróścikowski nie do końca też wierzy w zapewnienia, że z podatku zostaną wyłączone dopłaty bezpośrednie. Argumentuje on, że takie rozwiązanie zostało zapisane w traktacie akcesyjnym i obowiązywać będzie na pewno tylko do 2014 roku. Ale co będzie potem, nie wiadomo, bo formalnie nie będzie już zakazu interesowania się dopłatami przez fiskus. Zdaniem szefa rolniczej "Solidarności", sprawa podatku dochodowego, choć na pewno bardzo istotna, to jednak nie jest teraz priorytetowa dla rolników. O wiele ważniejszy jest bowiem kształt Wspólnej Polityki Rolnej po 2014 roku, w tym wysokość dopłat i finansowania rozwoju obszarów wiejskich. I na tym też powinny się teraz skoncentrować nasze władze.

Te zagadnienia bowiem, twierdzą zgodnie wszystkie rolnicze związki i organizacje, praktycznie zdecydują o przyszłości rolnictwa i utrzymaniu jego konkurencyjności wobec farmerów z krajów starej Unii Europejskiej. Ale kraje zachodnie nie chcą iść na ustępstwa na rzecz krajów przyjętych do Unii w poprzedniej dekadzie, gdyż w sytuacji kryzysu w unijnych finansach musiałyby się liczyć z obcięciem swoich funduszy rolnych.  KL

Zielony Sztandar 2012-09-10
Polityka rolna powinna być solidarna

Od trzydziestu lat każda pierwsza niedziela września należy w Częstochowie do rolników. Główne uroczystości dożynkowe odbywają się na Jasnej Górze, ale świętem plonów żyje całe miasto.
Aleja Najświętszej Marii Panny, główny deptak, zamienia się w wielką wystawę rolniczą. Tegoroczna odbyła się już po raz dwudziesty pierwszy. Niezliczona liczba stoisk i kramów przyciąga przyjezdnych i miejscowych. Mieszkańcy Częstochowy czekają na pierwszy weekend września, bo to okazja do zaopatrzenia się w produkty regionalne ze wszystkich stron Polski. Od kilku lat, przy okazji uroczystości, mają miejsce Europejskie Dni Kultury Ludowej. Z roku na rok przyjeżdża coraz więcej folklorystycznych zespołów.
Rolnicy byli pierwsi...
Trzydzieści lat temu nikomu nie śniło się o takich frykasach, pod jakimi dziś uginają się dożynkowe stoiska. Jeżeli dziś mówimy, że jest kryzys, to brakuje słów na nazwanie tego, co było wówczas. Był rok 1982 i mięso sprzedawano na kartki. Gastronomiczno-folklorystyczny festyn, jakiego jesteśmy świadkami, nie byłby możliwy, z wielu przyczyn. Za to na błoniach, pod murami Jasnej Góry, w pierwszej dożynkowej liturgii uczestniczyło 300 tys. wiernych. W tym roku uzbierałoby się może 50 tysięcy.
Dożynki 5 września 1982 roku, zorganizowane przez działaczy zdelegalizowanej wówczas Solidarności Rolników Indywidualnych należały do największych manifestacji, do jakich doszło w stanie wojennym i w ogóle w czasach PRL. Władze, które dotąd lekceważyły ruch solidarnościowy na wsi, zostały kompletnie zaskoczone. Szczególną wściekłość wywołała homilia biskupa przemyskiego Ignacego Tokarczuka. "Jasnogórskie Dożynki Prawdziwe", bo tak się o nich wówczas mówiło, zapoczątkowały nieprzerwaną tradycję, a także przyczyniły się do powołania przez Kościół duszpasterstwa rolników. Nikt już dzisiaj nie pamięta, że pielgrzymka rolników stała się wzorem dla ks. Jerzego Popiełuszki, który rok później zorganizował pierwszą pielgrzymkę świata pracy na Jasną Górę. Warto pamiętać, że rolnicy byli w awangardzie. Już w wolnej Polsce, w przeddzień Dożynek, odbywało się zawsze spotkanie rolników z urzędującym ministrem rolnictwa. Przez kilka pierwszych lat była to rzeczywiście okazja do bezpośredniego kontaktu.
Wołanie o solidarną politykę rolną w Europie
Dla ministra Stanisława Kalemby Dożynki Jasnogórskie 2012 roku były niejako debiutem, co zresztą sam podkreślił. Minister przypomniał, że obecny rok nie był dla polskiego rolnictwa łatwy, głównie ze względu na straty spowodowane wiosennymi przymrozkami, a potem burzami i trąbami powietrznymi. Ale rolnik, jak co roku, musi sobie z przeciwnościami losu i przyrody jakoś radzić. Minister przypomniał także starą prawdę, że wieś i rolnictwo są dla Polski wielkim skarbem, a nie obciążeniem, jak sugerują niektórzy. Ale trudno sprawy rolnictwa w dzisiejszych czasach zawęzić tylko do Polski. Dziś brakuje chleba wielu mieszkańcom ziemi, a zapotrzebowanie na żywność będzie stale wzrastało. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, mówił minister, czy rolnictwo europejskie chce w tym procesie uczestniczyć. To ważne pytanie w trwającej właśnie debacie na temat wspólnej polityki rolnej. Zdaniem Stanisława Kalemby europejska polityka rolna powinna być aktywna i oparta o jednakowe kryteria, czyli powinna być solidarna i prawdziwie wspólna.
W skierowanej do rolników homilii Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik uderzył w mocniejsze tony niż przedstawiciel rządu. - Likwidowanie małych gospodarstw, bezmyślne zamykanie wiejskich szkół, urzędów i do tego ogromna emigracja, każą stawiać niepokojące pytania o przyszłość polskiej wsi, a co za tym idzie o przyszłość naszego narodu - mówił arcybiskup. Zdaniem Józefa Michalika wyludnia się wieś i wyludnia się Ojczyzna, bo zanika miłość do dziecka i do trudu, a to nie jest przejaw zdrowego chrześcijańskiego życia, ani przejaw wiary rodzącej zdrowe owoce.
O potrzebie "zakorzenienia naszych nadziei w rozsądku i solidnej pracy" mówił prezydent Bronisław Komorowski, który dziękował rolnikom za to, że dbają, by w Ojczyźnie nie zabrakło chleba.
O tym, że rodzinne gospodarstwa stoją na straży wartości, tradycji i wiary przypomniał także senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący Solidarności Rolników Indywidualnych, współorganizator Dożynek. Związkowcy z Solidarności RI, podobnie jak minister rolnictwa, stoją na stanowisku, że polski rolnik nie jest traktowany w Europie na równych prawach, co powoduje brak konkurencyjności wielu gospodarstw. Apel o wyrównanie dopłat to jeden z wielu postulatów, jakie padały z ust uczestników Jasnogórskich Dożynek.
W Jasnogórskich Dożynkach udział wzięło 50 tys. rolników

Magdalena Foland

Dziennik Gazeta Prawna 2012-09-10
Tańsze zdrowie rolników

Resort rolnictwa chce złagodzić zasady opłacania składek zdrowotnych. Ich wysokość nie będzie zależeć od liczby osób zgłoszonych do ubezpieczenia, ale od wielkości gospodarstwa.
Stanisław Kalemba, minister rolnictwa i rozwoju wsi, chce, aby ustawowo został określony górny poziom wysokości składki na ubezpieczenie zdrowotne płacone przez rolnika. Na razie nie jest znana ta kwota. Zmiany wynikają z tego, że właściciele dużych gospodarstw krytykują obowiązująca rozwiązania.
Dziś ubezpieczenie zdrowotne z własnych środków opłacają rolnicy prowadzący gospodarstwa o powierzchni gruntów rolnych od 6 ha przeliczeniowych w górę. Stawka wynosi złotówkę miesięcznie za każdy pełny hektar przeliczeniowy od każdej osoby ubezpieczonej w gospodarstwie. Niektórzy właściciele dużych areałów muszą z tego tytułu płacić do KRUS kilka tysięcy złotych miesięcznie. Ale inni nie płacą nic. - Ten system obliczania składek zdrowotnych dyskryminuje dużych rolników.
Z tego też powodu skierowaliśmy w tej sprawie wniosek do Trybunału Konstytucyjnego- denerwuje się senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI "Solidarność".
Krytykuje też nowe pomysły ministra rolnictwa, który chce na miejsce podatku rolnego wprowadzić PIT. Ma to umożliwić obliczenia wysokości składki zdrowotnej od realnie uzyskiwanych dochodów.
Dodatkowo mają one być podstawą do obliczania składek na renty i emerytury. - Nie rozumiemy, dlaczego resort chce, aby część rolników z gospodarstwami poniżej 6 ha miała prawo do ryczałtu. A ci będący właścicielami większych prowadzili pełną księgowość - zauważa Jerzy Chróścikowski.
Jednocześnie krytykuje proponowany system odliczeń m.in. wydatków na składki ubezpieczeniowe i zdrowotne (taki sam, jak w systemie pracowniczym). Zdaniem związkowców będzie to możliwe, jeżeli wszystkie składki będą odliczane od należnego podatku rolnego płaconego od każdego posiadanego hektara. Podobnie uważają eksperci. - 35 proc. rolników nie ma żadnych dochodów z produkcji rolnej. I dlatego wprowadzenie propozycji resortu rolnictwa oznacza katastrofę dla osób, które mogą mieć problemy z udowodnieniem strat. Ale to też zła wiadomość dla gmin.
Zostaną pozbawione wpływów z gruntów rolnych, nie dostając nic w zamian - mówi dr Lech Goraj z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Wskazuje, że przed wprowadzeniem reformy KRUS konieczne jest uporządkowanie rejestrów gruntów. Nie wiadomo, ilu ich właścicieli jest ich faktycznymi użytkownikami.
Ustalenie tego jest podstawową sprawą przy obliczaniu ewentualnych wpływów ze składek ubezpieczeniowych.
PISALIŚMY O TYM
Prawo do częściowej emerytury będą mieli także rolnicy - DGP nr 122/2012 www.praca.gazetaprawna.pl
Bożena Wiktorowska bozena.wiktorowska@infor.pl


Nasz Dziennik 2012-09-03
Pytanie o wieś pytaniem o POLSKĘ

Polityka prowadząca do wyludniania się polskiej wsi to strategia samobójcza dla Narodu, przed którą trzeba się bronić.
Mocne słowa ks. abp. Józefa Michalika na Ogólnopolskich Dożynkach na Jasnej Górze. Likwidowanie małych gospodarstw, bezmyślne zamykanie wiejskich szkół, urzędów i do tego ogromna emigracja każą stawiać bardzo niepokojące pytanie o przyszłość polskiej wsi, a co za tym idzie - o przyszłość naszego Narodu. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w homilii skierowanej do kilkudziesięciu tysięcy uczestników dziękczynienia za plony z niepokojem wskazał na zjawiska, które niszczą rolnictwo i rolników. - Wyludnia się wieś, wyludnia się Ojczyzna, bo zanika miłość do dziecka i do trudu, a to nie jest przejaw zdrowego, chrześcijańskiego życia ani przejaw wiary rodzącej zdrowe owoce -mówił ks. abp Józef Michalik w czasie Mszy św., której na jasnogórskim szczycie przewodniczył metropolita częstochowski ks. abp Wacław Depo.
- Takie zjawiska jak zamykanie szkół, likwidacja urzędów to jeden z tych elementów, które sprawiają, że ludzie prędzej czy później w sposób racjonalny podejmują decyzję o wyprowadzeniu się ze wsi - przyznaje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" dr Jan Filip Staniłko z Instytutu Sobieskiego w Warszawie, zaznaczając, że tylko część ludzi żyjących dziś na wsi zajmuje się rolnictwem. Jak podkreśla, zapewnienie instytucji, które sprawiają, że ludzie mają równe szanse i mogą się rozwijać, to podstawowy obowiązek państwa. Zwłaszcza gdy patrzymy na przemiany obyczajowo-cywilizacyjne, widzimy, że dzieci na wsi są lepiej wychowane niż dzieci w mieście zauważa. Bardzo ważny zatem staje sie wczorajszy apel ks. abp. Michalika o działania doceniające wartość wsi, godność pracy na roli i tradycji.
W kontekście obecności na Jasnogórskich Dożynkach przedstawicieli władz z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim i ministrem rolnictwa Stanisławem Kalembą na czele znacząco zabrzmiał też apel przewodniczącego polskiego Episkopatu o prawo do obecności religii w przestrzeni publicznej. - Nie chcemy dodatkowych przywilejów dla wsi, nie chcemy państwa przywilejów. Chcemy państwa mocnego i wiernego zasadom sprawiedliwości, demokracji, szacunku wobec Boga. Chcemy obecności Boga i Bożego prawa w naszym życiu indywidualnym, ale także w życiu społecznym. Bez tego nasza Ojczyzna nie będzie mocna - mówił ks. abp Michalik. Podkreślił, że silą religii jest zawsze związek Boga z życiem codziennym, ze światem. I dotyczy to nie tylko naszego życia prywatnego, ale też publicznego. Dlatego tych, których wybraliśmy do parlamentu czy do samorządu, mamy prawo rozliczać z wierności sumieniu i Panu Bogu.
Metropolita przemyski w nagradzanej oklaskami homilii zwrócił też uwagę, że prawdziwą biedą polskiej wsi nie są takie czy inne trudności, które ona przeżywa. Są nią przede wszystkim ludzie duchowo chorzy, jest nią zniechęcenie, brak wyciągnięcia dłoni do drugiego człowieka, brak stanięcia w prawdzie i prywata. Kaznodzieja przestrzegał, że akceptacja dla egoizmu zarówno w życiu prywatnym, sąsiedzkim, jak i publicznym, w tym akceptacja nadużyć i korupcji na ogólnopolską skalę, musi niepokoić i powinna budzić sumienia.
Rolnicy wraz ze swoimi rodzinami i duszpasterzami zgromadzili się na Jasnej Górze, by dziękować Maryi za opiekę i prosić za Jej wstawiennictwem Boga, aby w naszej Ojczyźnie nikomu nigdy nie zabrakło chleba, aby sprawy rolników przez rządzących były dostrzegane i rozwiązywane w duchu społecznej sprawiedliwości.
Co roku w tradycyjnych dożynkach uczestniczy kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli polskiej wsi. Pielgrzymka rolników zainaugurowana została w sobotę Mszą św., całą noc trwało czuwanie w Kaplicy Matki Bożej. Tradycyjnie na początku wczorajszej Sumy starostowie dożynek złożyli na ręce głównego celebransa bochen chleba wypieczony z ziarna z pierwszych zbiorów. - Jesteśmy tutaj po to, aby wraz z Maryją, naszą Matką i Królową, którą otrzymaliśmy jako przedziwną pomoc i obronę, wypraszać solidarność ludzkich sumień i serce odpowiedzialności za sprawy Ojczyzny i Kościoła poprzez trud rolniczego zaangażowania i pracy - mówił główny celebrans wczorajszej Mszy św. dożynkowej ks. abp Wacław Depo, metropolita częstochowski.
Jasnogórskie Dożynki to największe w kraju rolnicze święto dziękczynienia. Ich organizatorem jest Krajowe Duszpasterstwo Rolników.
Pierwsze Dożynki Jasnogórskie zorganizowano w 1982 roku. Tamto spotkanie przyczyniło się do powstania Krajowego Duszpasterstwa Rolników, którego 30. rocznica powołania przypadnie 2 grudnia. Podczas tegorocznej pielgrzymki świętowano też 150-lecie Kółek Rolniczych i Kół Gospodyń Wiejskich. Od 2011 r. delegatem KEP ds. duszpasterstwa rolników jest ks. bp Edward Białogłowski, rzeszowski biskup pomocniczy.
Zgromadzeni na Jasnej Górze rolnicy podkreślali, że do Matki Bożej Częstochowskiej przychodzą, aby za Jej wstawiennictwem dziękować Bogu za opiekę i wsparcie. Przychodzą ze szczególną intencją, aby w Polsce doceniana była praca rolnika, aby miał godziwą zapłatę za trud i pracę. - Jest źle, ale trzeba mieć nadzieję. Optymistyczny akcent to dość udane żniwa w naszym regionie, to nasza radość - zaznacza Zbigniew Gała, rolnik z południowej Wielkopolski.
Rolnictwo w Europie jest podstawowym narzędziem zapewniania danemu narodowi bezpieczeństwa żywnościowego. - Rolnicy to nie jest grupa ludzi, którzy chcą czegoś od kogoś, tylko to są ludzie, którzy zapewniają wszystkim bezpieczeństwo na podstawowym, elementarnym, egzystencjalnym poziomie - zaznacza dr Filip Staniłko. Z kolei przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych "Solidarność" senator Jerzy Chróścikowski zaznacza, że polski rolnik jest niestety dyskryminowany. - Jesteśmy w Unii Europejskiej, mamy Wspólną Politykę Rolną, ale traktowani jesteśmy na nierównych zasadach, jesteśmy dyskryminowani względem starej Piętnastki -podkreśla Chróścikowski. - Na skutek tego wiele gospodarstw jest niekonkurencyjnych, przez to są na skraju upadłości - dodaje.
 Polski rolnik doświadcza wielu problemów. Jednym z nich jest wspomniane w homilii przez ks. abp. Michalika likwidowanie małych gospodarstw. Wspólna Polityka Rolna i nierówne traktowanie eliminuje rodzimą produkcję. - Zawsze walczyliśmy o gospodarstwa rodzime i chcemy, aby mogły one spokojnie funkcjonować. Rodzime gospodarstwa stoją na straży wartości, tradycji, wiary - mówi Jerzy Chróścikowski. Na skutek braku konkurencyjności naszych gospodarstw globalne koncerny np. importują produkty po dumpingowych cenach spoza Unii Europejskiej, co również wpływa na pogorszenie sytuacji ekonomicznej polskich rolników. Rząd powinien pilnie podjąć działania zarówno w ramach Unii, jak i w ramach rozwiązań krajowych, w celu wyrównania dopłat polskim rolnikom.
 Jasnogórskim uroczystościom dożynkowym towarzyszyła wystawa plenerowa "Warto być Polakiem", która prezentowała życie i działalność zmarłego tragicznie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Można ją było obejrzeć w alei Sienkiewicza w Częstochowie.
Uroczystościom dożynkowym na Jasnej Górze w znaku relikwii patronował opiekun rolników św. Izydor
Pytając o warunki odrodzenia Polski, Kościoła w naszej Ojczyźnie, trzeba pytać o warunki odrodzenia naszej wsi.
ks. abp Józef Michalik

Autor: Małgorzata Bochenek

Gazeta Polska Codziennie 2012-08-31
Związkowiec pójdzie do więzienia

PRAWO - Wysypywał zboże na tory i wszedł do Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu ze świnią, teraz posiedzi trzy lata. Prezydent nie skorzystał z prawa łaski wobec Mariana Zagórnego, lidera jednego ze związków rolniczych.
Marian Zagórny, szef Związku Zawodowego Rolników Rzeczypospolitej Solidarni, już w 1999 r. dostał rok i trzy miesiące za wysypanie importowanego zboża w Zebrzydowicach. Wówczas jednak związkowiec skorzystał z prezydenckiej łaski. Aleksander Kwaśniewski postanowił o zawieszeniu wykonania kary na pięć lat.
W 2003 r. prowadził pikietę przed Urzędem Wojewódzkim we Wrocławiu. Wówczas chodziło o ochronę polskich producentów trzody chlewnej i drobiu. Na demonstrację przywiózł prosiaka o imieniu "Rebelia". Świnka miała pomalowany łeb i związane nogi. Sąd skazał Zagórnego na grzywnę za znęcanie się nad zwierzętami. Do tego doszło jeszcze kilka wyroków za blokowanie dróg i w sumie Zagórny musi posiedzieć trzy lata. - Broniłem rolników i interesów państwa. Wskazywałem na przemyt, niepłacenie podatków. A sprawa ze świnką to był happening - tłumaczył jednemu z portali internetowych. Zagórny zwrócił się o ułaskawienie do Bronisława Komorowskiego, jednak ten okazał się niewzruszony. Mimo próśb wysłał związkowca do więzienia.
- Coraz częściej działacze związkowi są szykanowani - mówi szef rolniczej Solidarności Jerzy Chróścikowski. Dziwi się, że prezydent, który powołuje się na swoje solidarnościowe korzenie, nie skorzystał z prawa łaski wobec związkowca walczącego o prawa rolników.
 (wk)


Nasza Polska 2012-08-14
Rolnik podwójnie opodatkowany?

Trwają prace rządu nad nowymi zasadami opodatkowania rolników. Miały się one zakończyć już w czerwcu, jednakże są prowadzone nadal. Według nowego, niedokończonego jeszcze projektu ministerstwa finansów rolnicy zostaną przynajmniej podwójnie opodatkowani. Jeżeli wejdzie on w życie, obok podatku rolnego będą musieli płacić podatek dochodowy. Mówi się też o zwolnieniu części rolników z podatku dochodowego, a wprowadzeniu ryczałtu. Jeśli zostanie wprowadzony ryczałt, to będzie to drugi podatek niezależny od dochodu. Czy tak się stanie? - Ja też zadaję to pytanie. Minister jeden i drugi kręci. Nie chcą powiedzieć. My nie mamy żadnego dokumentu, żadnej wiedzy - powiedział w rozmowie z "Naszą Polską" senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI "Solidarność". - Odpowiedzi nie ma do dzisiaj - dodał. - Możemy się tylko obawiać, że skoro podatek rolny, jak pan wiceminister finansów na komisji powiedział, iż uważa, że jest to podatek majątkowy, znaczy nie jest podatkiem dochodowym. Skoro on takie słowa mówi, to jest zastanawiające, co oni przez to rozumieją i co zamierzają zrobić. Czy zamienią i zlikwidują podatek, czy będzie zostawiony podatek plus dodatkowy podatek? - zastanawiał się Chróścikowski. Podkreślił, iż strona rządowa nie konsultuje ze związkiem swoich planów. - Na podatek ryczałtowy to my się nie zgadzamy, bo już podatek ryczałtowy mamy, naliczany w postaci podatku rolnego - tłumaczył. Nie wykluczył protestów w sytuacji, jeżeli rząd będzie zamierzał wprowadzić dodatkowy podatek. - My musimy dbać o to, żeby być konkurencyjni w Unii Europejskiej i żeby uzyskać równe płatności obszarowe dla rolników. Nie szukajmy możliwości wykończenia polskiego rolnictwa, tylko dajmy szansę wsparcia - zaapelował.

AW

Gazeta Pomorska 2012-08-08
GMO do koryta o cztery lata dłużej

Senacka Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi zaakceptowała znowelizowaną ustawę o paszach. Zakłada ona możliwość karmienia zwierząt paszami GMO (chodzi o organizmy modyfikowane genetycznie - przyp. red.) do końca grudnia 2016 r. - Byłem temu przeciwny - powiedział nam senator Jerzy Chróścikowski, przew. tej komisji. - Godzimy się na monopolizację rynku tłumacząc to interesem konsumentów. To bzdura, bo powinniśmy postawić na alternatywne białko i wprowadzić znakowanie mięsa. Dlaczego nie ma na nim informacji: "Wolne od GMO"? Klient powinien mieć wybór!

Za wprowadzeniem takiego znakowania jest także senator Andrzej Kobiak. - Klient powinien wiedzieć, co kupuje twierdzi. - Jestem zwolennikiem rzeczy naturalnych, ale mam też świadomość przymusu ekonomicznego. Gdybyśmy wprowadzili zakaz stosowania pasz GMO, wzrosłyby koszty produkcji i przeciętny zjadacz kiełbas płaciłby za nie więcej o 20-30 procent. (LT)

Tygodnik Zamojski 2012-08-08
Tydzień w regionie

PIS I ZESPOŁY. Zarząd Okręgowy Prawa i Sprawiedliwości powołał cztery zespoły programowe, których zadaniem jest monitorowanie poczynań obecnych władz państwowych i samorządowych, a także przygotowywanie opinii, ekspertyz oraz propozycji działań politycznych i legislacyjnych dla liderów partii w okręgu. W skład zespołów weszli parlamentarzyści, członkowie zarządu okręgowego, samorządowcy i niezależni eksperci. Przewodniczącym zespołu ds. samorządu został Wojciech Żukowski, burmistrz Tomaszowa Lub. Posłanka Beata Mazurek przewodniczy zespołowi ds. społecznych, zdrowotnych i oświatowych. Senator Jerzy Chróścikowski został szefem zespołu ds. rolnictwa, leśnictwa i ochrony środowiska, a poseł Adam Abramowicz - przewodniczącym zespołu ds. gospodarczych.
Aneta Urbanowicz


Tygodnik Solidarność 2012-07-27
Zamach na gospodarstwa rodzinne

- Na rządzących trzeba tupnąć, trzeba protestować, blokować urzędy, utrudniać ruch drogowy, żeby zaczęli myśleć, szukać rozwiązań - mówi w rozmowie z Wojciechem Dudkiewiczem senator JERZY CHRÓŚCIKOWSKI, przewodniczący Solidarności Rolników Indywidualnych.
- Tegoroczne mrozy odczuli nie tylko rolnicy, ale także konsumenci. Czy żywność nadal będzie drożeć?
- Z pewnością, choć nie we wszystkich działach produkcji rolnej w równym tempie. Z przykrością muszę stwierdzić, że rolnicy-producenci żywności nie mają wpływu na ich ceny. Np. narzekają, że kupujący od nich pośrednicy, za kilogram ziemniaków potrafią płacić 10-12 groszy, podczas gdy te same ziemniaki na straganie kosztują dziesięć razy więcej. Łańcuch cenowy jest zachwiany, a istotny wpływ na to mają sieci, hipermarkety, które działają na rynku globalnym. Mówią: nie chcecie nam dostarczać warzyw po naszej cenie, to sprowadzimy sobie z zagranicy. Poprzez import steruje się rynkiem, zaniża się cenę skupu. Rolnik w ten sposób łatwo może zostać wyeliminowany z rynku, zysk osiągają pośrednicy, przetwórcy, handel.
- Można z tym walczyć?
- Tak, ale jest to bardzo trudne, robimy to np. poprzez COPACOGECA, europejską organizację rolniczych związków zawodowych i spółdzielczych. Tym bardziej że narzekać na te praktyki zaczynają rolnicy z innych krajów.
- Rolnicy nie są skorzy do protestów, jednak przez północną Polskę przetoczyła się w ostatnich tygodniach fala rolniczych protestów. Jest tak źle?
- Problemów wciąż przybywa. Tegoroczne mrozy wywołały ogromne straty, a rolnicy mieli
kłopoty z uzyskaniem od państwa odszkodowań. Stąd protesty, szczególnie na Kujawach i Pomorzu. Pokazało to, że państwo w takich sytuacjach nie działa sprawnie. Na to nakłada się problem - szczególnie na terenach zachodnich - sprzedaży ziemi przez Agencję Nieruchomości Rolnej. Agencja zmusza rolników do wykupu dzierżawionej ziemi, a wielu z nich nie ma na to pieniędzy. Rolnicze protesty spowodowały, że kupujący ziemię będą mieli do spłaty więcej rat. Okazało się, że można to zrobić, nie zmieniając, lecz odpowiednio interpretując prawo. W tych obu sprawach widać, że na rządzących trzeba tupnąć, trzeba protestować, blokować urzędy, utrudniać ruch drogowy -jak to było w Szczecinie - żeby zaczęli myśleć, szukać rozwiązań. Protestujący zwracali też uwagę, że ziemia trafia do podstawianych osób, "słupów" i wywalczyli częściowe wstrzymanie sprzedaży ziemi. Gdyby nie protesty, nie byłoby zainteresowania rządzących tym problemem. Zwykła perswazja nie przynosi efektów, a rolnik, zamiast zająć się produkcją żywności, musi protestować.
- Minister rolnictwa wciąż podkreśla, że jest otwarty na rozmowy, spotkania z rolnikami. Jest otwarty, czy tylko tak mówi?
- Ostatnio odbyło się spotkanie ministra z rolnikami, problem w tym, że nic z tego nie wynika.
Minister kluczy, umawia się na kolejne rozmowy w przyszłości i tyle. Natomiast w tym samym czasie rząd przeprowadza przykre dla rolników działania. Przypomnę: podwyższono składkę zdrowotną dla rolników - co zaskarżyliśmy do Trybunału Konstytucyjnego, podniesiono wiek emerytalny, w tym szczególnie dla kobiet pracujących w rolnictwie, zapowiedziano wprowadzenie podatku dochodowego w rolnictwie, a co za tym idzie także likwidację KRUS-u. Rząd to zapowiada, minister rolnictwa jest w stanie się na to zgodzić. Natomiast my się na to nie zgodzimy. Problemem jest, że rząd nie konsultuje zmian z reprezentacją rolników. Próbuje ich zaskakiwać, stosować metodę faktów dokonanych. Nie jest przecież konsultacją przedstawianie nam jakiegoś projektu, a potem przesyłanie do sejmu zupełnie innego. Władza nie działa programowo, perspektywicznie, a przede wszystkim nie działa demokratycznie. Tej władzy siłą trzeba wydzierać to, co i tak się należy.
- Może dlatego, że rolnikom niełatwo jest protestować i zwykle mniej te protesty widać.
- Na pewno trudniej rolnikom, rozproszonym po Polsce, zorganizować się, stworzyć grupę nacisku, protestować itd. A teraz będzie jeszcze trudniej, bo uchwalono prawo utrudniające demonstracje.
Widać, że rząd boi się protestów. Prawdziwy obraz sytuacji w kraju nie przebija się do opinii publicznej, bo władza i media żyły Euro 2012, a teraz będą żyć igrzyskami olimpijskimi. Powinniśmy cieszyć się z nich, ale kiedy skończą się, zostaniemy z szarą rzeczywistością i narastającymi problemami. Wieś też je bardzo odczuje.
-Rolniczą Solidarność było widać podczas protestów przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. Widzi Pan potrzebę bliskiej współpracy z Solidarnością pracowniczą?
- Współpraca z Solidarnością jest od dawna: blisko współpracowaliśmy z Januszem Śniadkiem, było też sporo spotkań z Piotrem Dudą, które pokazały, że mamy podobne poglądy na wiele spraw. Ta współpraca jest najlepsza lokalnie, tam, gdzie toczy się codzienne życie. W niektórych regionach mamy wspólne biura, czasem obok siebie. W obecnej sytuacji, gdy rządzący próbują obciążać kosztami kryzysu głównie pracowników i rolników, współpraca powinna się zacieśniać. Są też oczywiście sprawy, które dotyczą tylko rolnictwa i o które musimy walczyć samodzielnie. Niestety, w komisji trójstronnej nie ma rolników. 8711448W związku z tym jesteśmy pomijani w dialogu. Żądaliśmy wielokrotnie, by rolnicze związki miały możliwość prezentowania stanowiska, można byłoby też utworzyć rolniczą komisję dialogu - miedzy rządem, rolnikami, przemysłem rolno-spożywczym. Omawialiśmy taki projekt za rządów śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale zdarzyła się tragedia i sprawa poszła ad acta. Ten rząd i ten prezydent o tym nie myślą. A nasze uwagi w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego nie zostały uwzględnione.
- Chyba niczyje nie zostały uwzględnione?
- Rządzący myślą, że rozejdzie się to po kościach, bo skutków tej zmiany jeszcze nie widać. Tak samo myślą pewnie o wprowadzeniu rachunkowości rolnej i przygotowaniu jeszcze w tym roku rolników do wprowadzenia księgowości w gospodarstwach, a w przyszłym roku podatku dochodowego i w konsekwencji likwidacji KRUS. Jeden z ministrów mówił niedawno: Przecież do 1990 r. istniał tylko ZUS, nie było KRUS, dlaczego teraz nie miałoby być podobnie? "S" RI wywalczyła KRUS. Dlaczego nie miałby istnieć w Polsce system, który wspiera rolników, skoro podobne systemy istnieją we Francji, w Niemczech? Zapowiadane zmiany rolnicy odczują natychmiast, bo przybędą im nowe koszty, ciężary i utrudnienia. Skutkiem tego, że rolnicy mają stać się przedsiębiorcami, będzie zniszczenie gospodarstw rodzinnych. Rolnik będzie musiał prowadzić księgowość, płacić jak przedsiębiorca podatki, ubezpieczenie zdrowotne itd. Wielu drobniejszych rolników to wykończy, inni będą musieli tworzyć spółdzielnie rolnicze. W czasach PRL tworzono je siłowo, dziś chce się je wymóc na rolnikach ekonomicznie. Głównym celem zapowiadanych zmian jest chyba zniszczenie gospodarstw rodzinnych.
- I stworzenie wielkich gospodarstw farmerskich?
- Ale kij ma dwa końce. W całej Europie, np. w Austrii, Włoszech, Hiszpanii, a nawet w Niemczech, istnieją gospodarstwa rodzinne. Powinny istnieć także w Polsce. Może chodzi o rozbicie tradycyjnych społeczności na wsi, z jej przywiązaniem do ziemi, obroną jej, z czym związany jest też patriotyzm, utrzymanie wartości, tradycji i wiary. Rządzący chcą być może doprowadzić do tego, żeby cena ziemi spadła. Bo jak nie będzie opłacać się gospodarowanie, rolnik pozbędzie się ziemi, pójdzie do pomocy społecznej. Pytanie, czy branie rolnika na garnuszek społeczeństwa jest dobrym rozwiązaniem. My się na to nie zgadzamy. Musimy bronić niezależności rolników, nie dopuścić do obciążania ich dodatkowymi kosztami. Zapowiada się poważna batalia, którą trzeba będzie stoczyć.

Autor: Wojciech Dudkiewicz

Tygodnik Solidarność 2012-07-27
Koalicja łupów

Kolesiostwo, nepotyzm, prywata, finansowe przekręty i nadużycia. Taśmy z rozmową działaczy PSL pokazują, jak zarządzane są spółki należące do państwa. Ale pokazują także stan państwa, jego instytucji a także moralność rządzących.
Na kosztownych delegacjach Śmietanko zwiedza świat. Z San Francisco jedzie do Meksyku, z Meksyku gdzieś tam... - Jedzie z żoną, z synem, z córką - mówi o podróżach Łukasik. - Wszystko jest na koszt Elewami. Teraz ich najbliższy wyjazd to będzie chyba z San Diego przez Kanał Panamski do Miami, dwa czy trzy tygodnie.
Mowa jest też o sposobie obchodzenia tzw. ustawy kominowej, ograniczającej zarobki prezesów w państwowych firmach. Śmietanko miał ustąpić z funkcji prezesa firmy, by otrzymywać większą pensję na niższym stanowisku - dyrektora generalnego, bo w tym wypadku ustawa kominowa nie obowiązuje. Obecnego prezesa Elwarru Bronisława Tomaszewskiego Łukasik uważa za figuranta i nazywa słupem. To prezes-słup miał zaakceptować ogromne zarobki Śmietanki (pensja plus wynagrodzenia za zasiadanie w dwóch radach nadzorczych plus dwie premie: kwartalna oraz z zysków).
Nagranie powstało w styczniu, ale zostało ujawnione w środku wakacji, na zakończenie sezonu politycznego. Czy to przypadek? - Nie wierzę w to. Ktoś najwyraźniej czekał z jego ujawnieniem na dogodny moment, w którym można przykryć coś innego - mówi dr Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Teraz sprawy, którą chciano by przykryć nie ma. Jest miejsce tylko na aferę taśmową.
Januszowi Wojciechowskiemu, byłemu prezesowi PSL, dziś europarlamentarzyście PiS, nie odpowiada używane przez media sformułowanie  "taśmy PSL". Nie odpowiada, bo są to, mówi, taśmy tego, co się dzieje w Polsce. Nie broni przy tym PSL, ale uważa, że koalicja powstała po to, żeby PO brała duże łupy, a PSL małe łupki. I teraz te małe łupki wyszły na powierzchnię.
- To w ogóle jest koalicja łupów. Tego prawie nikt nie zauważył: ani w 2007, ani w 2011 r. PO z PSL nie zawarły nawet umowy programowej. Po raz pierwszy w Polsce koalicja powstała w Polsce bez programu! To była od początku koalicja dla posad i korzyści. Korzyści PO ma więcej, PSL wziął drobniejsze frukty - mówi Wojciechowski.
Senator Jerzy Chróścikowski, szef Solidarności RI, przyznaje, że informacje o tym, co się dzieje w agencjach rolniczych docierały do niego, nagranie je tylko potwierdza. Chociaż np. obsadzanie stanowisk własnymi ludźmi to żadna sensacja.
- Żadna ekipa rządząca od 1989 r. nie jest bez winy. Wszystkie zatrudniały swoich. Takiej
pazerności, jak PSL i PO, chyba jednak żadna nie wykazywała podkreśla.
Pierwszymi konsekwencjami ujawnienia nagrań były dymisja ministra Sawickiego i deklaracja
premiera Tuska objęcia resortu rolnictwa osobistym nadzorem (jakby nie nadzorował go, jako premier, od pięciu lat), a potem wszczęcie kontroli CBA w spółce Elewarr. Kontrolę przeprowadzi także NIK i nie będzie to pierwsza kontrola. Wyników poprzedniej rządzący nie zauważyli albo je zbagatelizowali.
Ważne jest pytanie, dlaczego taśmy pojawiły się akurat teraz. Pomysłodawcy ujawnienia ich w tym momencie trzeba szukać wśród tych, którzy na tym skorzystali - zaleca polityk PSL, proszący o anonimowość. A kto mógł skorzystać? Jego zdaniem mógł premier Donald Tusk, mógł także Waldemar Pawlak.
- Tusk dlatego, że stan finansów państwa wkracza w fazę krytyczną, Polska jest bardzo poważnie zadłużona. Władze będą musiały głęboko sięgnąć do naszych kieszeni. Każda metoda odwrócenia uwagi jest dobra - mówi. Natomiast Pawlak dlatego, że ostatnio przegrywał w regionalnych strukturach Stronnictwa. Groziło mu, że jesienią straciłby fotel prezesa. A jak straciłby fotel prezesa, straciłby też stołek wicepremiera. I to na czyją rzecz? Ministra Marka Sawickiego, który prowadził mocną kampanię wyborczą. Dziś zdymisjonowany Sawicki już się nie liczy.
Kręgosłup CBA
Nagranie jakoś szczególnie nie wstrząsnęło posłem Zbigniewem Kuźmiukiem, byłym politykiem PSL, dziś w PiS. A to dlatego, że tego rodzaju praktyki, jak obsadzanie stanowisk własnymi ludźmi, prywata, nie jest przypadłością tylko PSL. Mnóstwo podobnych wynaturzeń można znaleźć po stronie PO, uważa. Jak sądzi wszystko zaczęło się od złamania kręgosłupa CBA, po wykryciu afery hazardowej.
- Premier Tusk zgrabnie uciekł od odpowiedzialności za to, co się stało i jednocześnie odwołał szefa służby, która to wykryła. Złamał kręgosłup CBA - podkreśla Zbigniew Kuźmiuk. - Dał sygnał. funkcjonariuszom, żeby władzy nie patrzyli na ręce. To śmieszne, że CBA dopiero teraz, po doniesieniach mediów, rusza do walki z tą patologią, co potrwa przez kilka miesięcy. Ta służba miała zapobiegać tego rodzaju praktykom, dusić je w zarodku. To pokazuje, jak zostało rozwalone państwo i ta służba przy okazji.
Prof. Antoni Kamiński z PAN, były szef polskiego oddziału Transparency International ma wrażenie, że wobec polityków wymiar sprawiedliwości stosuje inną miarę niż wobec zwykłych ludzi.
- Teraz mamy do czynienia z żenującym skokiem na kasę.
Ale od lat pojawiają się informacje o tym, że stanowiska w państwowych spółkach, często w sektorze rolnym, otrzymują bliscy i krewni polityków. I nic z tego nie wynika. Od lat jest na to polityczne przyzwolenie. To dlatego odpowiednie służby obchodzą się z tymi sprawami bardzo delikatnie - mówi.
Rozgrzeszani przez elity.
W raporcie TI i Instytutu Spraw Publicznych stwierdzono, że zwalczanie korupcji nie jest dziś priorytetem rządu. "Korupcja jest potępiana, jednocześnie jednak przyzwolenie na nepotyzm i kumoterstwo wciąż jest powszechne, co gorsza zaś, bywa rozgrzeszane przez elity" - stwierdza rapot.
Na ujawnieniu taśm może skorzystać Tusk, Pawlak, ale może także skorzystać społeczeństwo. Odsłoniły bowiem to, co dla niektórych nie było tajemnicą, ale teraz wyszło na powierzchnię. Aferę hazardową zamieciono pod dywan. Tym razem też tak może być. Ale to, że ukręcono łeb piątej czy dziewiątej aferze, nie oznacza, że stanie się tak dziesiąty raz.
- Po aferze Rywina nastąpił wstrząs, może i po tej aferze nastąpi. Jako optymista myślę, że Polacy wreszcie zorientują się, kto nimi rządzi - mówi Janusz Wojciechowski.
nn


Agro Serwis 2012-07-01
Rozmowy i dialog sposobem na rozwiązywanie rolniczych problemów

Przedstawiciele związków i organizacji rolniczych rozmawiali 19 czerwca w ministrem rolnictwa i rozwoju wsi Markiem Sawickim o problemach, które występują lokalnie w terenie przy realizacji pomocy dla gospodarstw, w których wymarzły oziminy, oraz przy sprzedaży ziemi rolnikom na przetargach ograniczonych. Rozmawiano m.in. o sytuacji związanej z rolniczymi protestami w województwach kujawsko-pomorskim i zachodniopomorskim. Na konferencję prasową zorganizowaną w resorcie rolnictwa po tym spotkaniu minister Sawicki przyszedł za związkowcami. Obecni byli: przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych "Solidarność" Jerzy Chróścikowski, przewodniczący Związku Zawodowego Rolnictwa "Samoobrona" Lech Kuropatwiński, prezes Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych Władysław Serafin, zastępca przewodniczącego Związku Zawodowego Rolników "Ojczyzna" Mariusz Gołębiowski, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz, wiceprzewodniczący Rady Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych Stanisław Kacperczyk oraz przewodniczący Związku Zawodowego Centrum Narodowe Młodych Rolników Piotr Kasprzak.
Szef resortu rolnictwa poinformował, że rozmowy z protestującymi rolnikami w woj. kujawsko-pomorskim i w woj. zachodniopomorskim doprowadziły do zawieszenia tych protestów. Zachęcam rolników z innych regionów, aby do szybszego rozwiązywania pojawiających się problemów dochodzili na drodze rozmów oraz przez swoje organizacje rolnicze i związki zawodowe. Teraz w ramach stałego dialogu prowadzonego z rolniczymi organizacjami i związkami będę się spotykał na początku każdego miesiąca z szefami organizacji ogólnopolskich. Jeżdżę i będę jeździł na terenowe spotkania z rolnikami, aby się dowiedzieć, co lokalnie utrudnia wdrożenie nowych ustaw lub podjętych na szczeblu centralnym decyzji. Nie zawsze trzeba zmieniać prawo, często wystarczy niewielka korekta przyjętych procedur postępowania, aby pojawiające się bariery przestały przeszkadzać np. w przeprowadzaniu przetargów ograniczonych na grunty z Agencji Nieruchomości Rolnych. Dlatego przy oddziałach ANR zostały powołane komisje społeczne, które mają pilnować tych przetargów i czuwać na tym, aby państwowa ziemia trafiała faktycznie do rolników powiększającym gospodarstwa rodzinne -dodał minister Sawicki. Jeśli zajdzie taka potrzeba, nie wykluczam powołania komisji dialogu społecznego w obszarze rolnictwa na wzór działającej komisji trójstronnej zajmującej się sprawami pracowniczymi - powiedział.
Szef resortu rolnictwa poinformował, że Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa sukcesywnie wydaje producentom rolnym, w których gospodarstwach powstały szkody spowodowane przez ujemne skutki przezimowania, decyzje o przyznaniu jednorazowej pomocy finansowej o charakterze de minimis, w wysokości 100 zł na 1 ha powierzchni pól, które wymagały ponownego obsiania. Agencja wysłała już przeszło 20 tys. takich decyzji na kwotę ponad 20 mln. zł, w tym ponad 8,5 tys. decyzji dla producentów rolnych z terenu woj. kujawsko -pomorskiego. Minister Sawicki wyjaśnił, że dopiero po otrzymaniu wniosków od wojewodów, którzy powoływali komisje do oceny strat mrozowych, mógł wyrazić zgodę na uruchomienie procedury otwarcia specjalnej linii kredytowej w wysokości ok. 55 mln zł na udzielenie preferencyjnych kredytów ułatwiających wznowienie produkcji w ponad 20,5 tys. poszkodowanych gospodarstw rolnych. Sawicki dodał, że kierownictwo resortu rolnictwa zdecydowało, że w uzasadnionych przypadkach będzie można złagodzić kryteria przyznania kredytu. Wydaje nam się, że w tej sytuacji dużo większa grupa rolników, których gospodarstwa ucierpiały z powodu wymarznięcia upraw, skorzysta z kredytu preferencyjnego -powiedział Sawicki.
Odnosząc się do protestów w woj. zachodniopomorskim, minister zaznaczył, że sytuacja jest specyficzna, ponieważ podaż ziemi Skarbu Państwa w tym rejonie jest zdecydowanie większa niż w innych częściach Polski. Dlatego tam pojawiają się większe napięcia. Przy wszystkich oddziałach terenowych ANR zostały powołane społeczne komisje, które będą analizować sytuację w celu wyeliminowania z przetargów ograniczonych osób "nieuprawnionych" - tzw. słupów. Głównym celem ANR jest jak najszybsze rozdysponowanie ziemi z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa rolnikom, w pierwszej kolejności na powiększenie gospodarstw rodzinnych. Z naszych interpretacji prawnych wynika, że dzierżawcy, którzy weszli w posiadanie ziemi w trybie przetargu i mają z tego tytułu prawo pierwokupu, będą mogli korzystać z zakupu w rozłożeniu na raty z oprocentowaniem takim jak w przypadku sprzedaży przetargowej - wyjaśnił minister.
Do trudnych problemów, które wzbudzają największe zaniepokojenie wśród rolników związkowcy zaliczyli rozpoczętą już dyskusję na temat podatku dochodowego w rolnictwie, składek zdrowotnych rolników oraz rolniczych ubezpieczeń. Mamy do czynienia ze zjawiskiem protestów społecznych na wsi - mówił prezes KZRKiOR Władysław Serafin. Przyjęliśmy ustalenie, że co miesiąc w pierwszy poniedziałek na spotkaniu z ministrem rolnictwa będziemy omawiać występujące w rolnictwie problemy i poszukiwać dróg ich rozwiązywania. Dopóki nie dojdzie do uzgodnień, nie będziemy rozmawiali z organizatorami lokalnych protestów. Lokalny zasięg miał protest w woj. zachodniopomorskim. Był popierany przez Związek, teraz gdy doszło do uzgodnień wiemy, że przyczyny niezadowolenia, leżące po stronie Oddziału ANR w Szczecinie zostaną rozwiązane i możemy o tym rozmawiać.
Na polskiej wsi nie jest łatwo - powiedział prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz. Rozwiązywanie wielu problemów zależy jednak od uzgodnień w Brukseli. Natomiast kłopoty rynkowe mogłaby złagodzić aktywniejsza działalność spółdzielni, ale rząd nie dba o ich rozwój. Trzeba też znaleźć odpowiedź na pytanie - dlaczego tak wielu rolników nie chce się ubezpieczać od ryzyka z tytułu wymarznięcia upraw - sugerował prezes KRIR.
Rolnicy protestują, bo nie są zadowoleni z postępu w rozwiązywaniu problemów, z którymi się borykają. Nie godzimy się też na podwyższenie wieku emerytalnego rolników i na nowe składki zdrowotne. Te sprawy wykraczają poza uprawnienia ministra rolnictwa, a premier unika dialogu z rolnikami - powiedział przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych "Solidarność" Jerzy Chróścikowski.
Odnosząc się do wypowiedzi związkowców i do opinii ukazujących się w mediach, minister Sawicki powiedział, że nie ma zapaści w rolnictwie. Mimo strat zimowych w uprawach i występujących lokalnie ogromnych opadów, które obniżyły zbiory truskawek, wartość eksportu rolno-spożywczego za pierwsze cztery miesiące 2012 r przekroczyła 5 mld euro, Dynamika w eksporcie produktów rolnych wyniosła 9%. Nikt w Polsce nie niszczy spółdzielczości. Nowe podwaliny dla spółdzielczości tworzy rozwój grup producentów rolnych. Rząd w sprawach wsi i rolnictwa reprezentuje minister rolnictwa i rozwoju wsi - wyjaśnił Sawicki.
Zanotował Andrzej Kasperowicz


Nasza Polska 2012-06-26
Będziemy walczyć o polskie rolnictwo

Z senatorem JERZYM CHRÓŚCIKOWSKIM przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Rolników Indywidualnych, rozmawia Anna Wiejak
 - W Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi odbyło się spotkanie poświęcone sytuacji w rolnictwie. Jakie przyniosło efekty?
- Na konferencji pan minister umiejętnie spłycił ten problem. Dał oczywiście materiał informacyjny przeznaczony dla nas, dla związków, w którym znalazły się informacje, co ministerstwo robi i jaka jest sytuacja w rolnictwie. Omówiliśmy stan bieżący oraz to, jakie sprawy były podnoszone w protestach i które zostały rozstrzygnięte, a które jeszcze nic.
Minister zaproponował cykliczne spotkania. Mamy co miesiąc rozmawiać i ustalać bieżąco, a nie czekać już tyle miesięcy, aż dojdzie do strajków. Efektów poza tymi, które zostały podpisane w porozumieniach rolniczych, a raczej protokołach rozbieżności, czy to w Bydgoszczy, czy w Szczecinie, nie ma. Może poza jednym. Podpisane uzgodnienia stanowią, że rolnicy dzierżawiący ziemię nabytą w przetargu z ANP. będą mogli zakupić ziemię w ramach pierwokupu, zamiast 6 proc. oprocentowania rozłożenia wpłaty na raty będą mogli uzyskać 2 procent. To osiągnięcie rolników, którzy zmobilizowali się pod przewodnictwem NSZZ RI "Solidarność".
 - Rozumiem, że protesty zostaną na pewien czas zawieszone...
- Protesty zostały zawieszone. Jedne uzgodnienia zostały podpisane 15 czerwca w Bydgoszczy, drugie - 18 czerwca około godz. 22.00 z prezesem Agencji Nieruchomości Rolnych w Szczecinie.
 - Minister rolnictwa Marek Sawicki twierdzi, że prowadzi nieustanny dialog z organizacjami i związkami zawodowymi, działającymi w obszarze rolnictwa. Jak wygląda ten dialog? Czy to rzeczywiście jest dialog?
- Sprawa dotycząca dialogu nie jest zrealizowana. W sprawach dotyczących na przykład składki zdrowotnej, nie było konsultacji ze związkami. Zaskarżyliśmy tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Podobnie rzecz wygląda z emeryturami. Jest podwyższenie wieku emerytalnego. Dotyczy to również rolników i w tej sprawie nie było z nami konsultacji, więc skąd mowa o dialogu. Po trzecie nie ma nas w komisji trójstronnej. Żądałem dzisiaj na konferencji, żeby pan premier w końcu podjął rozmowy ze związkami. Do tej pory nie spotkał się z żadną z organizacji. Jestem już długo związkowcem. Jeszcze nie było takiego rządu, żeby premier nie spotkał się z nami ani w tamtej, ani w tej kadencji. To o jakim dialogu mówimy?
 - Sytuacja polskiego rolnictwa jest dramatyczna. Rocznie z mapy Polski znika 100 tys. gospodarstw rolnych. Co na to strona rządowa?
- Pan minister ma zawsze jedną odpowiedź, że problemy bieżąco stara się rozwiązywać. W poszczególnych sytuacjach, powiedzmy o kredytach, że teraz jest uruchomionych prawie 50 mln na dopłaty do kredytów na inwestycje w gospodarstwach. Rząd to przyjął i uruchomił środki, jak również Komisja Finansów Publicznych zgodziła się na uruchomienie 140 mln złotych na wypłaty rolnikom po klęsce przezimowania. Jest to kropla w morzu potrzeb, która nie rekompensuje utraconych na skutek wymarznięć dochodów rolników. Także tutaj zawsze minister znajduje fragmentaryczne informacje o tym, co zrobił, co pomógł. Skutek natomiast jest taki, że polityka rolna stanowi całość, która jest niekonkurencyjna względem "starej piętnastki UE". Mamy mniejsze i porównywalne dopłaty, a w niektórych przypadkach nawet wyższe koszty produkcji. W związku z tym niektóre gospodarstwa są na skraju upadłości, a zwłaszcza jeśli dotknie je klęska - upadają. Natomiast minister odpowiada tylko "co mogłem, to zrobiłem". Skutek jego działań jest taki, że pieniędzy w budżecie jest za mało. Jak pani pamięta, zgłaszaliśmy poprawki, że trzeba na kredyty rolnicze uruchomić 170 mln zł więcej. Wtedy minister mówił, że mu nie potrzeba, a teraz płacze, że nie ma tylu środków, co trzeba w celu uruchomienia kredytów. I tak krok po kroku. Wszystkie przedsięwzięcia, które podejmowaliśmy w trakcie prac nad ustawą budżetową, czy to w Sejmie, czy w Senacie, czy związki, które proponowały, były przez obecnie rządzącą ekipę utrącane. Chociażby paliwo rolnicze. Przecież nie ma pełnych zwrotów akcyzy w paliwie rolniczym. Wtedy minister również uważał, że tyle wystarczy. Teraz Sejm pracuje nad ustawą, w której chce się zwiększyć zwrot akcyzy z 86 na 1201 na hektar. Pytanie, czy koalicja to poprze. Też powinny na to zostać przeznaczone większe środki finansowe, żeby rolnicy mieli większy zwrot. Dla przykładu niemieccy rolnicy otrzymują pełny zwrot akcyzy. Proszę zwrócić uwagę na to, że te nierówne warunki płatności, nierówne ulgi, są one w Polsce znacznie gorsze niż w Unii. Stąd wiele gospodarstw ma prawo mieć trudną sytuację ekonomiczną.
 - Czy jest możliwość zwrócenia się do Unii Europejskiej, żeby coś z tym stanem rzeczy zrobiła?
- My, jako związki zawodowe, cały czas jesteśmy w kontakcie z władzami Unii Europejskiej i zwracamy się w pewnych sprawach. Natomiast pytanie, na ile rząd negocjuje słusznie. Te rzeczy, które są bieżące, podnosimy w ramach działań. Choćby sprawa mleka, cukrownictwa, tytoniu, chmielu czy trzody. My z jednej strony popieramy ministra, z drugiej zaś zgłaszamy bezpośrednio do Komisji Europejskiej. Rząd mógłby więcej zrobić, jeżeli uznałby za stosowne przeznaczyć na rolnictwo więcej środków finansowych i wprowadzać krajowe mechanizmy wsparcia. Wtedy mogłaby się poprawić sytuacja ekonomiczna. To tylko za Prawa i Sprawiedliwości wprowadzaliśmy takie rozwiązania, które pomagały rolnikom w ramach krajowych środków wsparcia, natomiast ten rząd stale wycofuje się i oszczędza. Oszczędza na wszystkim i wszystkich, również na rolnikach.
 - Problemem jest także wyprzedaż polskiej ziemi, która bynajmniej nie trafia w ręce rolników, którym rzucane są kłody pod nogi, jeżeli chcą powiększyć swoje gospodarstwa. Jak Pan ocenia tego typu politykę?
- Rzeczywiście. Na proteście, który był w Szczecinie czy w innych regionach, Dolnym Śląsku czy kujawsko-pomorskim problem podnoszony był w całości. Rolników się zmusza do tego, żeby wykupowali ziemię dzierżawioną. To, co powiedziałem na początku, że sprzedaż ziemi powinna się odbywać bardziej przejrzyście i lokalnie. Mogliby również rozpatrywać, czy gospodarstwo rolne jest w stanie, czy nie jest w stanie dokonać zakupu ziemi, żeby nie wypowiadać umowy, nie sprzedawać tego gospodarstwa z dzierżawą. Przepis mówi, że do 300 ha nie ma podstawy prawnej do zmuszania do wykupu ziemi, tym bardziej że nie obowiązuje wyłączenie 30 proc. gruntu na upełnorolnienie gospodarstw rodzinnych. Również zwracamy uwagę na to, żeby ta ziemia, która jest dzisiaj sprzedawana, nie trafiała w ręce tzw. słupów. To jest problem poważny i trzeba dokładnej weryfikacji, czy nabywcy nie są podstawionymi ludźmi kupującymi za gotówkę, a nieposiadającymi pieniędzy. 18 czerwca w Szczecinie zostało potwierdzone, że rolnicy na prawach pierwszeństwa będą mogli teraz nabywać ziemię z możliwością rozłożenia należności na raty, ale nie na 6 proc. jak do tej pory, tylko na 2 procent. I to jest duże osiągnięcie, które rolnicy sobie wywalczyli.
 - Jakie jest prawdopodobieństwo, że z naszym rolnictwem stanie się dokładnie to, co z litewskim?
- Zawsze jako związek walczyliśmy o to, aby gospodarstwa rodzinne istniały i to jest naszym statutowym celem działania. Nie wyobrażamy sobie, żeby w Polsce zniknęły gospodarstwa rodzinne. Wszystkie starania, jakie czynimy, idą w tym kierunku, aby one przetrwały. Jest zapis w Konstytucji "gospodarstwa rodzinne", więc trzeba o nie walczyć. Proszę pamiętać, że polscy rolnicy są przywiązani do ziemi, do ojcowizny i będą te gospodarstwa utrzymywać, dokąd tylko będą w stanic, licząc na to, że sytuacja ekonomiczna się poprawi. Do tej pory widać wyraźnie, że tak się dzieje i wspólne działania wszystkich organizacji, również klubów parlamentarnych i partii politycznych powinny iść w tym kierunku, żebyśmy mieli równe szanse w Unii Europejskiej. Nie możemy doprowadzić do tego, do czego doprowadzili Litwini, że dostają bardzo niskie dopłaty - w porównaniu do Polski mają o połowę mniej, a my o połowę mniej niż Niemcy i stara piętnastka.


Farmer 2012-06-01
Rolnik do 67. roku życia

USTAWĘ 0 EMERYTURACH Z FUS RZĄD PRZEPROWADZIŁ PRZEZ SEJM W CIĄGU DWÓCH TYGODNI. CHOCIAŻ - JAK STWIERDZIŁ JEDEN Z POSŁÓW - TAK WŁAŚCIWIE TO PRZEPCHNĄŁ JA BUCIOREM.
TEKST MARZENA POKORA-KALINOWSKA
Marek Bucior to wiceminister pracy - właśnie to ministerstwo, na czele z PSL-owskim ministrem pracy Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem - wzięło na siebie ciężar bronienia ustawy w Sejmie. Podczas trzeciego czytania na żadne z pytań posłów rząd nie udzielił konkretnej odpowiedzi. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz, podsumowując tę cokolwiek jednostronną debatę stwierdził na pocieszenie, że ustawa będzie podlegała co cztery lata przeglądowi funkcjonowania, co daje możliwości wprowadzenia zmian. Opozycja twierdzi, że uchyli nowe prawo zaraz po dojściu do władzy.
Ale jak na razie mamy nowe uregulowanie, dotyczy ono - choć może lepiej byłoby powiedzieć: dotyka - także rolników.
BEZ WYJĄTKÓW
Rząd uznał, że dość już przywilejów dla poszczególnych grup zawodowych. Model jest jeden, wspólny dla wszystkich: na emeryturę idzie osoba mająca 67 lat. Tak kobieta, jak i mężczyzna. Okres dochodzenia do tego wieku rozłożono w czasie - od 2013 r. wiek emerytalny będzie wzrastał o trzy miesiące każdego roku. Tym samym mężczyźni osiągną docelowy wiek emerytalny 67 lat w 2020 r., a kobiety - w 2040 r. Przewidziano tzw. częściową emeryturę. Zgodnie z ustawą, prawo do takiego świadczenia przysługuje kobietom w wieku 62 lat, które mają co najmniej 35 lat stażu ubezpieczeniowego (okresy składkowe i nieskładkowe) oraz mężczyznom, którzy ukończyli 65 lat i posiadają co najmniej 40 lat stażu ubezpieczeniowego.
Częściowa emerytura stanowiłaby 50 proc. pełnej kwoty. Sejm przyjął też dwie poprawki PSL dotyczące rent i emerytur rolniczych. Umożliwiają one m.in. otrzymywanie renty rolniczej lub emerytury rolniczej w pełnej wysokości, mimo prowadzenia działalności rolniczej z małżonkiem podlegającym ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu. Osoba pobierająca rentę rolniczą z tytułu niezdolności do pracy w gospodarstwie będzie mogła uzyskiwać dochód z pracy pozarolniczej.
Rolnicy dłużej zachowają stare przywileje. Zgodnie z obecnym prawem rolnik, który nie osiągnął powszechnego wieku emerytalnego, ma prawo do emerytury po osiągnięciu 55 lat życia, w przypadku kobiet, i 60 lat w przypadku mężczyzn, jeżeli podlegał ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu przez okres co najmniej 30 lat i zaprzestał prowadzenia działalności rolniczej.
Z tego uprawnienia będą mogli skorzystać jeszcze ci rolnicy, którzy wiek oraz staż ubezpieczeniowy osiągną do 31 grudnia 2017 r. Spełnienie trzeciego warunku, tj. zaprzestanie prowadzenia działalności rolniczej, mogłoby nastąpić w dowolnym czasie.
Z WĄTPLIWOŚCIAMI
Kiedy oddajemy do druku ten numer, nie wiadomo jeszcze, czy Senat przyjmie ustawę. Zważywszy przewagę liczebną koalicji - niespodzianek nie będzie. Ale debata nad ustawą przeprowadzona w Senackiej Komisji Rolnictwa pokazała słabe punkty tej ustawy w kontekście rolnictwa. Wątpliwości senatorów były podobne do tych podnoszonych już wcześniej w Sejmie: ustawa spowoduje daleko idące skutki społeczne i negatywnie wpłynie na strukturę gospodarstw. Rolnik 67-letni będzie przekazywał gospodarstwo wnukowi, bo dopiero on spełni wymóg granicy wieku dla młodego rolnika, gdyż jego syn będzie miał już powyżej 40 lat. Praca w rolnictwie jest zbyt ciężka, aby mogły wykonywać ją osoby w wieku bliskim 67 lat, a częściowa emerytura to dla rolnika 400 zł, czyli stanowczo za mało, żeby wyżyć. Przewodniczący senackiej komisji Jerzy Chróścikowski, który jest jednocześnie szefem rolniczej Solidarności, przywołał wyliczenia ekspertów, z których wynika, że wydłużenie wieku emerytalnego mężczyzn spowoduje wzrost ich emerytury o 8 zł miesięcznie, a kobiet - o 28 zł.
Według Marka Buciora, jednak rolnicy są uprzywilejowani w nowym systemie, bo "nic nie zmieniając w swoim życiu" mogą brać 400 zł emerytury i nadal pracować w gospodarstwie. Istnieje nawet podejrzenie, czy nie jest to pomoc publiczna. Emerytury z ZUS-u zawierają element zniechęcający - "częściowy" emeryt zużywa kapitał, uszczupla swoją późniejszą pełną emeryturę. Rolnicze tego nie mają.
Emerytury rolnicze to nie jest system kapitałowy. Jeśli jednak emerytury rolnicze nie zostały wyłączone z tej nowelizacji, to może świadczyć o tym, że rząd konsekwentnie zmierza do wprowadzenia rachunkowości i podatku dochodowego w rolnictwie, co może otworzyć drogę do zróżnicowania składek i potem uzależnienia wysokości emerytur od zebranych z tego tytułu kwot.
Czy zrównanie wieku emerytalnego rolników z wiekiem obowiązującym wszystkie grupy zawodowe jest wobec tego pierwszym krokiem do ujednolicenia systemu ubezpieczeń rolniczych i pracowniczych, które to uzasadniałoby likwidację KRUS-u? Czas pokaże.


Nasz Dziennik 2012-05-21
Żądamy prawa do Telewizji Trwam

Do żądania Polaków o przyznanie miejsca katolickiej Telewizji Trwam na multipleksie cyfrowym przyłączyło się sześć kolejnych polskich miast: Dębica, Tarnobrzeg, Zamość, Łomża, Zawiercie, Słupsk. Kolejne kilkanaście tysięcy osób wyraziło swój sprzeciw wobec dyskryminacji katolików i odbierania nam prawa do powszechnego dostępu do katolickich mediów.
Dębica chce wolnych mediów
"Nie oddamy wam Telewizji Trwam", "Wolne media w wolnym kraju", "Bóg, Honor, Ojczyzna"  - to hasła, które towarzyszyły marszowi w Dębicy. Ponad 3 tys. osób przeszło ulicami tego miasta w obronie prawdy i wolnych mediów, w obronie Radia Maryja i Telewizji Trwam, które tę prawdę głoszą. - Tylko prawda czyni człowieka wolnym - podkreślał ks. diakon dr Jacek Pawłowicz, opiekun Koła Przyjaciół Radia Maryja przy parafii Matki Bożej Anielskiej w Dębicy, współorganizator marszu. - Bez fundamentu prawdy nie można budować gmachu wolności i demokracji. Nie można budować nowoczesnego i sprawiedliwego państwa! - mówił do uczestników dębickiego marszu. - Dlatego dziś gromadzimy się w obronie prawdy i wolnych mediów, które tę prawdę nam przekazują. W kraju, który swą państwowość stworzył w oparciu o chrześcijańskie wartości, wsparł się o drzewo krzyża, w którego historię nierozerwalnie wpisany jest Kościół katolicki, w którym zdecydowaną większość stanowią katolicy uczciwie płacący podatki, katolickie media nie mogą być dyskryminowane! Musi znaleźć się dla nich należne im miejsce. Tego domaga się sprawiedliwość! A takimi katolickimi mediami są Radio Maryja i Telewizja Trwam! - zaznaczał ksiądz diakon. Wzywał do modlitwy, aby Duch Święty oświecił błądzące w mroku umysły decydentów i aby ci przyznali należne miejsce na multipleksie tej jedynej katolickiej telewizji w naszym kraju.  - My o to nie prosimy, my tego żądamy! - podkreślał.
To nie przywilej, to nasze prawo
To, co obecnie dzieje się w Polsce, zaprzecza podstawowym zasadom demokracji - zwracano uwagę podczas marszu w Tarnobrzegu. Na ulice wyszło około 700 osób. Mszy św. w kościele Ojców Dominikanów przewodniczył o. Krzysztof Parol, przeor dominikanów w Tarnobrzegu, w asyście wielu kapłanów. Zgromadzeni przeszli pod pomnik Jana Pawła II. Modlitwę prowadził ks. prałat Michał Józefczyk, proboszcz parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnobrzegu. W przemówieniu Tadeusz Wojteczko, współorganizator marszu, przewodniczący Dekanalnej Rady Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich, przewodniczący Klubu "Gazety Polskiej" w Tarnobrzegu, podkreślił, że już od ponad dwóch miesięcy trwają manifestacje sprzeciwiające się polityce, która odrywa nasz Naród od korzeni chrześcijańskich. Jak zaznaczył, upominanie się o miejsce na multipleksie cyfrowym dla Telewizji Trwam to nie walka o przywilej, ale "walka o przestrzeganie i odzyskanie prawa, które się naszemu Narodowi i temu medium należy i które musi być wyegzekwowane".

Potrzebna nowa KRRiT
Około 2 tysięcy osób w Zamościu wzięło udział w marszu w obronie katolickich mediów i wolności słowa. Mszy św. w kościele Matki Bożej Królowej Polski przewodniczył ks. prof. Tadeusz Guz, dziekan Wydziału Zamiejscowego Nauk Prawnych i Ekonomicznych KUL. - Oczekujemy zmiany decyzji KRRiT i żądamy miejsca dla katolickiej Telewizji Trwam na multipleksie cyfrowym - zaznacza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ "Solidarność" Rolników Indywidualnych, organizator marszu. W liście otwartym do prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, marszałek Sejmu i marszałka Senatu uczestnicy marszu zaapelowali "o wyciągnięcie wniosków, rozwiązanie KRRiT, która nie spełnia oczekiwań większości społeczeństwa i rozważne wybranie nowych członków KRRiT, którzy będą przedkładać interes społeczny nad polityczny, kierować się zasadą bezstronności i autentycznie stać na straży wolności słowa i prawa do informacji".
Wolne media, wolna Polska
Marsz w Łomży wyruszył po Mszy św. sprawowanej w katedrze św. Michała Archanioła, której przewodniczył ks. Jan Krupka, rzecznik prasowy łomżyńskiej kurii diecezjalnej. Homilię wygłosił ks. bp Tadeusz Bronakowski, sufragan łomżyński. Około 4 tysięcy osób przemaszerowało, niosąc transparenty z hasłami: "Łomża. Protest przeciw dyskryminacji Telewizji Trwam", "Łomża - wolne media, wolna Polska". Uczestnicy przeszli przed ołtarz papieski, gdzie bł. Jan Paweł II 21 lat temu przewodniczył Mszy Świętej. - Telewizja Trwam to bardzo potrzebne medium dla Polaków, dla całego społeczeństwa.  Główny organizator marszu, poseł Lech Kołakowski, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" zaznacza, że nie możemy się zgodzić na zawłaszczanie mediów przez władzę. - Będziemy walczyć do skutku w obronie Telewizji, która gwarantuje rzetelny przekaz polskich spraw, broni suwerenności, tożsamości, wpływa na wychowanie młodzieży w duchu patriotyzmu, chrześcijańskich wartości -zaznacza.

Zawiercie w obronie wartości
- Rola naszej kochanej Telewizji Trwam jest nieoceniona - mówi ks. prałat Henryk Kowalski, opiekun Biura Radia Maryja przy parafii pw. Bożego Ciała w Zawierciu, organizator marszu w tym mieście. Jak zaznacza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", marsze są wyrazem głodu wartości, żądaniem nie przywileju, tylko normalności.
- Marsze to wyraz przywiązania Polaków do wartości chrześcijańskich - zwraca uwagę ks. prałat Zenon Gajda, rektor bazyliki mniejszej św. Apostołów Piotra i Pawła. Współorganizatorka marszu Irena Szyja z Katowic stwierdza, że władza, odbierając wolność słowa, chce zniewolić ludzi. Dlatego, jak podkreśla, trzeba się temu przeciwstawić. W Zawierciu marsz rozpoczął się w Godzinie Miłosierdzia. Z transparentami, flagami jego uczestnicy przeszli pod pomnik Jana Pawła II, skąd również skierowali petycję do KRRiT.
Patriotyczna manifestacja w obronie Telewizji Trwam odbyła się także w Słupsku. Marsz wyruszył po Mszy św. w kościele pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Różańca Świętego i przeszedł ulicami na plac Zwycięstwa.
Małgorzata Bochenek


Dziennik Wschodni 2012-05-15
Marsz na marsz

Ma być wyrazem protestu przeciwko działaniom Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która odmówiła przyznania Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym. Mowa o marszu, który w sobotę odbędzie się w Zamościu.
Najpierw jednak w kościele Matki Bożej Królowej Polski odprawiona zostanie msza święta; homilię wygłosi ks. prof. Tadeusz Guz, dziekan Wydziału Zamiejscowego Nauk Prawnych i Ekonomicznych KUL w Tomaszowie Lubelskim. - Po nabożeństwie mieszkańcy Zamościa i regionu przejdą ulicami miasta - informuje poseł Sławomir Zawiślak (PiS), który razem z senatorem Jerzym Chróścikowskim (PiS) organizuje manifestację. - Zapraszamy wszystkich, którzy chcą publicznie zademonstrować swoją miłość do ojczyzny, wyrazić prawo do wolności słowa i sprzeciwić się wobec działań szykanujących katolickie media, w tym Telewizję Trwam - zwraca się poseł.
Podobne protesty odbyły się wcześniej w całej Polsce. Trasa zamojskiego marszu będzie wiodła ulicami Wyszyńskiego, Peowiaków i Partyzantów przed delegaturę Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego, gdzie zaplanowano wręczenie petycji jej kierownikowi. Później uczestnicy udadzą się na Rynek Wielki. Straż Miejska będzie zabezpieczała trasę marszu.
Przypomnijmy, że w wyniku inicjatywy obywatelskiej podjętej przez mieszkańców i przedstawicieli Solidarnej Polski zebrano w Zamościu blisko 10 tys. podpisów o przyznanie TV Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym. Temat stanął na sesji Rady Miasta Zamość, która miała zwrócić się do KRRiT o przyznanie dla TV Trwam transpondera na multipleksie cyfrowym umożliwiającego powszechny odbiór tej stacji poprzez naziemną emisję sygnału.
Przyjmując stanowisko zamojska rada - jak czytamy - "solidaryzuje się samorządami, organizacjami zawodowymi, stowarzyszeniami i środowiskami wyrażającymi troskę o pluralizm mediów i ład demokratyczny w eterze". Za przyjęciem stanowiska głosowało 11 radnych, 5 było przeciw i 5 wstrzymało się od głosu.
Podkreślono, że TV Trwam - jako nadawca społeczny - adresuje swój przekaz do osób o jasno zdefiniowanym światopoglądzie, mocno zakorzenionym w kulturze chrześcijańskiej i tradycji narodowej. "Pozbawienie możliwości komunikowania się i wyrażania poglądów przez większość naruszyłoby podstawy ładu społecznego w Polsce skutkując trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. Wykluczenie godzi także w licznych odbiorców, wśród których na szczególną troskę zasługują widzowie starsi, chorzy, samotni, dla których Trwam jest jedynym źródłem informacji oczekiwanej i wiarygodnej" - czytamy.
Dodali, że odmowa TV Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym jest poważnym naruszeniem praw katolickiej opinii społecznej. Sobotni marsz ma być kolejną formą protestu.
LESZEK WÓJTOWICZ


Nowe Życie Gospodarcze 2012-05-14
Między sensem a nonsensem

Od dawna wiadomo, że sprawa GMO jest wykorzystywana politycznie. Poczynając od osławionego "lex Chróścikowski" (od nazwiska senatora PiS), zakazującego importu i stosowania GMO w produkcji rolno-żywnościowej, aż po coraz liczniejsze obecnie manifestacje i inne akcje propagandowe prowadzone przez przeciwników biotechnologii. Podsycają one w ten sposób niepokoje konsumentów.
Organizatorzy tych kampanii powołują się często na opinię społeczną. Tymczasem badania socjologiczne wykazują, że połowa społeczeństwa w ogóle nie zna terminu GMO. A ci, którzy go znają w 3/4 wiedzą niewiele lub prawie nic na ten temat. Wiedza o biotechnologii jest w naszym społeczeństwie znikoma i mało się robi, aby ją pogłębić. Toteż łatwo, wbrew oczywistym faktom, wmawiać społeczeństwu, że wykorzystywanie biotechnologii, zwłaszcza w produkcji rolniczej i żywnościowej, to ogromne zagrożenie dla zdrowia ludzi i zwierząt oraz środowiska. No i przede wszystkim interes wielkich koncernów produkujących nasiona i środki chemiczne.
Kampanię przeciw GMO prowadzą organizacje ekologiczne, a sprzyjają jej niektórzy ważni politycy, a nawet instytucje państwowe. Niedawno "Polityka" (nr 15/ 2012 r.) ujawniła, że jedna z fundacji walczących z GMO otrzymała na swoją działalność 490 tys. zł ze środków publicznych, z Funduszu dla Organizacji Pozarządowych. Jeśli tak się rzeczy mają (a miejmy nadzieję, że sprawa ta zostanie rzetelnie zbadana), to trudno oprzeć się wrażeniu, że nie o dobro społeczne tu chodzi, ale o wykorzystanie sposobności, aby na takich kampaniach dezinformacji dobrze zarobić.
Myślę, że trzeba powiedzieć otwarcie: są środowiska, organizacje i osoby publiczne inicjujące i prowadzące akcje, które mogą mieć bardzo negatywne skutki gospodarcze i społeczne, zahamować postęp naukowy i innowacyjność w produkcji żywności. I ich głos jest bardzo donośny. Dobrze więc się stało, że wreszcie zaczynają głośniej mówić naukowcy. Taką możliwość stworzyło niedawno Ministerstwo Rolnictwa, organizując w Sejmie (3 kwietnia) konferencję "GMO w rolnictwie i produkcji żywności - szanse czy zagrożenia genetycznej modyfikacji roślin i zwierząt". Przysłuchiwałem się tej konferencji i dochodzę do wniosku, że koniecznie trzeba szerzej upowszechnić wiedzę o GMO, ale też znaleźć sposób na przeciwdziałanie dezinformacji  i szerzeniu naukowej szarlatanerii. A parlamentarzystom, którzy niedługo będą podejmować decyzje o nowelizacji obowiązującej obecnie ustawy, także trzeba dostarczyć rzeczowych argumentów.
Jedną z kluczowych u nas kwestii - stosunku Kościoła katolickiego do wykorzystania biotechnologii w produkcji rolno--żywnościowej - podjął ks. prof. Wojciech Boloz z UKSW. Powołał się na opinię 40 uczonych Papieskiej Akademii Nauk, którzy podczas debaty w 2009 r. doszli do wniosku, że inżynieria genetyczna może korzystnie wpłynąć na wydajność produkcji rolnej - przez poprawę plonów, wyhodowanie odmian odpornych na suszę i szkodniki oraz zmniejszenie zużycia pestycydów. Świat stoi przed koniecznością wyżywienia w niedalekiej przyszłości 9 miliardów ludzi. Istnieje więc moralny nakaz stosowania GMO w produkcji żywności, ale równocześnie należy monitorować skutki tej metody. Zwłaszcza że są także inne opinie i obawy. Nie ma wprawdzie - zdaniem uczonych z akademii - podstaw do stwierdzenia, że rośliny GMO mogą być niebezpieczne, ale są wątpliwości, które należy rozstrzygać w uczciwej dyskusji naukowej. Ks. Boloz powiedział jeszcze, że wnioski Papieskiej Akademii Nauk nie są oficjalnym stanowiskiem Watykanu, ale opiniami uczonych.
O negatywnych skutkach wykorzystania GMO w rolnictwie mówiła prof. Katarzyna Lisowska z Instytutu Onkologii w Gliwicach. Jej zdaniem, uwikłanie się Polski w uprawy GMO jest sprzeczne z interesem społeczno-gospodarczym. Prawo zezwala na wprowadzenie zakazu na terenie całego kraju. Ponadto, zamiast importować pasze z GMO należałoby rozwijać krajową produkcję i wspierać finansowo naszych rolników.
W podobnym tonie wypowiadał się prof. Ludwik Tomiałojć z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. - Po co nam obce ziarno? - pytał. Nasze rolnictwo opiera się na rodzimej produkcji. Produkcja ekologiczna to polska specjalizacja w UE. Stosowanie GMO oznaczałoby katastrofę dla wielu wiejskich rodzin. Trzeba tym zainteresować NIK.
Z poglądami tymi polemizował prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej: - jako ekonomista nie będę wypowiadał się na temat leczenia nowotworów. Natomiast wszystkie dane ekonomiczne wykazują, że zaniechanie importu pasz oraz w przyszłości uprany roślin GMO doprowadziłoby do bankructwa gospodarstw rolnych, zakładów przemysłu spożywczego, podwyżki cen żywności i utraty tynków zagranicznych, gdzie sprzedajemy nasze artykuły spożywcze. Dla konsumentów oznaczałoby to znaczną podwyżkę kosztów utrzymania. Czy tego chcemy?
Wprowadzanie nowych metod produkcji w rolnictwie - proces trwający od wieków - jest niezbędne, aby wyżywić ludzkość - uważa prof. Janusz Zimny z Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin. Od kilkunastu lat uprawy GMO rozwijają się intensywnie - dziś to już 160 mln ha w 27 krajach. Wraz z tym pojawiają się jednak problemy w obszarze zdrowia i prawodawstwa. Obowiązuje nas zasada przezorności, co m.in. oznacza, że przypadek każdej rośliny należy traktować osobno i stosować środki ostrożności adekwatne do zagrożeń. To, co zostało ocenione jako bezpieczne w wyniku szczegółowych badań, powinno być dozwolone. Nie można w ogóle zakazać upraw GMO, bo to tak, jakby np. zadekretować, że grzyby są trujące. Nagłaśniane u nas obawy o negatywne skutki uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych są wyolbrzymione. Potwierdzają to badania prowadzone przez IHAR. Nie można z powodu różnych protestów zatrzymać dopływu do naszego rolnictwa innowacyjnych produktów, które pojawiają się na rynku. Trzeba także pamiętać, że wprowadzane u nas przepisy nie mogą naruszać fundamentalnego prawa UE o swobodnym przepływie towarów.
Prowadzone w szerokim zakresie badania, o których mówił prof. Sylwester Swiątkiewicz z Instytutu Zootechniki, wykazały, że pasze z kukurydzy i soi odmian genetycznie modyfikowanych nie stwarzają jakiegokolwiek ryzyka w żywieniu zwierząt. Toteż przeważają argumenty za ich stosowaniem, a zwłaszcza rachunek ekonomiczny. To jest zresztą chyba główny powód, że żaden kraj europejski (z wyjątkiem Polski) nie wpisał do swojego prawa bezwzględnego zakazu GMO.
Prof. Piotr Węgleński, biolog genetyk z Uniwersytetu Warszawskiego, przypomniał, że 36 lat temu na konferencji w Asilomar genetycy i lekarze z całego świata rozważali, jakie korzyści i zagrożenia może przynieść rozwój inżynierii genetycznej. I jakie należy zachować środki ostrożności. Opracowane wówczas zasady bezpieczeństwa obowiązują dotychczas i są stosowane. Osiągnięcia naukowe w produkcji leków i w rolnictwie są powszechnie znane. Wiadomo, że potencjalne korzyści są znacznie większe niż ewentualne zagrożenia. Tylko w Polsce tak donośne są głosy sprzeciwu. Dodajmy, że również w sferze prawa Polska uchybiła zobowiązaniom unijnym.
Co będzie dalej? Wiele zależy od tego czy - i jaką - rząd i parlament podejmą decyzję, o co apelował Adam Tański, były minister rolnictwa, dziś reprezentujący środowisko producentów zbóż i pasz. - Jak długo możemy stać w rozkroku między sensem a bezsensem - pytał. Nie stać nas na to.

Marcin Makowiecki
PS Po zamknięciu bieżącego wydania NZG odbyła się (26 kwietnia) konferencja zorganizowana przez Polską Akademię Nauk pt. "GMO szansą polskiej biogospodarki". Relację zamieścimy w następnym numerze.


Nasz Dziennik 2012-05-12
Oblężenie Sejmu

Warszawa, słoneczny dzień. Przed gmachem Sejmu ulokowały się dwa namioty, wokół tłum ludzi w kamizelkach z napisem "Stop 67", biało-czerwone flagi oraz transparenty z hasłami sprzeciwiającymi się podwyższeniu wieku emerytalnego.
Na skwerze przed wjazdem do Sejmu przy ulicy Wiejskiej rozłożyło się "miasteczko emerytalne". Wokół dwóch namiotów grupa związkowców z Regionu Dolny Śląsk i Śląsk Opolski. W sumie około 600 osób. Będzie więcej, kiedy przyjadą związkowcy z Regionu Koszalin Pobrzeże. Wszyscy mają na sobie białe kamizelki z napisem "Stop 67", na tym tle widoczny rysunek łańcucha z ołowianą kulą. To logo spotu NSZZ "Solidarność", emitowanego przez TVP Info. Wywieszania w Warszawie billboardów z nim związanych zabroniła spółka miejska Warexpo realizująca na terenie stolicy kampanie reklamowe. Wokół miasteczka powiewają transparenty z napisem NSZZ "Solidarność". Widać też zdjęcia posłów, którzy głosowali przeciwko obywatelskiemu wnioskowi o referendum w sprawie reformy emerytalnej. Ludzie trzymają też transparenty: "Bóg, Honor, Ojczyzna", "Pracuj, kobieto, do późnej starości, aż ci wysiądzie głowa i kości", oraz plakat "Jak żyć? >krótko<", na którym widać premiera Donalda Tuska, wicepremiera Waldemara Pawlaka i ministra finansów Jacka Rostowskiego. Związkowcy są spokojni, opanowani, ale na twarzach widać determinację. - Pracowałem 36 lat w jednym zakładzie, od kiedy padł, jestem na bezrobociu - mówił "Naszemu Dziennikowi" Wiesław Obcas z Dzierżoniowa. - Nie ma nigdzie pracy, jestem tylko na zasiłku, ostatnio zmarła moja matka, nie ma mi kto pomóc. Te 67 lat to głupota, przecież wielu z nas tego wieku nie doczeka, mój kolega, z którym pracowałem, zmarł w wieku  57 lat, pracował w trudnych warunkach, nie było tam wentylacji, zabił go pył - dodaje pan Wiesław.
Już po raz drugi
Pierwsze miasteczko, również ulokowane przed Sejmem, funkcjonowało w ostatnim tygodniu marca, kiedy w parlamencie odbywały się głosowania nad wnioskiem o referendum w tej sprawie. - Jesteśmy tu, by parlamentarzyści wiedzieli, że nie odpuścimy, będziemy tu aż do skutku,  dopóki ta ustawa nie wyląduje w koszu. Kropla drąży skałę. Jedno miasteczko było, a wniosek o referendum został odrzucony. Wydawałoby się, że czas został stracony. Nic bardziej błędnego. Gdyby nie nasz nacisk, nie doszłoby m.in. do spotkania przedstawicieli "Solidarności" na czele z przewodniczącym Piotrem Dudą z premierem Tuskiem, który przyjął nasze projekty ustaw. Teraz wielu polityków ma wielki dylemat. Nie wątpię, że sercem są z nami, ale dyscyplina partyjna każe im głosować inaczej. Zależy nam na tym, by za pośrednictwem mediów dotrzeć do jak największej liczby osób, które tak naprawdę w dalszym ciągu nie wiedzą, o co jest ta bitwa. A to pod wpływem niektórych mediów, które lansują hasła typu: "Żyjcie sobie spokojnie, to was nie dotyczy". A tak przecież nie jest. My przestrzegamy przed wielkim niebezpieczeństwem - tu nie chodzi tylko o to, że będziemy pracować do 67. roku życia, ale o to, że tej pracy dla osób w takim wieku nie będzie. Przecież już teraz ludzie młodzi nie mają pracy. Pan premier sam dał przykład 60-letni fotograf został zwolniony, bo już był nieprzydatny - mówi Tadeusz Majchrowicz, zastępca przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność".
Od dwóch dni lokatorzy namiotowego miasteczka systematycznie się zmieniają - przed dwoma dniami byli to związkowcy z Regionu Ziemi Łódzkiej. Teraz są ze Śląska. - Chodzi o to, by się ludzie zbytnio nie męczyli. Stąd ta rotacja - tłumaczy Majchrowicz. Do jego głosu dołączają inni. - Jesteśmy przekonani, że racja jest po naszej stronie. Ta propozycja przedstawiona przez koalicję jest krzywdząca dla ludzi pracy. Przy wprowadzeniu reformy emerytalnej potrzebna jest głębsza debata  publiczna. A tej zabrakło. Dlatego tutaj dziś jesteśmy - deklarują Kazimierz Kimso, szef NSZZ "Solidarność" Regionu Dolny Śląsk, i Grzegorz Adamczyk, wiceprzewodniczący NSZZ "Solidarność" zarządu Regionu Śląsk Opolski.
Sejm oblężony
Związek przygotował niespodziankę dla posłów, którzy poprą projekt rządowy - blokadę wyjść z Sejmu. - Niech w końcu zaczną myśleć, a nie przepychać kolanem ustawę, która jest szkodliwa dla społeczeństwa. Niech pójdą po rozum do głowy - mówią organizatorzy. - Jest argumentacja ze strony rządu, że jeśli będziemy dłużej pracować, to będziemy mieli wyższe emerytury. To oczywista bzdura. Przecież nikt nie chce już zatrudniać ludzi w wieku 50 lat. A gdzie 67 lat? Są regiony, w których bezrobocie sięga dwudziestu kilku procent, co z tymi ludźmi? - dopytują związkowcy. - Mamy bardzo silną motywację, ponad dwa miliony ludzi poparło nasz wniosek o przeprowadzenie referendum -mówią. - Nikt z nami, rolnikami, nie rozmawiał - tłumaczą. - To zgromadzenie dziś tutaj, przed Sejmem, to efekt tego braku dialogu społecznego. To jest skandal i buta władzy, lekceważenie ludzi pracy, którzy potrzebują prawdziwej reformy, a nie tylko pracy do śmierci - komentuje Jerzy Chróścikowski, senator PiS i zarazem przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych "Solidarność". - Wydłużając wiek, eliminują dostęp do pracy młodym ludziom - dodaje. - Temu rządowi nie wierzyliśmy i nie wierzymy. Oni łamią obietnice. Pani redaktor, u nas wieś się wyludnia, młodych ludzi jest coraz mniej. Rolnicy pracują bardzo ciężko, są bardziej spracowani i schorowani, nie  dożyją tych emerytur - mówi Jolanta Szczypiór z powiatu zwoleńskiego, z gminy Kazanów. - Kiedy zamieszkałam na wsi, 25 lat temu, wieś była zapełniona, wszędzie było widać zwierzęta, pracujących ludzi. Teraz jest pusto. Młodzi wyjechali, żeby te parę groszy przywieźć do domu, a tym, co pozostali, często pomagają staruszkowie rodzice, którzy mają jeszcze jakieś emerytury. Jak ci poumierają -będzie tragedia. Szkoda też tych młodych ludzi, którzy uciekają z kraju, ten rząd ich wygania, a jest to młodzież fantastyczna, wspaniała, ale już myśli, co zrobić po maturze. Już teraz deklaruje, że jak dostanie się na studia, to musi też pracować, bo ich rodziców nie stać na czesne - mówi pani Jolanta.
PiS w miasteczku
W czwartek około południa do związkowców wyszli senatorowie PiS. Przemawiali z podestu otoczonego biało-czerwonymi flagami, zebrali głośny aplauz. - Byłam już osobą dorosłą, kiedy powstawały zręby "Solidarności". Zarówno ja, jak i mój mąż włączyliśmy się w ten ruch. On, adwokat z zawodu, był przez wiele lat obrońcą, wsparciem dla "Solidarności". Nie sądziłam, że doczekam takich czasów, kiedy będę musiała wyjść z "Solidarnością" na ulicę. Ale dziś to jedyny sposób, byśmy zostali zauważeni i wysłuchani. Bo kiedy nas się obraża i obrzuca inwektywami, to cóż nam pozostaje - mówiła do zgromadzonych Alicja Zając, senator PiS, wdowa po Stanisławie Zającu, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. - Cieszę się, że są związki zawodowe, które bronią interesów pracowniczych. Rząd jednak nie jest zainteresowany ich stanowiskiem i wprowadza tzw. pozorną reformę, zmusza Polaków do pracy do 67. roku życia, nie zapewniając im jednocześnie tej pracy. Polacy są jawnie oszukiwani - wskazuje Beata Gosiewska. - Wszyscy zostaliśmy obrażeni, bo jak premier Donald Tusk nazwał przewodniczącego Dudę "pętakiem", wziąłem to do siebie, gdyż ja również wniosek o referendum podpisałem - mówi Stanisław Karczewski, wicemarszałek Senatu (PiS). - My też! -przytakują głośno związkowcy. Oczywiście, do związkowców nie wychodzą posłowie koalicji. - Boją się nam spojrzeć w oczy - kwitują ludzie.
Wszędzie widać doskonalą organizację, w namiotach można zjeść gorący posiłek, napić się kawy, herbaty, rozdawana jest prasa, w tym "Nasz Dziennik", przed namiotami stoi telebim, na którym związkowcy oglądają transmisję z nadzwyczajnego posiedzenia Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". Po raz pierwszy odbywa się ono przed gmachem Sejmu. Wcześniej do miasteczka przyszedł - gorąco witany przez szefa "Solidarności" Piotra Dudę - prezes PiS Jarosław Kaczyński. - To bardzo dobry pomysł, że jesteście tu, pod Sejmem. Trzeba powiedzieć wyraźnie całemu społeczeństwu, czym jest ten projekt, że on godzi w dobro nas wszystkich -mówił.
Co po miasteczku? "Solidarność" nie składa broni, po pikietach będą inne akcje. - Ludzie są zdeterminowani, niektórzy od lat bez pracy. Nie wiadomo, jakie emocje się ujawnią - ostrzegają związkowcy.
Związkowcy byli dobrze przygotowani do protestu. Przywieźli ze sobą m.in. zdjęcia postów, którzy głosowali przeciwko obywatelskiemu wnioskowi o referendum w sprawie reformy emerytalnej
Anna Ambroziak


Dziennik Gazeta Prawna 2012-05-11
Rolnicy skarżą składkę zdrowotną do trybunału

Związki i organizacje rolnicze kwestionują przepis, który nakazuje opłacanie składki właścicielom gospodarstw powyżej 6 ha, a zwalnia posiadaczy mniejszej ilości ziemi
- Liczba posiadanych hektarów nie ma żadnego związku z dochodem osiąganym przez rolnika. Z tego też powodu skarżymy przepisy nakładające na rolników posiadających gospodarstwa od 6 ha przeliczeniowych obowiązek płacenia składek zdrowotnych - mówi senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych "Solidarność".
Brak uzasadnienia
Wczoraj do Trybunału Konstytucyjnego (TK) trafił wniosek NSZZ Rolników Indywidualnych. Związkowcy wnoszą o stwierdzenie niezgodności z ustawą zasadniczą przepisów ustawy z 13 stycznia 2012 r. o składkach zdrowotnych na ubezpieczenie zdrowotne rolników (Dz.U. poz. 123). To na ich podstawie rolnicy będący właścicielami gospodarstw o powierzchni mniejszej niż 6 ha przeliczeniowych zostali zwolnieni z obowiązku samodzielnego opłacania składek zdrowotnych. Z kolei osoby mające co najmniej 6 ha przeliczeniowych muszą zapłacić po złotówce za każdy hektar. Dodatkowo daninę w takiej samej wysokości muszą zapłacić za każdego domownika oraz członka rodziny zgłoszonych do ubezpieczenia w KRUS. Zdaniem związkowców takie zróżnicowanie nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia.
- Próżno szukać w uzasadnieniu rządowego projektu ustawy, dlaczego akurat rolnicy mający gospodarstwa o powierzchni co najmniej 6 ha muszą sami płacić składki. Dlaczego jako granicy nie przyjęto na przykład 10 ha? - pyta senator Jerzy Chróścikowski.
To już drugi wniosek w tej samej sprawie. Wcześniej do TK taki dokument złożyła Krajowa Rada Izb Rolniczych. Także w nim rolnicy zwracają uwagę na złamanie konstytucyjnej zasady równości. Jednocześnie wskazują, że w systemie pracowniczym składki zdrowotne podlegają odliczeniu od kwoty należnego podatku dochodowego od osób fizycznych oraz w części obciążają bezpośrednio wynagrodzenie za pracę ubezpieczonego. Rolnicy powinni zatem płacić składki zdrowotne od dochodów netto, czyli od podatku rolnego. - Nie istnieje uzasadnienie dla traktowania rolników w sposób odmienny od innych ubezpieczonych - mówi Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Prawo do ograniczeń
Takie argumenty nie przekonują jednak konstytucjonalistów. - TK w swoich wyrokach wielokrotnie wskazywał, że osoby równe należy traktować tak samo. Z kolei wobec osób nierównych należy stosować odrębne przepisy. I tak jest w tym przypadku. Wszyscy rolnicy mający do 6 ha nie płacą składek na ubezpieczenie zdrowotne, zaś wszyscy ubezpieczeni w KRUS, posiadający większe gospodarstwa, zostali obciążeni takim obowiązkiem - mówi prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista z Kancelarii Radcowskiej Chmaj i Wspólnicy.
I dodaje, że TK w licznych wyrokach wskazywał, że ustawodawca ma prawo do wprowadzania różnego rodzaju ograniczeń.
- W tym konkretnym przypadku rząd mógł wprowadzić granicę 6 ha, która oddziela osoby mające obowiązek samodzielnego opłacania składek zdrowotnych od tych, za które takie składki nadal płaci budżet państwa. W takiej sytuacji wnioskodawcom trudno będzie udowodnić, że obecne zasady opłacania składek nie są zgodne z konstytucją - dodaje prof. Marek Chmaj.
Przypomnijmy, że obecnie skarżona przez rolników ustawa jest efektem prac legislacyjnych po wyroku TK z 26 października 2010 r. (sygn. akt K 58/07, Dz.U. nr 205, poz. 1363). Sędziowie uznali wówczas, że budżet państwa nie może finansować składek zdrowotnych za wszystkich rolników bez względu na ich dochody. Jednak obowiązująca obecnie ustawa, której przepisy nie podobają się rolnikom, ma obowiązywać tylko do końca tego roku. W przyszłym rolnicy powinni już liczyć swoje dochody i płacić podatek PIT.
Bożena Wiktorowska


Dziennik Gazeta Prawna 2012-04-25
Rolnicy chcą wyższych cząstkowych emerytur

Związki zawodowe domagają się zmiany przepisu, który stanowi, że rolnicy nie doliczają do stażu okresów opłacania składek z ZUS
Jutro w Sejmie rozpoczną się prace nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach, która wydłuża wiek zakończenia aktywności zawodowej do 67 lat. Nowe zasady będą dotyczyć nie tylko pracowników, przedsiębiorców, ale także rolników ubezpieczonych w KRUS. Dla nich przewidziane są rozwiązania przejściowe. Do końca 2017 roku kobiety prowadzące gospodarstwa rolne będą mogły przechodzić na emerytury w wieku 55 lat, a mężczyźni - 60 lat. Osoby te będą otrzymywać niższe emerytury o 5 proc. za każdy rok wcześniejszego odejścia z KRUS.
Rolnicy pragnący skorzystać z częściowej emerytury rolniczej mogą mieć problemy z udowodnieniem stażu ubezpieczeniowego. Aby otrzymać wcześniej świadczenie, kobieta musi udowodnić okres wynoszący co najmniej 35 lat, a mężczyzna 40 lat. Muszą też osiągnąć odpowiedni wiek- co najmniej 62 lat - kobieta lub 65 lat - mężczyzna. - Problem w tym, że osoba przechodzącą na świadczenie z KRUS nie ma doliczanego okresu opłacania składek w ZUS - mówi senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI Solidarność.
Wskazuje, że rządowy projekt zakłada, że rolnik w 5-letnim okresie przejściowym do czasu otrzymania właściwej emerytury będą otrzymywać 50 proc. kwoty emerytury rolniczej. Ta obecnie wynosi 799,18 zł miesięcznie. Nie może być ona podniesiona do wysokości emerytury podstawowej, która jest taka sama jak minimalna w systemie powszechnym. - Nie zgadzamy się na takie rozwiązania. Nie wiadomo, czy podobnie jak w systemie pracowniczym taka wypłata nie spowoduje obniżki świadczenia po osiągnięciu powszechnego wieku emerytalnego - dodaje senator Jerzy Chróścikowski.
Taki sposób rozliczania stażu pracy nie podoba się także innym związkom. Według Władysława Serafina, prezesa Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych, ustawa musi być poprawiona w Sejmie. - W czasie spotkania z ministrem pracy uzyskaliśmy obietnice, że rząd rozważy nasze propozycje - dodaje. Związki chcą, aby osoby, które przez kilka lat pracowały w państwowych zakładach pracy, miały ten okres zaliczony do stażu w KRUS.
Proponują, aby rolnicy prowadzący działalność gospodarczą po przekroczeniu kwoty granicznej wyższe składki płacili do kasy, a nie do ZUS.
Bożena Wiktorowska bozena.wiktorowska@infor.pl


Dziennik Wschodni 2012-04-24
W PiS wybrali prezydium

Podczas posiedzenia Zarządu Okręgowego Prawa i Sprawiedliwości we Włodawie wybrano prezydium. Zarząd działa w Okręgu Wyborczym nr 7 (Chełm), a w jego skład wchodzi 25 działaczy PiS z terenu byłych województw bialskiego, chełmskiego i zamojskiego. Na wniosek posła Sławomira Zawiślaka, prezesa Zarządu Okręgowego PiS, dokonano wyboru 10-osobowego prezydium.
Funkcje wiceprezesów powierzono posłom Beacie Mazurek i Adamowi Abramowiczowi, skarbnikiem została Małgorzata Kamińska, a funkcję sekretarza objął Andrzej Olborski.
Członkami prezydium wybrani zostali senator Jerzy Chróścikowski, Wiesław Holaczuk, Henryk Młynarczyk, Grzegorz Sacharuk oraz Wojciech Żukowski.
Zarząd podjął decyzję o powołaniu zespołów programowych, których zadaniem będzie analizowanie aktualnej sytuacji gospodarczo-społecznej na terenie trzech byłych województw. (LEW)


Tygodnik Zamojski 2012-04-11
Była bieda będzie bieda

Dotychczasowe emerytury, nowe emerytury, emerytury częściowe - wszystkie oferują nam grosze
Podniesienie wieku emerytalnego - zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet - do 67 !at. Wprowadzenie emerytur częściowych dla osób w wieku 62 lat w wysokości 50 proc. normalnej emerytury. Oto najważniejsze założenia reformy emerytalnej, uzgodnione przez koalicję PO i PSL.
Podniesienie wieku emerytalnego z 60 do 67 lat dla kobiet oraz z 65 do 67 lat dla mężczyzn premier Donald Tusk zapowiedział już w expose wygłoszonym po wygranych wyborach.
 Zasadniczym powodem takiego zreformowania systemu emerytalnego ma być stale rosnąca w naszym kraju dysproporcja między liczbą osób w wieku produkcyjnym i emerytów. Teraz w wieku produkcyjnym jest 68,1 proc. Polaków na emeryturach - 16,8 proc. W 2040 r. w wieku produkcyjnym będzie 58,7 proc. Polaków, na emeryturach 29,2 proc. Liczba osób w wieku produkcyjnym zmaleje z prawie 26 mln do 21 mln.
 Rząd przelicza na wszelkie sposoby i uprzedza - o ile w 2010 r. na jednego emeryta przypadało 4,1 osoby w wieku produkcyjnym, to w roku 2040 przypadać będą tylko 2. Deficyt Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wzrośnie z 40 mld zł w  2013 r. do 70 mld zł w 2030 r. Jeśli wiek emerytalny nie zostanie podniesiony, czeka nas drastyczne ograniczenie wysokości emerytur, a w konsekwencji rosnące ubóstwo osób starszych - uprzedza.
 Dużo dłużej. Czy więcej?
 Na reformie najwięcej zyskają (jak chcą zwolennicy reformy) lub stracą (tak uważają przeciwnicy) kobiety. O ile mężczyźni mają pracować "tylko" o 2 lata dłużej, to kobiety aż o 7. Wiek emerytalny ma być podnoszony stopniowo.
 Na przykład kobiety w wieku 55 lat będą pracować o 1 rok i 7 miesięcy dłużej, w wieku 50 lat - o 3 lata i 3 miesiące dłużej, w wieku 45 lat - o 4 lata i 11 miesięcy dłużej, w wieku 40 lat - o 6 lat i 7 miesięcy dłużej, w wieku 38 lat - o 7 lat dłużej. Z kolei mężczyźni w wieku 64 lat będą pracować o 3 miesiące dłużej, w wieku 63 lat - o 7 miesięcy dłużej, w wieku 62 lat - o 11 miesięcy dłużej, w wieku 61 lat - o 1 rok i 3 miesiące dłużej, w wieku 60 lat - o 1 rok i 7 miesięcy dłużej, w wieku 59 lat - o 1 rok i 11 miesięcy dłużej, w wieku 58 lat - o 2 lata dłużej.
 Z wyliczeń przedstawionych przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów wynika przy tym, że wydłużenie czasu pracy kobiet o 7 lat podwyższy ich emerytury o 70 proc. Mężczyźni na podniesieniu wieku emerytalnego o 2 lata mają zyskać  20 proc. Związkowcy z "Solidarności" i OPZZ uważają jednak, że to fikcja.
 - Rząd nie przedstawił żadnych rzetelnych symulacji dotyczących wysokości przyszłych emerytur. Operuje jedynie jakimiś cyframi wziętymi z sufitu. Nie to jest jednak najgorsze -uważa Marek Lewandowski, rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", która koordynuje  ogromną akcję protestacyjną przeciwko rządowym planom.
 - Fałszywe jest założenie, że wydłużanie wieku emerytalnego ma coś wspólnego z aktywnością zawodową i tym samym wysokością emerytury. Otóż nie. Jeżeli dla ludzi nie będzie pracy, to składki na ubezpieczenie emerytalne nie będą odprowadzane. Skąd więc wezmą się wyższe emerytury? W całej reformie chodzi jedynie o to, by ratować budżet państwa przed coraz większym dotowaniem ZUS. Ludzie w wieku ponad 60 lat nie będą mieć ani pracy, ani emerytur - prognozuje rzecznik.
 Lewandowski wskazuje, że już teraz 25 proc. kobiet w wieku ponad 50 lat nie ma pracy, a rządowy program 50+, mający skłonić pracodawców do zatrudniania osób w takim właśnie wieku, zakończył się totalnym fiaskiem. - Skąd więc przekonanie, że znajdzie się praca dla osób w wieku 60+?-pyta.
 Osoby, które nie czują się na siłach, by pracować do późnego wieku, będą mogły skorzystać z emerytur częściowych. Według dotychczasowych ustaleń z wcześniejszych emerytur będą mogły korzystać kobiety w wieku 62 lat oraz mężczyźni w wieku 65 lat. Taka wcześniejsza emerytura ma wynosić zaledwie 50 proc. właściwej (patrz ramka obok).
 Wskaźnik w dół
 Różnica między wysokością pensji, którą pobierała osoba przechodząca na emeryturę, a emeryturą będzie coraz większa. To tzw. wskaźnik zastąpienia. W Polsce wynosi on obecnie prawie 60 proc, co oznacza, że osoba kończąca pracę z wynagrodzeniem w wysokości 2600 zł, otrzyma emeryturę w wysokości ok. 1600 zł, zarabiająca 1800 zł - w wysokości ok. 1000 zł.
 Jednak z wyliczeń specjalistów, a także z raportu Komisji Europejskiej (znanego już od prawie dwóch lat) wynika, że ów wskaźnik zastąpienia będzie systematycznie malał, a w 2060 r. osiągnie poziom 25 proc. - oczywiście przy założeniu, że żadnych zmian w systemie emerytalnym nie będzie. To oznacza, że osoba zarabiająca 2600 zł będzie wtedy odchodzić z pracy z emeryturą w wysokości ok. 650 zł, zarabiająca 1800 zł - ok. 450 zł.
 To nie żarty. Przekonał się o tym każdy, kto otrzymał z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wyliczenie tzw. hipotetycznej emerytury. Kto zobaczył więcej niż tysiąc złotych, należy do nie lada szczęściarzy. Symulacje przyszłych emerytur, wyliczane przez ZUS, są co prawda hipotetyczne, ale oparte na solidnych  podstawach. ZUS sumował dotychczas zgromadzone na indywidualnym koncie składki i ewentualnie kapitał początkowy (dysponują nim osoby, które rozpoczęły pracę przed 1999 r.) oraz składki, które mogą wpłynąć na konto do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego (przyjmując, że będą one równe dotychczas płaconym składkom). Otrzymaną sumę dzielił przez liczbę miesięcy, które pozostały do osiągnięcia przez emeryta średniej życia w naszym kraju.
 Trudno wyżyć
 To pokazuje, na czym opierają się założenia nowej rządowej reformy emerytalnej: liczba miesięcy, za które odprowadzane będą składki, wzrośnie; liczba miesięcy, przez które wypłacana będzie emerytura, zmaleje - w przypadku mężczyzn o 24 miesiące, w przypadku kobiet o 84 miesiące. Nowe emerytury mają być więc wyższe, ale wciąż śmiesznie małe -o czym niewiele się mówi. To pokazują wyliczenia (choć nieautoryzowane przez ZUS), które publikujemy w ramce. Osoba przechodząca na emeryturę w wieku 67 lat i zarabiająca 2600 zł może liczyć miesięcznie na ok. 840-960 zł (zależnie od czasu pracy), zarabiająca 1800 zł - na 580-660 zł. Kwota zastąpienia będzie więc wynosić 32-37 proc.
 Tymczasem już teraz z polskich emerytur (z kwotą zastąpienia zbliżającą się do 60 proc.) trudno wyżyć. Wysokość przeciętnej emerytury w kraju w 2011 roku wynosiła 1669 zł, w województwie  lubelskim - 1605 zł. Emeryt w Wielkiej Brytanii dostaje ok. 6 tys. zł, w Austrii - ok. 7,5 tys. zł, w Szwecji - ok. 8 tys. zł (wszystkie kwoty brutto).
 Polski emeryt dostawać będzie także drugą emeryturę - z otwartych funduszy emerytalnych. Obowiązek ubezpieczania się w nich wprowadziła reforma emerytalna z 1999 r. Podczas wielkiej ofensywy reklamowej OFE obiecywały wówczas przyszłym emerytom bogatą starość i wakacje w ciepłych krajach. Pierwsze wypłaty emerytur z OFE (2008 r.) miały wysokość... kilkudziesięciu złotych miesięcznie. Dalsze są wielką niewiadomą nawet dla specjalistów od ubezpieczeń społecznych, ale pewne jest, że na wakacje (jakiekolwiek) nie starczy.
 Rolnicy jak wszyscy
 Podniesienie wieku emerytalnego ma dotyczyć także rolników i rolniczek - oni też mają pracować do 67. roku życia. Minister rolnictwa Marek Sawicki zapowiedział przy tym, że po 5-letnim okresie przejściowym zostanie zniesiona możliwość wcześniejszego przechodzenia na emeryturę rolniczą. Dziś z przywileju tego mogą korzystać osoby, które opłaciły w KRUS 120 składek kwartalnych (czyli opłacały je przez 30 lat).
 Średnia emerytura wypłacana przez KRUS wynosi dzisiaj niewiele ponad 1000 zł i jest o 60 proc. niższa od emerytury zusowskiej.
 - Z symulacji przeprowadzonej przez członków Rady KRUS wynika, że podniesienie wieku emerytalnego dla rolniczek będzie skutkować podniesieniem ich emerytury o 28 zł, a dla rolników - o 8 zł. To śmieszne - mówi senator i przewodniczący " Solidarności" RI Jerzy Chróścikowski. - System ubezpieczenia rolników działa na zupełnie innych zasadach, emerytury nie są bardzo zróżnicowane. Ale nikt nie zaprosił organizacji rolniczych do rozmów na ten temat - ubolewa.
 Wskazuje też, że warunkiem otrzymania emerytury z KRUS (bądź unijnej renty strukturalnej) jest oddanie gospodarstwa. - To znacznie opóźni zmiany pokoleniowe na wsi i zaburzy funkcjonowanie gospodarstw rodzinnych. Ile lat będzie miał syn przejmujący gospodarstwo od ojca? - pyta.
 Anna Rudy


Dziennik Gazeta Prawna 2012-03-28

Rolnicy protestują przeciwko biurokracji KRUS

 Ubezpieczenia

Najpóźniej do końca marca rolnicy ubezpieczeni w KRUS muszą złożyć oświadczenia określające powierzchnię użytkowanego gruntu. Na podstawie takiej informacji zostanie dla nich określona wysokość składki zdrowotnej.

Od 1 kwietnia osoby posiadające gospodarstwa rolne powyżej 6 ha przeliczeniowych zapłacą ze swojej kieszeni należności za ubezpieczenie zdrowotne. Stawka wynosi 1 zł za każdy hektar. Rolnicy gospodarujący na gruntach poniżej 6 ha przeliczeniowych są zwolnieni z takich opłat. Muszą jednak (o ile tego wcześniej nie zrobili) zgłosić do ubezpieczenia zdrowotnego zarówno siebie, jak i domowników. Rolnicy wpłacają składkę do KRUS, który przekazuje ją do NFZ.

 Wszyscy rolnicy wraz z nakazami płatniczymi za drugi kwartał tego roku dostali informację, że muszą dostarczyć do placówki terenowej oświadczenia o tym, na jakiej powierzchni gruntu gospodarzą. Zmusza się ich do potwierdzania nie tylko własności gruntu, lecz także ziemi obrabianej na podstawie dzierżawy  mówi Zygmunt Jakubczak, sołtys we wsi Dylew na Mazowszu.

 Jednocześnie wskazuje na absurdalność całej akcji.  Takie oświadczenia musi złożyć ponad milion płatników składek. To nie tylko stracony czas dla rolników, lecz także urzędników, którzy musieli to wprowadzić do komputera. W efekcie nie mogli zajmować się innymi sprawami  dodaje Zygmunt Jakubczak.

Podobne skargi wpływały także do Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych (NSZZ RI). 
W najgorszej sytuacji są współwłaściciele gruntów. Dochodzi do tak absurdalnych sytuacji, że za 20-hektarowe gospodarstwo pełną stawkę składek zdrowotnych będzie musiało zapłacić trzech rolników, bo tylu jest właścicieli  mówi senator Jerzy Chróścikowski. przewodniczący NSZZ RI ,,Solidarność".
Dodaje, że w efekcie tego KRUS otrzyma trzy razy więcej na ubezpieczenie zdrowotne niż to wynika z powierzchni gospodarstwa. Związkowcy kwestionują prawo KRUS do zmuszania rolników do dostarczania takiego oświadczenia.

Centrala poproszona o wyjaśnienie tej sprawy odpowiedziała, że taki wymóg wynika z art. 75 kodeksu postępowania administracyjnego. Zgodnie z nim, jeżeli przepis prawa nie wymaga urzędowego potwierdzenia określonych faktów lub stanu prawnego w drodze zaświadczenia właściwego organu administracji, organ administracji publicznej odbiera od strony, na jej wniosek, oświadczenie złożone pod rygorem odpowiedzialności za fałszywe zeznania.  Mimo tych wątpliwości kończymy już zbieranie oświadczeń  dodaje Mirosław Romaniuk, kierownik placówki terenowej KRUS w Hajnówce.

PISALIŚMY O TYM
 Na jakich zasadach rolnik opłaca składki zdrowotne za rodzinę  DGP nr 41/2012 www.praca.gazetaprawna.pl
Bożena Wiktorowska bozena.wiktorowska@infor.pl


Gazeta Pomorska 2012-03-27

Protest się rozrósł

Ponad 100 rolników zjechało wczoraj do Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy, by poprzeć gospodarzy prowadzących strajk okupacyjny w sali sesyjnej. Stawili się w niej przedstawiciele kilku województw oraz politycy: senator Jerzy Chróścikowski oraz europoseł Zbigniew Ziobro. Kilkunastu rolników przyjechało do urzędu ciągnikami. - To już nie jest protest regionalny, ale ogólnopolski - mówili. I zdecydowali, że będą go prowadzić do skutku.
FOT. JAROSŁAW PRUSS/(LT)


Gazeta Pomorska 2012-03-26

STRAJK

 Do urzędu przyjadą rolnicy z całej Polski
 Dziś Krajowy Komitet Protestacyjny postanowi, co dalej z rolniczym strajkiem.
 
Od tygodnia gospodarze okupują Kujawsko-Pomorski Urząd Wojewódzki. - Jest eskalacja strajku - mówi Antoni Kuś, rolnik z Rojewa. - Powstał Krajowy Komitet Protestacyjny. Na jego czele stoi Jerzy Chróścikowski. On oraz inni przedstawiciele Solidarności RI - przyjadą do nas w poniedziałek. Podejmiemy decyzję, co dalej. (LT)


Rzeczpospolita 2012-03-23

Przepisy mnożą rolnikom hektary

UBEZPIECZENIA | Współwłaściciele gospodarstw muszą płacić składkę zdrowotną za całe gospodarstwo, a nie za udziały w nim. KRUS żąda pieniędzy nawet od tych, którzy w rzeczywistości gospodarują na gruntach mniejszych niż ustawowe 6 ha

Od marca rolnicy, właściciele gospodarstw rolnych o powierzchni ponad 6 ha po raz pierwszy opłacają składkę na ubezpieczenie zdrowotne.
 Zgodnie z art. 2 ustawy o składkach na ubezpieczenie zdrowotne rolników za 2012 r. wysokość miesięcznej składki za każdą osobę podlegającą ubezpieczeniu wynosi 1 zł za każdy pełny hektar przeliczeniowy użytków rolnych w gospodarstwie rolnym, przyjęty do celów ustalania wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne rolników.
 
Podwójna składka
O ile sposób ustalenia wysokości miesięcznych składek nie budzi wątpliwości w wypadku tych rolników, którzy są jedynymi właścicielami użytków rolnych, o tyle w wypadku współwłasności gospodarstwa pojawia się problem. KRUS opiera się na art. 38 ust. 3 ustawy o ubezpieczeniu społecznym rolników. Stanowi on, że jeśli własność lub dzierżawa gruntów przysługuje kilku osobom lub jeżeli obowiązek podatkowy ciąży na kilku osobach, każda z nich uczestniczy w prowadzeniu działalności rolniczej.

 Założenia były inne
Oznacza to np., że gdy dwóch rolników ma wspólnie 30 ha, to obaj płacą składki od całości gruntów, w sumie od 60 ha. Rolnik, który jest w połowie współwłaścicielem tych 30 ha, ma naliczaną składkę w wysokości nie 15, ale 30 zł, tak samo jak drugi ze współwłaścicieli.
- Oznacza to zatem podwójną składkę w stosunku do tej, którą odprowadzają właściciele indywidualnych gospodarstw rolnych. Problem dotyczy i tych rolników, którzy gospodarując na zaledwie 4 ha, także muszą odprowadzać składkę, bo są formalnie współwłaścicielami 8 ha użytków rolnych w stosunku do połowy udziałów - przekonuje Sławomir Zawiślak, poseł z Zamojszczyzny. Uważa, że jest to sprzeczne z założeniem ustawy, która przewiduje, że składkę na ubezpieczenie zdrowotne gospodarstw poniżej 6 ha opłaca budżet państwa.
Sami rolnicy są zdania, że składka powinna być im naliczana proporcjonalnie do udziałów. Tak jak to robią gminy, wymierzając podatek rolny.
 - To kolejny przykład, jak w Polsce uchwala się przepisy dotyczące rolników. W pośpiechu i niechlujnie - denerwuje się Grzegorz Leszczyński, prezes Podlaskiej Izby Rolniczej, A skala problemu jest duża, szczególnie tam, gdzie są gospodarstwa rozdrobnione, np. na Lubelszczyźnie lub Podlasiu. Są gospodarstwa, gdzie jest po kilku współwłaścicieli, i gminy, w których nawet kilkadziesiąt procent gospodarstw to współudziały.

 Można wystąpić o decyzję
 - To ogromny problem dla rolników, którzy przejęli gospodarstwo w spadku i nie znieśli udziałów np. z powodów finansowych - mówi Jerzy Chróścikowski, senator i przewodniczący "Solidarności" Rolników Indywidualnych.
Przedstawiciele placówek terenowych KRUS, z którymi rozmawiała "Rz", przyznają, że codziennie odbierają telefony od rolników zaskoczonych naliczeniami składki przez KRUS. Tłumaczą, że tylko stosują przepisy uchwalone przez ustawodawcę.  Patrycja Józefowicz z lubelskiego oddziału KRUS wyjaśnia, że przepis, który stosuje KRUS do naliczania składki, zakłada domniemanie, które można obalić. Nakazy wysyłane do rolników nie mają jednak formy decyzji administracyjnej.
 - Rolnik, który nie zgadza się z informacją o wysokości składki, musi do nas wystąpić o wydanie decyzji w indywidualnej sprawie, a dopiero wtedy może ją zaskarżyć - mówi Patrycja Józefowicz. Dodaje, że sprawa jest tak nowa, że nikt jeszcze o wydanie takiej decyzji nie wystąpił.

Izby rolnicze skarżą regulacje
Zbadania zgodności z Konstytucją RP legalności przepisów ustawy o składkach na ubezpieczenie zdrowotne rolników za 2012 r. domaga się Krajowa Rada Izb Rolniczych.
Kwestionuje zasadę, że wysokość miesięcznej składki na ubezpieczenie zdrowotne rolników uzależniona jest od powierzchni obszaru użytków rolnych w danym gospodarstwie rolnym i ustalana jest za każdą osobę podlegającą ubezpieczeniu.
Według KRIR przepisy ustawy wbrew konstytucji uniezależniają zarówno wysokość składki, jak i obowiązek faktycznego jej opłacania przez rolnika od rzeczywistych przychodów, które uzyskuje.

ROBERT HORBACZEWSKI

Tygodnik Zamojski 2012-03-07

XXVIII Plebiscyt Tygodnika Zamojskiego na 10 Najlepszych i Najpopularniejszych Sportowców oraz 5 Trenerów na Zamojszczyźnie w 2011 roku rozstrzygnięty

W tegorocznej edycji Plebiscytu wzięło udział 46 sportowców i 20 trenerów. O ostatecznej kolejności jak zwykle decydowali nasi Czytelnicy, którzy przez dwa miesiące oddawali głosy na kuponach drukowanych w TZ. Można było również głosować za pomocą SMS-ów. Otrzymaliśmy 14271 kuponów i prawie 500 SMS-ów. Punkty z kuponów i SMS-ów były sumowane.

Pierwsi wyniki poznali nasi goście. Wśród nich byli m.in. senator Jerzy Chróścikowski, posłowie na Sejm RP: Mariusz Grad, Marek Poznański, Piotr Szeliga, Sławomir Zawiślak. członek zarządu województwa lubelskiego Tomasz Pękalski, prezydent Zamościa Marcin Zamoyski, zastępca burmistrza Biłgoraja Michał Dec, burmistrz Hrubieszowa Tadeusz Garaj, zastępca burmistrza Krasnegostawu Dariusz Turzyniecki, burmistrz Tomaszowa Lubelskiego Wojciech Żukowski i burmistrz Tyszowiec Mariusz Zając.

- Sztuki walki górą

Pierwsze miejsce wśród sportowców przypadło Dawidowi Kolai z Zamojskiego Klubu Karate Kyokushin.

- Jestem bardzo szczęśliwy i zaskoczony. Jadąc na galę, wiedziałem, że jestem w gronie laureatów, ale nie spodziewałem się, że zajmę pierwsze miejsce. Przyznam szczerze, że byłem zestresowany. Wyjście na scenę było dla mnie trudniejsze niż uczestnictwo w zawodach. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy oddali na mnie głos, w szczególności ludziom związanym z klubem. Ubiegły rok był dla mnie udany, między innymi zająłem trzecie miejsce na mistrzostwach Polski młodzieżowców i drugie miejsce w Pucharze Polski. Od tego roku będę startował już w kategorii seniorów. O medale będzie więc znacznie trudniej, jednak na pewno powalczę mówił Dawid Kolaja.

Drugie miejsce, podobnie jak przed rokiem, zajęła zawodniczka sumo Magdalena Mazur z Sorgi Zamość. - Jestem bardzo szczęśliwa. Chciałabym w tym miejscu podziękować rodzinie, znajomym, a także mojemu trenerowi Ryszardowi Radlińskiemu, który zawsze wspierał mnie w trudnych momentach. Jestem pewna, że ten rok będzie dla mnie pod względem sportowym bardzo udany, chyba jeszcze bardziej niż 2011 - mówiła laureatka.

Na trzecim miejscu uplasowała się Dorota Kuśmierz, judoczka z UKJ Legion Zamość. - Dobry wynik w Plebiscycie będzie dla mnie zachętą do dalszej pracy. Teraz przygotowuję się do kwietniowych mistrzostw Polski juniorek, to dla mnie najważniejsza impreza w tym roku. Dam z siebie wszystko i powalczę o medal - zapowiedziała judoczka.

Radości nie krył Jakub Rogalski, bokser ASB Hetman Zamość, który zajął piąte miejsce. Powodów do zadowolenia miał chyba więcej niż inni sportowcy, gdyż wśród laureatów trenerów znalazł się jego ojciec - Robert Rogalski.

- Rok 2011 był zdecydowanie najlepszy w mojej dotychczasowej karierze. Ciągle się rozwijam, i to jest najważniejsze. W tym roku chciałem powalczyć o medale mistrzostw kraju, jednak nie będzie mi to dane, gdyż w mistrzostwach okręgu zająłem dopiero trzecie miejsce, przepustką było pierwsze. Szkoda, ale nie załamuję się. Powalczę o medal jesienią, na Pucharze Polski - mówił Rogalski junior.

Najlepszym i najpopularniejszym trenerem został Ryszard Radliński z Sorgi Zamość, klubu, który powstał pod koniec 2010 roku. Ryszard Radliński jest jednak doskonale znany w zamojskim środowisku sportowym - przez wiele lat szkolił zapaśników Agrosu Zamość.

- Myślę, że Czytelnicy Tygodnika docenili moją wieloletnią pracę, najpierw w Agrosie, a teraz w Sordze - mówił trener Radliński. - W ubiegłym roku moi podopieczni zdobyli cztery medale mistrzostw Europy w sumo, jesteśmy jednym z najlepszych klubów w tej dyscyplinie w Polsce. Mam nadzieję, że miasto Zamość wreszcie nas zauważy. W tym roku dostaliśmy śmiesznie niską dotację (6 tys. zł - przyp. kk). Ze względu na brak środków finansowych musieliśmy zrezygnować z organizacji międzywojewódzkich mistrzostw młodzików. Funkcjonujemy dzięki hojności rodziców zawodników.

Miejsce drugie wśród trenerów zajął Zbigniew Lewicki, szkoleniowiec pływaków Orki Zamość. Trenera Lewickiego nie było na naszej gali, gdyż wyjechał na zawody Pucharu Polski (gratulacje w jego imieniu odbierała żona Ilona).

- Przede wszystkim chciałbym serdecznie podziękować tym, dzięki którym po raz pierwszy znalazłem się w pierwszej piątce najpopularniejszych trenerów, a więc Czytelnikom Tygodnika. Wysoka, druga pozycja sprawiła mi wielką radość i niespodziankę. Ubiegły rok dla zamojskiego pływania był bardzo udany. Moi podopieczni w 2011 roku zdobyli 20 medali mistrzostw Polski juniorów, w tym 13 złotych, oraz 1 srebrny medal mistrzostw Polski seniorów. Pobili dwa rekordy Polski juniorów. Tak więc było się z czego cieszyć - mówił po powrocie z zawodów Zbigniew Lewicki.

Miejsce trzecie zajął wspomniany już Robert Rogalski z ASB Hetman Zamość. - Jest mi bardzo miło, że znalazłem się wśród laureatów. Nie spodziewałem się tego. Szczerze mówiąc, uważam, że wielu trenerów miało większe sukcesy niż ja, ale o wynikach plebiscytu decydują Czytelnicy. Widać, że boks jest w Zamościu wciąż popularny i potrzebny - podsumował szkoleniowiec bokserów.

Piąte miejsce wśród szkoleniowców zajął Daniel Chwastek z Pogoni Czartowczyk. Wśród laureatów była także jego podopieczna Ewelina Ćmil. - Nagroda ministra sportu, którą dostałem na początku roku, oraz głosy kibiców, które przyczyniły się do wyróżnienia mojej zawodniczki i mnie w Plebiscycie Tygodnika Zamojskiego, motywują nas do dalszej pracy. Oba te wyróżnienia pokazują, że nasz klub podąża dobrą drogą i rozwija się powiedział Daniel Chwastek.

- O Euro w Zamościu

Galę prowadziła Dominika Ponahajba. W przerwie obejrzeliśmy pokaz stryka Kawki z Krasnobrodu, dwukrotnego mistrza świata seniorów w tańcu electric boogie, zwanym potocznie tańcem robota, był także występ kwartetu gitarowego z Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Zamościu w składzie: Dagmara Mazur, Karolina Kondraciuk, Monika Pachla i Joanna Nizio (wychowawca Andrzej El). Patronat honorowy nad Plebiscytem sprawował marszałek województwa Krzysztof Hetman. Reprezentował go Tomasz Pękalski, członek zarządu województwa lubelskiego.

- Pragniemy podziękować redakcji Tygodnika Zamojskiego za zorganizowanie tak wspaniałej uroczystości oraz trenerom i sportowcom za całoroczny wysiłek - powiedział Tomasz Pękalski.

W tym roku gościem specjalnym plebiscytu był Michał Listkiewicz, były sędzia piłkarski i prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, a obecnie doradca dyrektora Euro 2012. Mówił m.in. o szansach naszej drużyny.

- Przestrzegałbym przed hurraoptymizmem. Nasza reprezentacja ma to do siebie, że potrafi się zmobilizować na trudnych rywali, takich jak Niemcy czy Anglia, a gorzej wypada w konfrontacjach z rywalami teoretycznie słabszymi, a właśnie takich mamy w grupie. Mam jednak nadzieję, że z niej wyjdziemy. Jestem przekonany, że Euro 2012 będzie talom impulsem, po którym polska piłka nożna pójdzie wyraźnie do przodu - mówił nasz gość specjalny, który opowiedział także o zamojskim akcencie związanym z Euro 2012:

- W 2003 roku delegacja PZPN, w której byliśmy m.in. ja i śp. Kazimierz Górski, udała się do Lwowa. Tam właśnie padła propozycja, żeby Polska ubiegała się o organizację mistrzostw wspólnie z Ukrainą. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na chwilę w Zamościu. To właśnie tu Kazimierz Górski zachęcał nas do podjęcia starań o organizację imprezy.

Tradycją naszego Plebiscytu jest licytacja pamiątki, którą przywozi ze sobą gość specjalny. Tym razem była to koszulka bramkarza reprezentacji Polski Wojciecha Szczęsnego z autografem oraz limitowana odznaka Euro 2012 (wyprodukowano ich tylko 500). Licytację wygrał Zbigniew Gumuliński, właściciel firmy Info TV FM, który zapłacił za komplet 1500 zł. Pieniądze przekażemy na leczenie 15-letniej Diany Komadowskiej z Bełżca. Dziewczynka rok temu została potrącona na przejściu i walczy o odzyskanie sprawności.

Po części oficjalnej odbył się bankiet. O jego menu zadbały m.in.: Ambra SA, Cukiernia Williams, Maria Ryń - Pensjonat Marina w Nieliszu, ZPM Wrębiak & Witkowski. Wyniki Plebiscytu komentowano długo...

Karol Kozyra, fot. Bogdan Cabaj

Więcej zdjęć z Plebiscytu na stronie internetowej www.tygodnikzamojski w zakładce "Galeria foto".


LAUREACI PLEBISCYTU

SPORTOWCY

1. Dawid Kolaja - Zamojski Klub Karate Kyokushin (49 874 pkt)

2. Magdalena Mazur- sumo - Sorga Zamość (44 659 pkt)

3. Dorota Kuśmierz - judo - UKJ Legion Zamość (28 156 pkt)

4. Anna Jakubczak-Pawelec - lekka atletyka - Agros Zamość (24 629 pkt)

5. Jakub Rogalski - boks - ASB Hetman Zamość (23 227 pkt)

6. Aleksandra Jakubczak - lekka atletyka - Agros Zamość (22 885 pkt)

7. Agata Fus - podnoszenie ciężarów - Znicz Biłgoraj (22 124 pkt)

8. Edyta Gęśla - siatkówka - Tomasovia(19 884 pkt)

9. Ewelina Ćmil - sumo - Pogoń Czartowczyk (19 248 pkt)

10. Sylwia Lalik - podnoszenie ciężarów- Unia Hrubieszów (14 462 pkt)

TRENERZY

1. Ryszard Radliński - sumo - Sorga Zamość (23 125 pkt)

2. Zbigniew Lewicki - pływanie UKS Orka Zamość (19 440 pkt)

3. Robert Rogalski - boks - ASB Hetman Zamość (17 206 pkt)

4. Adam Swatek - zapasy - LMKS Krasnystaw (13 749 pkt)

5. Daniel Chwastek - sumo - Pogoń Czartowczyk (8 908 pkt)

Fundatorzy nagród

Jerzy Chróścikowski - senator RP, Mariusz Grad - poseł na Sejm RP, Marek Poznański - poseł na Sejm RP, Piotr Szeliga - poseł na Sejm RP, Sławomir Zawiślak - poseł na Sejm RP, Jolanta Szołno-Koguc - wojewoda lubelski, Krzysztof Hetman - marszałek województwa lubelskiego, Marian Tokarski - starosta biłgorajski, Józef Kuropatwa - starosta hrubieszowski, Janusz Szpak - starosta krasnostawski, Jan Kowalczyk - starosta tomaszowski, Henryk Matej - starosta tomaszowski, Marcin Zamoyski - prezydent Zamościa, Janusz Rosłan - burmistrz Biłgoraja, Tadeusz Garaj - burmistrz Hrubieszowa, Andrzej Jakubiec - burmistrz Krasnegostawu, Wojciech Żukowski - burmistrz Tomaszowa Lubelskiego, Mariusz Zając - burmistrz Tyszowiec, Jan Mołodecki - wójt gminy Hrubieszów, Ryszard Gliwiński - wójt gminy Zamość, Jan Wójtowicz - PGE Dystrybucja SA oddział Zamość, Tadeusz Mazur - właściciel Galerii Revia Park w Zamościu, Marek Ostrowski - właściciel Galerii Revia Park w Zamościu, Maria Brzozowska - dyrektor hotelu Orbis Zamojski, Franciszek Josik - prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Zamościu, Maria Wawrzaszek-Gruszka - prezes PSS Społem Zamość, Wiesław Mrozowski - prezes zarządu CRH Auto Diler Hondy i CRH Żagiel Auto Diler Skody w Lublinie i Zamościu, Małgorzata Turowicz - dyrektor Centrum Usług Medycznych Sonologistic w Zamościu, Mewa SA w Biłgoraju, Marek Madej - prezes Telewizji Kablowej Zamość Video-Kadr, Henryk Świdnik - prezes zarządu E. Leclerc Zamość, Jacek Sikora - firma Jacker z Tomaszowa Lubelskiego, Edward Wyłupek - Krajowa Spółka Cukrowa Oddział Cukrownia Werbkowice, Gabriel Szarafin - dyrektor Banku PKO SA II Oddział w Zamościu, Artur Kozłowski - właściciel sklepu Recman w Galerii Revia Park w Zamościu, Józef Dyjak - wiceprezes firmy Euro-Car z Zamościa, Jerzy Zarębski - prezes zarządu Uzdrowiska Horyniec Spółka z o.o., Kazimierz Podhajny - właściciel Galerii Rynek w Tomaszowie Lubelskim i prezes firmy Motozbyt Spółka z o.o., Stanisław Kościk - prezes firmy Budzam, Dariusz Woźniak - współwłaściciel firmy Moto Partner z Zamościa, Waldemar Pokrywka - Vmobile, autoryzowany przedstawiciel sieci Play, Jerzy Wiater - prezes zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Zamościu, Henryk Maścibroda - dyrektor handlowy firmy Greinplast, Ambra SA.


Nasz Dziennik 2012-03-02

Z nimi zmieniamy Polskę

"Oczekujemy, że zniesiona zostanie faktyczna cenzura w mediach publicznych i instytucjach oświatowych, ograniczająca realizację programów edukacyjnych i artystycznych, poświęconych Żołnierzom Wyklętym" stwierdza w uchwale komitet polityczny Prawa i Sprawiedliwości. I postuluje pilne uchwalenie ustawy o miejscach pamięci narodowej. - W przekonaniu o prawdzie, że można odebrać nam życie, ale nie można odebrać wolności, wkroczyli na drogę banicji i wyklęcia - tak scharakteryzował żołnierzy, którzy nie złożyli broni po wkroczeniu Sowietów do Polski, ks. Arkadiusz Paśnik, proboszcz parafii św. Michała Archanioła w Lublinie. Słowa te padły w czasie Mszy Świętej odprawionej w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Ksiądz Paśnik to autor projektu pomnika ku czci podziemnej armii. Wykonali go parafianie na terenie kościelnym. Wczoraj proboszcz poświęcił ten monument. Jest to przejmująca kompozycja ze starych cegieł klinkierowych, wkomponowana w grupę żywych drzew z wierzbą płaczącą w centralnym miejscu i z brzozowymi krzyżami. Na krzyżach umieszczono tablice z pseudonimami najbardziej znanych żołnierzy wyklętych: "Ognia", "Zapory", "Uskoka", "Jastrzębia", "Żelaznego", "Lalka" i "Inki". Przed pomnikiem, który tonął w kwiatach, zebrali się przedstawiciele parlamentu - senatorowie Jerzy Chróścikowski i Stanisław Gogacz, samorządu, organizacji kombatanckich i lubelskich szkół. Po odczytaniu Apelu Poległych miejscowy garnizon uczcił bohaterów salwą honorową.

Tego dnia w Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie odbyta się również sesja popularnonaukowa poświęcona podziemiu niepodległościowemu na Lubelszczyźnie. Przygotował ją tutejszy oddział IPN. Obradom towarzyszył pokaz filmu na temat jednej z najważniejszych postaci antykomunistycznego podziemia niepodległościowego - mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika", dowódcy zgrupowania 15. Pułku Piechoty "Wilki" AK-WiN.


Przed pomnikiem "Lalka"

W obchodach Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych w podlubelskich Piaskach przed pomnikiem sierż. Józefa Franczaka ps. "Lalek", najdłużej walczącego z bronią w ręku polskiego partyzanta, uczestniczył Jarosław Kaczyński. Prezes PiS zaapelował o odkłamanie i upowszechnienie prawdy o walce podziemia niepodległościowego po 1945 roku. Kaczyński przypomniał, że przez dziesiątki lat polskie społeczeństwo było zwodzone, tym bardziej o nieocenionych zasługach tych bohaterów trzeba przypominać.

- Ta prawda w dalszym ciągu nie jest powszechna. Ta prawda w dalszym ciągu jest zakłamywana, w dalszym ciągu ukrywana - powiedział prezes PiS. - Polska musi się naprawdę zmienić, dopiero wtedy ta prawda o bohaterach stanie się powszechną własnością, stanie się tym, czym powinna być. Jednym z fundamentów budowy rzeczywiście niepodległej Rzeczypospolitej, która jest w sercu Polaków, którzy są gotowi dla niej pracować, dla niej żyć, a gdy przyjdzie taka potrzeba -jej bronić - dodał.

Z okazji święta specjalną uchwałę podjął komitet polityczny Prawa i Sprawiedliwości. "Składamy hołd 200 tysiącom żołnierzy podziemia walczącym w antykomunistycznym powstaniu w latach 1944-1955. Około 20 tysięcy z nich zginęło w walce, 8 tysięcy skazano na wyroki śmierci, z których wykonano 4,5 tysiąca. (...) Zapisali jedną z kart najbardziej bohaterskich, ale i najbardziej tragicznych. Wielu z nich do dzisiaj nie ma swoich grobów" - podkreślają politycy.

"Komunistom nie wystarczyła ich śmierć lub lata prześladowań, musieli odebrać im cześć, pohańbić pamięć. Niestety i dzisiaj nie brakuje tych, którzy powtarzają te oskarżenia. Wpływowe dzieci i wnuki - utrwalaczy władzy - robią wszystko, aby nie została ujawniona prawda o roli ich przodków służących obcej władzy, biorących udział w sądowych zbrodniach, zabijających fałszywym słowem" brzmi fragment uchwały.

Prawo i Sprawiedliwość wzywa też do zniesienia "faktycznej cenzury" w mediach publicznych oraz instytucjach oświatowych, tak by nie było ograniczeń w realizacji programów edukacyjnych i artystycznych dotyczących żołnierzy wyklętych. Ugrupowanie postuluje też uchwalenie ustawy o miejscach pamięci narodowej - "dotąd blokowanej przez koalicję rządową".

W najbliższych dniach w Lublinie odbędzie się wiele imprez związanych z wczorajszym świętem: 4 marca - I Ogólnopolskie Zawody Strzeleckie o Puchar Żołnierzy Wyklętych, 6 marca - Międzygimnazjalny Konkurs Historyczno-Literacki o Żołnierzach Wyklętych organizowany przez Gimnazjum nr 19, 7 marca - uroczystości 63. rocznicy śmierci mjr. "Zapory", 8 marca - sesja naukowa poświęcona żołnierzom wyklętym: "Niezłomni bohaterowie", organizowana w Collegium Norwidianum KUL przez Akademicki Klub Myśli Społeczno-Politycznej "Vade Mecum".

Adam Kruczek, Lublin


Gazeta Wyborcza 2012-03-02

GMO to nie samo zło

Premier chce ustawy o GMO, ale nie chce jej firmować, bo boi się kolejnych protestów obywatelskich - takich jak te w sprawie ACTA

Kilka faktów: 1 lutego Ministerstwo Rolnictwa rozesłało do konsultacji społecznych projekt ustawy, który przedłuża o cztery lata zgodę na stosowanie w paszach roślin genetycznie modyfikowanych (GMO). Obecna ustawa pozwala na to tylko do 1 stycznia 2013 r. Ministerstwu chodziło o przedłużenie zgody na GMO do 1 stycznia 2017 r.

Przesyłając projekt organizacjom rolników, resort poprosił o nadsyłanie uwag do 16 lutego, gdyż jest mało czasu na uchwalenie ustawy. Wiadomo, że na sprowadzenie pasz z zagranicy (w Polsce nie mamy soi genetycznie modyfikowanej, a to ona jest podstawowym składnikiem pasz) handlowcy potrzebują co najmniej pół roku; z takim wyprzedzeniem zawiera się kontrakty. Wcześniej musi się więc zakończyć cały proces legislacyjny, łącznie z podpisem prezydenta. Przy tak kontrowersyjnej sprawie jak GMO może się to przeciągać. Sprawa jest więc pilna, by nagle nie powstała luka w dostawach pasz.

Ale nagle 10 lutego organizacje rolników otrzymały pismo z resortu rolnictwa podpisane przez wiceministra Tadeusza Nalewajka o wycofaniu projektu ustawy o paszach z konsultacji społecznych, a 17 lutego minister Marek Sawicki dla portalu Farmer.pl powiedział: "Ani minister rolnictwa, ani premier Donald Tusk nie są za roślinami genetycznie modyfikowanymi".

Co się wydarzyło po 1 lutego, można tylko spekulować. Jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa (wzmocnioną relacjami osób z kierownictwa resortu) można przyjąć, że Tusk, kiedy dowiedział się o projekcie ustawy, wezwał do siebie ministra rolnictwa Marka Sawickiego i powiedział mu, że rząd teraz nie może sobie pozwolić na kolejne protesty obywateli, a do tych pewnie dojdzie, kiedy sprawę nagłośnią media.

Większość Polaków co prawda nie bardzo wie, o co chodzi z GMO, ale jest mu przeciwna, bo brzmi dziwnie i groźnie, a różne "zielone" organizacje umiejętnie podsycają strach obywateli przed nieznanym. Premier przyjął więc, że jeśli obywatele dowiedzą się, co rząd zamierza w sprawie pasz, to gotowa się rozpętać awantura typu ACTA. Tego premier nie chce, zwłaszcza że ma na głowie reformę emerytalną także budzącą kontrowersje i niepokój społeczny.

Panowie (premier z ministrem rolnictwa) uradzili więc, że umyją ręce w tej sprawie. Szybko wycofają swój projekt ustawy, a ponieważ jest to ustawa potrzebna (a nawet konieczna), to własny projekt (identyczny z rządowym) zgłoszą posłowie Platformy. Będzie więc projekt poselski, a nie rządowy. I wilk syty, i owca cała.

Jeśli te spekulacje są słuszne, to w Sejmie czeka nas nielicha awantura z przepchnięciem poselskiego projektu. Ustawa jednak pewnie przejdzie, bo łatwo wykazać, jaką katastrofą dla polskiej gospodarki skończyłoby się jej odrzucenie. Ale rząd pokaże po raz kolejny, że nie jest zdolny do przeprowadzenia trudnych, choć niezbędnych ustaw, nawet tak banalnych jak ta o paszach. Jeśli jednak inicjatywa poselska legnie w gruzach, będzie znacznie gorzej - rząd i tak zostanie wystrychnięty na dudka, a gospodarka i my wszyscy poniesiemy wymierne straty.

Bo co faktycznie oznacza brak tej ustawy? Oznacza, że od 1 stycznia będziemy praktycznie jedynym krajem w Unii, który nie wpuszcza na swoje terytorium pasz z GMO. Za żywność zapłacimy znacznie drożej niż dziś. Albo będziemy praktycznie jedynym krajem w Unii, który nie wpuszcza na swoje terytorium pasz z GMO, ale zamiast produkować żywność, będziemy ją sprowadzać z zagranicy, bo tak będzie taniej. Oczywiście będzie to żywność pochodząca od zwierząt karmionych paszami z GMO.

Wszystko zaczęło się w 2006 r. od przewodniczącego senackiej komisji rolnictwa Jerzego Chróścikowskiego z PiS. Kiedy w czasach rządów PiS pracowano w parlamencie nad ustawą o paszach, senator Chróścikowski niespodziewanie zgłosił poprawkę, która wprowadzała zakaz stosowania w Polsce pasz opartych na roślinach genetycznie modyfikowanych. Argumentował wówczas, że w prawa boskie nie wolno ingerować. Jego poprawka przeszła, a prezydent Lech Kaczyński ustawę szybko podpisał. Ale ponieważ zaraz okazało się, że to prawo jest niezgodne z prawem unijnym, za co grożą nam wielomilionowe kary, to natychmiast wprowadzono moratorium zawieszające zakaz stosowania pasz z GMO do 1 stycznia 2013 r.

Co będzie po tym czasie, nikt się nie zastanawiał.

Podstawową paszą, jaką Polska sprowadza, niezbędną do wykarmienia drobiu, świń i bydła, jest śruta sojowa. Aż 95 proc. tej śruty, jaka jest w handlu międzynarodowym, pochodzi z roślin genetycznie modyfikowanych. Sprowadza się ją z USA, Kanady, Argentyny, Brazylii, Indii. Polska od lat nie ma własnych zasobów wystarczających do pokrycia zapotrzebowania na pasze. I z każdym rokiem, w miarę, jak rośnie u nas produkcja zwierzęca i zmienia się struktura rolnictwa, to zapotrzebowanie rośnie. Tylko w ciągu ostatniej dekady wzrosło o 80 proc.

Przeciwnicy GMO mówią, że możemy sprowadzać śrutę bez GMO. Możemy, tyle tylko że Polska rocznie importuje ok. 2 mln ton śruty, a na świecie tej "czystej" w obrocie handlowym jest ok. 5,5 mln ton rocznie, a więc nasze potrzeby stanowią ok. 40 proc. całych światowych dostaw śruty wolnej od GMO. Pomijając fakt, że trochę trudno by nam było ściągnąć do siebie taką część światowej produkcji, to chodzi też o koszty.

Już teraz śruta bez GMO jest droższa o blisko 20 proc. od zwykłej. Gdyby nagle okazało się, że na rynku pojawia się kraj, który chce (musi) kupić 40 proc. jakiegoś towaru, można sobie wyobrazić, jak poszybuje cena. Przyda się porównanie z ropą, której cena skacze, kiedy brakuje jej na rynku.

Ale nawet gdyby cena nie poszybowała, to i tak zmienią się w Polsce ceny żywności. Eksperci z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa wyliczyli, że po wejściu w życie ustawy zakazującej stosowania pasz z GMO ceny mięsa drobiowego

wzrosną o 30-40 proc., jaj o 20-30, mięsa wieprzowego o 15-20, mleka o 10-15 proc. Jeszcze trudniejsze i droższe jest zastąpienie śruty sojowej innymi surowcami, np. roślinami strączkowymi.

W rezultacie takich działań załamie się eksport naszej żywności, z którego tak jesteśmy teraz dumni i który w czasach kryzysu odgrywa ogromną rolę w utrzymaniu Polski "na plusie". Nasza żywność będzie po prostu zbyt droga dla zagranicznych klientów. I odwrotnie - do Polski napłynie tańsze mięso z zagranicy. A będzie tańsze, bo zwierzęta karmione są tam paszami z GMO, czego na żadnej etykietce nie przeczytamy.

To nie koniec kłopotów. Zakaz stosowania pasz z GMO jest niezgodny z prawodawstwem unijnym i obłożony jest karami finansowymi. Ta kara to ryczałt minimalny 3,6 mln euro, a także kara okresowa od 4,3 do 260 tys. euro za każdy dzień zwłoki w zniesieniu szkodliwych przepisów.

Strach premiera przed upublicznieniem sprawy GMO można zrozumieć. Wiele organizacji tzw. zielonych wydało bezpardonową walkę organizmom genetycznie modyfikowanym, uznając je za samo zło. Nie będą siedziały cicho, kiedy usłyszą, że rząd chce przedłużyć zgodę na sprowadzanie pasz z GMO. A jednak co to za rząd, który gotów jest poświęcić interesy gospodarcze kraju, byle nie musiał konfrontować swoich poglądów z poglądami grupy niezadowolonych?

Do tego rząd ma poważne opinie naukowców po swojej stronie, czego brakuje stronie przeciwnej. Nie ma bowiem dowodów, że rośliny GMO mają negatywny wpływ na człowieka. Wręcz przeciwnie - naukowe autorytety, genetycy bronią GMO, nie widząc w tych organizmach zagrożenia.

Papieska Akademia Nauk, w skład której wchodzą wybitni naukowcy (trudno ich posądzać, że są na usługach producentów drobiu czy importerów soi), w maju 2009 r. uznała oficjalnie, że "nie ma podstaw do stwierdzenia, że rośliny genetycznie modyfikowane lub wyprodukowane z nich produkty żywnościowe mogłyby być niebezpieczne".

Co więcej, Papieska Akademia Nauk stwierdziła, że organizmy genetycznie modyfikowane są wręcz szansą dla ludzkości, której liczba stale rośnie, a zasoby ziem uprawnych maleją. W 2050 r. ma być na świecie ok. 9 mld ludzi. Tradycyjne rolnictwo, bez GMO, daje mniejsze plony nieodporne na choroby, suszę i szkodniki. Takie rolnictwo nie wykarmi 9 mld ludzi.

Badania przeprowadzone w dwóch polskich instytutach naukowych wyspecjalizowanych w badaniach wpływu pasz genetycznie modyfikowanych na zwierzęta wykazały, że "w mięsie, jak i mleku pochodzących od tych zwierząt nie ma zmodyfikowanego DNA".

Może więc zamiast chować głowę w piasek, rząd powinien przeprowadzić ogólnospołeczną rzetelną kampanię informacyjną, wyjaśniając obywatelom, co to jest GMO i czym nam grozi.

Krystyna Naszkowska GAZETA WYBORCZA


Agro Serwis 2012-02-15

Jak tworzy się agrosukces

Noworoczna Gala Agrobiznesu
W jaki sposób osiągnąć sukces w produkcji rolnej, działalności w zakresie agrobiznesu czy też agroturystyki? Wiedzą to najlepiej ci rolnicy lub agrobiznesmeni, którzy osiągnęli sukces mimo przeciwności i niełatwych przecież warunków do prowadzenia produkcji rolnej. Autorzy "AgroSukcesu" zostali wyróżnieni, a także podzielili się swoimi doświadczeniami podczas uroczystości Noworocznej Gali Agrobiznesu poprzedzonej II Konfrontacjami "Drogi do AgroSukcesu". Oba wydarzenia miały miejsce 26 stycznia w SGGW w Warszawie.

Organizatorami obu imprez były: Stowarzyszenie AgroBiznesKlub, Rektor SGGW oraz Redakcja AGRO, honorowy patronat objął zaś Prezes Agencji Rynku Rolnego.
 O swojej drodze do agrosukcesu opowiadali nagrodzeni rolnicy, hodowcy oraz agrobiznesmeni podczas spotkań ze studentami i pracownikami dydaktycznymi SGGW zorganizowanymi na wybranych wydziałach tej uczelni. Spotkanie z wyróżniającymi się hodowcami, które odbyło się na Wydziale Nauk o Zwierzętach, przebiegało pod hasłem "Równamy do najlepszych", a wzięli w nim udział Czesław Kryszkiewicz, długoletni prezes Zarządu Hodowli Zarodowej Osowa Sień, uhonorowany tytułem Wybitny Agroprzedsiębiorca RP 2010, Ewa i Janusz Linka, wybitni hodowcy trzody Krajowi Mistrzowie AgroLigi i laureaci Nagrody Gospodarczej Prezydenta RP w 1999 r. oraz Piotr Kubiak prowadzący z rodzicami i bratem gospodarstwo rolne, specjalizujące się w produkcji mleka - gospodarstwo otrzymało w 1999 r. tytuł Krajowego Mistrza AgroLigi. Spotkanie prowadził Henryk Antosiak, b. wiceminister rolnictwa i prezes ARiMR.
 
Autorzy sukcesów mają głos
 Państwo Linka gospodarują na 130 ha w Szadku w woj. łódzkim, rozwijając dwa kierunki produkcji - hodowlę zarodową trzody chlewnej i nasiennictwo zbóż oraz warzyw. - Koniunktura na rynku trzody chlewnej jest bardzo zmienna, a w ślad za wahaniami cen tuczników i opłacalnością produkcji żywca idzie zapotrzebowanie na materiał hodowlany - tłumaczył pan Janusz. - Produkcja nasienna pozwalała nam przetrwać kryzysy na rynku trzody bez ograniczania stada, bo to równałoby się utracie części naszych dokonań.
 Państwo Linka przedstawili studentom historię budowy swojego gospodarstwa i organizację hodowli, mówili, w jaki sposób doszli do dzisiejszych osiągnięć hodowlanych: doskonaląc genetykę zwierząt, stosując selekcję i staranny dobór osobników do rozpłodu. - Wymagania, jakie przed produkcją trzody chlewnej i rynkiem wieprzowiny stanęły począwszy od lat 90., zmusiły nas do przebudowy stada, by sprzedawać rolnikom zwierzęta wysoko wydajne i wysoko mięsne, o nowoczesnej genetyce - mówił Janusz Linka. - Kupowaliśmy knury w najlepszych hodowlach zagranicznych, gdzie już od 60 lat pracuje się nad genetyką świń, by przyspieszyć postęp hodowlany. - Praca hodowlana w stadzie zarodowym wciąż trwa - uzupełniła Ewa Linka. - Oceniamy każdego knura - ojca przyszłych pokoleń trzody. Ocena odbywa się w SKURTCH w Rossosze na przynajmniej 8 córkach knura. Dopiero pozytywne wyniki oceny umożliwiają stworzenie indeksu hodowlanego rozpłodnika, co jest podstawą do jego dalszej kariery hodowlanej. Za sukces poczytujemy też sobie wyeliminowanie genu podatności na stres u naszych zwierząt. Janusz Linka zdradził zaś, że jedną z tajemnic sukcesu hodowlanego jest bardzo surowe przestrzeganie reżimu sanitarnego w chlewni i stosowanie bioasekuracji.

 - Nasza spółka ze 100% udziałem Skarbu Państwa w Osowej Sieni w woj. lubuskim wyspecjalizowała się w hodowli bydła mlecznego i produkcji mleka - przedstawiał swoje gospodarstwo prezes Czesław Kryszkiewicz. - Ważnym kierunkiem produkcji jest bydło hodowlane. Z naszych obór pochodzą buhaje użytkowane potem w SHIUZ, które są ojcami wielu polskich krów mlecznych. Słabsze, ale pozytywnie
 wycenione rozpłodniki wykorzystywane są do krycia naturalnego, które wobec coraz częściej spotykanych problemów z rozrodem wysokowydajnych krów znów zaczynają być pożądane jako" wspomagające" rozród. W naszych oborach prowadzimy nie tylko hodowlę i produkcję mleka, ale również doświadczenia nad najlepszym sposobem utrzymania zwierząt, testujemy różne rozwiązania w zakresie żywienia i utrzymania bydła. Obecnie testujemy np. urządzenie do osuszania i czyszczenia ściółki, które umożliwi powtórne wykorzystanie słomy do ścielenia stanowisk. To potrzeba chwili w czasach wysokiej ceny i niedoboru słomy w gospodarstwach.

 - Nasze gospodarstwo o pow. 150 ha w Sulmowie w woj. łódzkim również nastawione jest na produkcję mleka; utrzymujemy 160 krów mlecznych o wydajności ok. 10 000 I - rozpoczął prezentację swych dokonań Piotr Kubiak. - Gospodaruję razem z bratem, ale podzieliliśmy się pracą: ja odpowiadam bezpośrednio za hodowlę, brat - za produkcję pasz dla bydła. Zauważyłem, że w wielu polskich oborach krowy mają już w swych genotypach najlepszą genetykę z USA czy Kanady, ale za potencjałem genetycznym często nie nadąża żywienie i utrzymanie zwierząt. Dlatego zwracamy bardzo dużą uwagę na żywienie i utrzymanie krów - nowa obora spełnia wysokie wymogi dobrostanu i dobrej organizacji produkcji. No i są efekty - w postaci wysokiej produkcji mleka. Mamy też w stadzie krowy-matki buhajów i odchowujemy buhajki hodowlane dla SHiUZ.

 Nie tylko nauka.
 Co zadecydowało o sukcesie? - pytali studenci swoich gości. - Pasja hodowlana i zamiłowanie do swej pracy - odpowiadali. I dzielili się planami dalszego rozwoju gospodarstw: Czesław Kryszkiewicz mówił o najnowszej inwestycji - oborze dla 700 krów w Osowej Sieni i o tym, że rozważają, czy lepiej wyposażyć ją w roboty, czy halę udojową. Piotr Kubiak podkreślał, że najważniejszym obecnie zadaniem jest dla niego dalsza modernizacja gospodarstwa umożliwiająca ograniczenie nakładu pracy w hodowli. - Już dziś nasze krowy obsługujemy nie dłużej niż w ciągu ok.1,5 godz., następny krok to instalacja automatu do odpajania cieląt.
 Zaś państwo Linka mówili, że pilnym zadaniem dla odpowiedzialnego hodowcy produkującego materiał hodowlany trzody jest teraz praca genetyczna nad jakością tuszy, przy zaprzestaniu już zwiększania mięsności zwierząt.
 Autorzy Agrosukcesu przedstawiali też problemy, jakie napotykają w swej pracy i mówili o sposobach ich rozwiązywania, a także o organizacji praktyk studenckich, które prowadzą w swoich gospodarstwach.
 "Od nędzy do pieniędzy" - takie motto przyświecało spotkaniu na Wydziale Nauk Ekonomicznych, którego gościem specjalnym był Marian Unicki, od 53 lat prezes Zarządu i twórca sukcesów Spółdzielczej Agrofirmy Witkowo - największego zakładu rolnego w Polsce. Sylwetkę i wybitne dokonania biznesowe zebranym studentom i pracownikom dydaktycznym uczelni przedstawili: prof. Stanisław Zięba, b. minister rolnictwa, oraz Roman Jagieliński, b. minister rolnictwa i przewodniczący Rady AgroBiznesKlubu.
 Natomiast na Wydziale Nauk o Żywności odbyło się spotkanie pod hasłem "Na mlecznej drodze", na którym gościli wybitni praktycy z zakresu mleczarstwa: Tadeusz Badach, od 35 lat prezes Zarządu OSM Krasnystaw i przewodniczący Rady KZSM, Waldemar Broś, prezes Zarządu KZSM, oraz Wybitny Agroprzedsiębiorca RP 2009 r. Janusz Skowroński, prezes i twórca firmy Tewes-BIS w Barczewie, specjalizującej się w produkcji maszyn i urządzeń dla mleczarstwa.
 Zaś na Wydziale Ogrodniczym ze studentami spotkał się Bogdan Królik, właściciel rodzinnego gospodarstwa ogrodniczego specjalizującego się w uprawie roślin ozdobnych, noszący tytuł Wzorowy Agroprzedsiębiorca RP.

 Warto kontynuować spotkania z praktyką
 Podsumowanie spotkań z wybitnymi agroprzedsiębiorcami odbyło się podczas Noworocznej Gali Agrobiznesu w Auli Kryształowej SGGW, na której byli obecni m.in. doradca Prezydenta RP prof. Tomasz Borecki, wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Rolnictwa pos. Jan Krzysztof Ardanowski, przewodniczący Senackiej Komisji Rolnictwa sen. Jerzy Chróścikowski, zastępca prezesa KRUS Janina Pszczółkowska, prezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Waldemar Broś, prezes Stowarzyszenia Eksporterów Polskich Mieczysław Twaróg, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prof. Andrzej Kowalski i attache rolny ambasady Holandii dr Janusz Gołos.
 Organizatorów i współgospodarzy Gali reprezentowali: z ramienia SGGW - rektor, prof. Alojzy Szymański, prorektor prof. Wiesław Bielawski i dyrektor ekonomiczny dr Piotr Zaprzałek, z ramienia Stowarzyszenia AgroBiznesKlub - przewodniczący Rady Roman Jagieliński i wiceprzewodniczący Zarządu Leon Wawreniuk, z ramienia redakcji AGRO - wydawca Elżbieta Wawreniuk. Honorowego patrona Gali, prezesa ARR, reprezentował jego zastępca Lucjan Zwolak.
 Prof. Tomasz Borecki omówił przebieg II Konfrontacji "Drogi do AgroSukcesu", zorganizowanych przez nieformalną AgroAkademię Umiejętności Praktycznych we współpracy z SGGW. Profesor podkreślił, że tego typu konfrontowanie wiedzy teoretycznej nabywanej na uczelni z praktyką ludzi agrosukcesu powinno być kontynuowane i rozwijane.
 Bohaterowie "Drogi do AgroSukcesu" zostali nagrodzeni okolicznościowymi statuetkami, nagrodzono również laureatów konkursu gospodarstw agroturystycznych "Kwatery na medal 2011", wręczono też odznaki "Zasłużony dla Rolnictwa".
 Ewa Obidzińsk
a


Nasz Dziennik 2012-01-31

O wolność i prawo do informacji

Sz.P. Jan Dworak
Przewodniczący
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

W imieniu Prezydium Rady Krajowej Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych "Solidarność" zwracamy się do KRRiT o przyznanie Telewizji Trwam miejsca na multipleksie. Związek z niepokojem przyjął wiadomość o nieprzyznaniu miejsca Telewizji Trwam na multipleksie naziemnej telewizji cyfrowej, który jest dobrem narodowym wszystkich Polaków i którym w imieniu Polaków dysponuje Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Telewizja Trwam i Radio Maryja są mediami gwarantującymi dostęp do niezależnych informacji, a także do szerokiej tematyki kulturalno-oświatowej, społeczno-politycznej i religijnej. Jest też źródłem poruszającym na antenie aktualne problemy wielu środowisk i grup społecznych, w tym problemy środowiska rolniczego, którego Związek jest jednym z reprezentantów. Dlatego jako rolnicy wysoko cenimy sobie rolę tych mediów. Pragnę zaznaczyć, że osoby oglądające Telewizję Trwam - w tym rolnicy - są podatnikami i płatnikami abonamentu. Tym samym współfinansując projekt multipleksu, mamy prawo do bezpłatnego dostępu do odbioru Telewizji Trwam w technologii cyfrowej. Jako katolicy domagamy się zapewnienia szerokiego i powszechnego dostępu do mediów katolickich w ramach projektu cyfrowej  telewizji naziemnej w postaci Telewizji Trwam. Nieprzyznanie tej Telewizji miejsca na multipleksie stanowi, naszym zdaniem, głębokie naruszenie zasad demokratycznego porządku oraz konstytucyjnie zagwarantowanej wolności przekonań światopoglądowych i religijnych. W imieniu NSZZ RI "Solidarność" apeluję do KRRiT o wycofanie się z decyzji dyskryminującej znaczną część obywateli, która stoi ponadto w sprzeczności z demokratycznymi regułami, a także z zapisami konstytucyjnymi dotyczącymi zadań KRRiT jako strażnika wolności słowa i prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji.

W imieniu Prezydium Rady Krajowej NSZZ RI "Solidarność"
 Jerzy Chróścikowski, Przewodniczący NSZZ RI "Solidarność"


Nasz Dziennik 2012-01-24

Akcyza do zwrotu

W lutym rolnicy będą mogli składać wnioski o zwrot części podatku akcyzowego, jaki zapłacili przy zakupie oleju napędowego do maszyn rolniczych. Za każdy hektar użytków rolnych można otrzymać prawie 82 złote.

Od 1 do 29 lutego przyjmowane będą wnioski o zwrot akcyzy za paliwo kupione przez rolników od 1 września 2011 r. do 31 stycznia 2012 roku. Dokumenty, tak jak i w poprzednich latach, trzeba złożyć w urzędzie gminy lub miasta, na terenie których znajduje się użytkowana przez rolnika ziemia. Należy też pamiętać o tym, aby do wniosku zostały dołączone faktury VAT albo przynajmniej ich kopie, potwierdzające fakt zakupu oleju napędowego przez rolnika. Przypomnijmy, że wnioski o zwrot akcyzy można będzie składać w tym roku jeszcze raz, w sierpniu, i wtedy pod uwagę będą brane faktury za paliwo zakupione między 1 lutego a 31 lipca 2012 roku. Obowiązuje ustawowy limit wysokości zwrotu akcyzy, który wynosi na ten rok 81,70 zł.

Organizacje rolnicze od dawna postulują zwiększenie limitu odliczania akcyzy. W tym roku ich argumenty są o tyle racjonalne, że mamy znaczący wzrost akcyzy nakładanej na olej napędowy - na skutek decyzji rządu i parlamentu akcyza rośnie o 18 gr na litrze tego paliwa. - Już widać, że podwyżka akcyzy, a co za tym idzie - cen oleju napędowego, spowoduje znaczny wzrost kosztów produkcji tylko z tytułu zakupu diesla. A przecież ta podwyżka spowoduje także wzrost cen innych środków produkcji rolnej - podkreśla Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność".
KL


Nasz Dziennik 2012-01-18

Nie, bo nie

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Jan Dworak kompromituje podległą mu instytucję, podtrzymując decyzję o odmowie umieszczenia Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie. O odrzuceniu odwołania Fundacji Lux Veritatis nawet nie raczył najpierw poinformować zainteresowanych.

Jan Dworak zwołał wczoraj konferencję prasową dotyczącą zakończenia procesu odwoławczego od decyzji KRRiT w sprawie rozszerzenia koncesji na nadawanie cyfrowe naziemne w sygnale multipleksu pierwszego. Jej kluczowym elementem było ponowne odrzucenie wniosku Telewizji Trwam. Dworak wszystko zrzucił na względy ekonomiczne, próbując podważyć sprawozdania finansowe Fundacji Lux Veritatis. Jednak dokumenty nie są po jego stronie. Ich analiza pokazuje, że argumenty szefa Krajowej Rady nie mają szans utrzymać się w dalszym postępowaniu. Przedstawiciele Fundacji Lux Veritatis wskazują, że szef KRRiT dokonał horrendalnej manipulacji danymi Zapowiadają skierowanie sprawy do sądu.
 Ojciec dr Tadeusz Rydzyk CSsR zauważa z bólem, że decyzja Krajowej Rady godzi w Polskę i Kościół. I prosi o aktywność w tej sprawie. - Apeluję do wszystkich ludzi. Nie mając tej Telewizji, nie mamy szansy na to, żeby głosić Ewangelię, prawdę i komunikować się wokół prawdy, a co za tym idzie - żeby się jednoczyć - wzywa dyrektor Radia Maryja.
 Jan Dworak przekonywał na wczorajszej konferencji prasowej, że działalność operacyjna Fundacji Lux Veritatis wykazuje w ciągu ostatnich trzech lat straty. - Pozostałe przychody malały, które są najprawdopodobniej zbiórkami wśród wiernych - perorował Dworak. Przewodniczący podważał też dane na temat majątku Fundacji i wskazywał, że jest ona zadłużona w Warszawskiej Prowincji Redemptorystów.
 To były według niego główne powody odrzucenia wniosku o przyznanie miejsca na multipleksie dla Telewizji Trwam.
 Dyrektor Radia Maryja wskazuje jednak na prawdziwe intencje, jakimi kierowała się Krajowa Rada. - To kontynuacja całej linii tego rządu. Od kiedy władza w Polsce spoczęła w rękach premiera Donalda Tuska z całą jego kompanią, przez cały czas widać niszczenie Radia Maryja, Telewizji Trwam i innych dzieł - powiedział wczoraj o. Tadeusz Rydzyk w rozmowie z Telewizją Trwam.
 Jak zaznaczył dyrektor Radia Maryja, najważniejsze jest teraz, aby cały Naród podjął działania w tej sprawie, m.in. poprzez modlitwę i wysyłanie protestów do KRRiT. Bo tylko ludzie zorganizowani mogą skutecznie przeciwdziałać dyskryminacji katolickiej telewizji.
 Lidia Kochanowicz z Fundacji Lux Veritatis nie ma najmniejszego problemu, by odeprzeć wszystkie zarzuty, z którymi wystąpił wczoraj publicznie Dworak. Co więcej, zapowiada skierowanie sprawy do sądu. - Oczywiście Fundacja posiada zadłużenie długoterminowe. Jest to pożyczka od Warszawskiej Prowincji Redemptorystów, którą musimy spłacić w 2019 roku. Ale należy wziąć pod uwagę, o czym pan przewodniczący Dworak wie, że starając się o rozszerzenie koncesji, otrzymalibyśmy ją tylko na rok. Ponieważ w marcu 2013 r. kończy nam się koncesja podstawowa i w związku z tym powinniśmy być ponownie zweryfikowani w 2013 r. o kolejną koncesję na następne 10 lat. Zatem to zadłużenie długoterminowe nie ma żadnego wpływu na możliwość sfinansowania koncesji i wejście na multipleks - zaznacza Lidia Kochanowicz. Przedstawicielka Fundacji Lux Veritatis ocenia ponadto, że Dworak dokonał topornego zmanipulowania danych finansowych. Fundacja w tych trzech kolejnych latach, jakie zostały podane jako powód decyzji, osiąga zyski. I to niemałe. Natomiast firmy, które otrzymały koncesję na nadawanie cyfrowe drogą naziemną, generują w kolejnych latach straty. Na tym ma polegać obiektywizm Krajowej Rady? - konstatuje Kochanowicz.
 Jan Dworak roztaczał wczoraj wizję, że Fundacja Lux Veritatis może -jednak nie wiadomo kiedy - ubiegać się o koncesję na kolejnych multipleksach, ale musi zmienić swoją sytuację finansową. - Posługujemy się po prostu obowiązującymi przepisami prawa i jeśli Fundacja chciałaby w kolejnych procesach koncesyjnych startować i mieć wielkie szanse, to musi nam te szanse dać. Musi wywiązać się z tych minimalnych obowiązków, jakie na nią nakłada prawo - stwierdził.
 Na pytanie "Naszego Dziennika", dlaczego inne podmioty otrzymały koncesję, pomimo że wykazywały straty i nigdy nie nadawały programów telewizyjnych oraz dokonywały zmian w składanych wnioskach, co jest niezgodne z rozporządzeniem KRRiT z 2007 r. dotyczącym postępowania koncesyjnego, Dworak stwierdził jedynie, że "są to sprawy zbyt szczegółowe". - Jest to jedna z kwestii podnoszonych przez skarżące strony. Wszystkie te zarzuty zostały bardzo rzeczowo i uważnie rozpatrzone i mogę powiedzieć, że nie są to zarzuty, które mogłyby spowodować zmianę naszej decyzji - oznajmił. 1 dodał, że wszystkie te kwestie zostaną wyjaśnione "za niedługi czas".
 Ale z dokumentów wynika, że podmioty, które dostały koncesję, były w nieporównywalnie gorszej sytuacji finansowej niż Telewizja Trwam. Gdy 4 marca 2011 r. upływał termin składania wniosków o przyznanie koncesji, niektórzy wnioskodawcy nie mieli odpowiedniego zabezpieczenia finansowego i tylko to powinno być powodem odrzucenia ich podań. Ich zyski były też o wiele niższe niż Fundacji Lux Veritatis (dwie firmy miały straty), ponadto miały one także o wiele gorsze wskaźniki finansowe odnośnie do aktywów, sumy bilansowej czy kapitałów własnych. Dla Krajowej Rady nie miało to znaczenia i odrzuciła wniosek o umieszczenie na multipleksie Telewizji Trwam.

Dworak na bakier z rozporządzeniem
 Udzielając koncesji na nadawanie na multipleksie cyfrowym trzem stacjom telewizyjnym, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Jan Dworak naruszył procedury mówiące o nieuwzględnianiu wniosków podmiotów, w których dokonano zmian w trakcie postępowania. Oburzenie sytuacją wyrażają kolejne organizacje oraz parlamentarzyści. Argumentują, że szef KRRiT złamał przepisy postępowania administracyjnego, nie uwzględniając spełniającego wszystkie kryteria wniosku Telewizji Trwam.
 Szef KRRiT swoją decyzją z 29 lipca 2011 r. odrzucił wniosek Fundacji Lux Veritatis na nadawanie Telewizji Trwam na multipleksie 1. Jednocześnie przyznał miejsca na tej platformie cyfrowej innym podmiotom: ESKA TV SA, LEMON RECORDS Sp. z o.o., STAVKA Sp. z o.o. oraz ATM GRUPA SA. Jak się okazuje, trzy pierwsze nie spełniły zasad konkursowych, ale wnioski zostały rozpatrzone pozytywnie przez Dworaka.
 Warunki postępowania w sprawach o udzielenie koncesji zostały określone w Rozporządzeniu KRRiT z dnia 4 stycznia 2007 roku. Paragraf 18 ust. 2 tego aktu prawnego mówi, że "(...) zmiany wniosku, w części dotyczącej informacji programowych i ekonomiczno-finansowych (...) dokonane w czasie trwania postępowania, nie będą uwzględniane, jeżeli w postępowaniu rozpatrywane są wnioski złożone przez więcej niż jednego wnioskodawcę". Ustęp 3 tego paragrafu precyzuje, że "za zmianę, o której mowa w ust. 2, uważa się również uzupełnienie wniosku polegające na złożeniu dokumentów lub dostarczeniu informacji brakujących w dniu złożenia wniosku". Tymczasem, jak wynika z akt dotyczących postępowania, które znajdują się w KRRiT - ESKA TV S., LEMON RECORDS Sp. z o.o., oraz STAVKA Sp. z o.o. złożyły niekompletne wnioski oraz dokonały ich zmiany w części ekonomiczno-finansowej poprzez złożenie dokumentów po terminie zakończenia przyjmowania wniosków, tj. po 4 marca 2011 roku.
 Najwyraźniej ta sytuacja nie przeszkadzała Janowi Dworakowi, który udzielił koncesji tym podmiotom, podczas gdy nie uczynił tego w stosunku do Telewizji Trwam, która w pełni spełniała wymagane kryteria.

 Nie ma miejsca?
 Kolejna wątpliwość wiąże się z oficjalnymi wypowiedziami Dworaka, który podczas posiedzenia senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu 14 grudnia 2011 r. zapewniał, że decyzja KRRiT z 29 lipca 2011 r. nie jest ostateczna. - Rzeczywiście proces odwoławczy jest w toku, nasza ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, bo są odwołania, zresztą nie tylko Lux Veritatis, ale też innych podmiotów - mówił. Jak wobec tego wytłumaczyć stanowisko Katarzyny Twardowskiej, rzecznik KRRiT, opublikowane na łamach "Rzeczpospolitej", że bez względu na wynik postępowania odwoławczego nie ma już miejsca na multipleksie?
 Zdaniem parlamentarzystów, jest to sytuacja skandaliczna. - Wygląda na to, że w tym postępowaniu naruszono wiele przepisów, nie tylko na podstawie tego rozporządzenia. Jeżeli jest określony termin zakończenia konkursu, to nie powinno być żadnych możliwości uzupełniania wniosków, bo inaczej upada cała idea postępowania - zauważa poseł Elżbieta Kruk (KS) z sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Wskazuje, że w decyzji Dworaka jest jeszcze więcej nieprawidłowości. - Choćby ta, że łamany jest kodeks postępowania administracyjnego. Nie udzielono odpowiedzi na odwołanie osób zainteresowanych, czyli nie mamy decyzji prawomocnej, a organy państwa ją realizują - zaznacza Elżbieta Kruk.
 Poseł Arkadiusz Mularczyk (SP), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, podkreśla natomiast, że w sprawie rozdysponowania częstotliwości na multipleksie nie powinny zapadać decyzje, dopóki toczą się postępowania odwoławcze. - To wszystko przekonuje nas, że doszło do naruszenia KPA oraz ustawy o radiofonii i telewizji. Decyzje, które są podejmowane, noszą znamiona dyskryminacji Telewizji Trwam - ocenia Mularczyk.
 Również sytuacja ekonomiczna Fundacji Lux Veritatis jest nieporównanie lepsza i stabilniejsza od podmiotów, które uzyskały koncesje. Jej kapitałów własnych nie można porównać z kapitałami własnymi firm ESKA TV SA i LEMON RECORDS Sp. z o.o., ponieważ wykazały one kapitały ujemne, co oznacza, że nie są zdolne do uregulowania swoich zobowiązań. Fundacja posiada ponadto o 225 razy wyższe takie fundusze od STAVKA Sp z o.o. Co więcej, zysków Fundacji także nie da się porównać z zyskami pozostałych podmiotów, które wykazywały straty. A przypomnijmy, że odrzucenie wniosku o nadawanie dla Telewizji Trwam było tłumaczone... właśnie względami ekonomicznymi.
 Ponadto, jak dowiedział się "Nasz Dziennik", spółka STAVKA jako swoje zabezpieczenie finansowe przedstawiła promesę kredytową. Czyli nie miała tak naprawdę pieniędzy, a bank dopiero obiecywał, że udzieli jej kredytu na prowadzenie działalności nadawczej. I w dodatku tę obietnicę złożył dopiero 31 marca, a więc także po terminie wymaganym przez KRRiT. Bank zastrzegał ponadto, że może unieważnić tę promesę, tak więc sytuacja ekonomiczna STAVKI była więcej niż słaba w momencie starania się o koncesję na multipleksie. W tym jednak przypadku Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie wykazała się troską o stan finansowy wnioskodawcy.

Równi i równiejsi
 Dyskryminujące decyzje KRRiT budzą powszechny sprzeciw. Tomasz Poręba, wiceprzewodniczący delegacji PiS w Parlamencie Europejskim, skierował w tej sprawie interpelację do Rady Unii Europejskiej. - Przede wszystkim nieprzyznanie praw Telewizji Trwam do multipleksu jest jawną dyskryminacją. Nie było żadnych podstaw, żeby tak postąpić. Europa ma często pełne usta frazesów o równości i braku dyskryminowania różnych mediów, wolności opinii, o prawie każdego obywatela do ich wyrażania. Więc moją intencją jest, żeby Rada Unii Europejskiej się odniosła do tego, czy te piękne słowa zapisane w dokumentach unijnych mają również przełożenie na Polskę, gdzie w sposób jawny i brutalny depcze się prawa jednych stacji radiowych i telewizyjnych, a inne się wspiera - mówi wiceprzewodniczący.
 Odrzucenie wniosku znakomitej katolickiej stacji w konkursie na nadawanie cyfrowe wywołuje coraz większy sprzeciw w różnych środowiskach. Rada Krajowa NSZZ Rolników Indywidualnych wystosowała do Jana Dworaka apel o przyznanie miejsca na multipleksie dla Telewizji Trwam. "Jako katolicy domagamy się zapewnienia szerokiego i powszechnego dostępu do mediów katolickich w ramach projektu cyfrowej telewizji naziemnej w postaci Telewizji Trwam - obecnie jedynej telewizji katolickiej o zasięgu ogólnopolskim" - napisał Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI "Solidarność". - W naszym liście wyraźnie wskazujemy, że łamane są zasady praworządności, a także na elementy, które są prawie skandalem, czyli nierówne traktowanie podmiotów - tłumaczy Chróścikowski w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".
 Do protestu dołączyła także Polska Federacja Ruchów Obrony Życia. W piśmie do szefa Krajowej Rady prezes tej organizacji dr Paweł Wosicki wraz ze współpracownikami zwracają uwagę, że "wykluczenie Telewizji Trwam z przyznania miejsca na multipleksie, umożliwiającym odbiór kanałów w technice cyfrowej, która niebawem stanie się standardem, jest niezgodne zarówno z demokratycznymi regułami państwa prawa, jak i zadaniami i misją KRRiT".
 O zrewidowanie postępowania koncesyjnego zaapelował również Zarząd Krajowego Instytutu Akcji Katolickiej. "Uważamy, że decyzja Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pozbawiona była podstaw merytorycznych, tym bardziej że koncesje przyznano zupełnie nowym komercyjnym kanałom telewizyjnym, podczas gdy Telewizja Trwam jest nadawcą społecznym, cenionym, rekomendującym się wieloletnim stażem" - napisano w oświadczeniu ZK KIAK
 Protesty ślą też środowiska uczelniane. "Uważamy, że należy zdecydowanie zapobiec temu, by KRRiT przyznała sobie prawo do niwelowania różnorodności poglądów. Jeżeli urząd państwowy przypisze sobie możliwość definitywnego rozstrzygania, jakie przekonania, style myślenia i postawy są słuszne, a jakie nie, znajdziemy się nieodwołalnie na drodze ku autorytaryzmowi. Odmowę KRRiT udzielenia Telewizji Trwam koncesji cyfrowej traktujemy jako podważanie fundamentów demokratycznej Polski" - napisało w oświadczeniu ponad 180 pracowników naukowych, członków Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu. Sprzeciw wyraził również Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Krakowie. Jego członkowie zwrócili na piśmie uwagę, że "zabrakło miejsca na multipleksie cyfrowym dla Telewizji, której oglądalność przewyższa oglądalności wielu innych nadawców, którzy uzyskali akceptację".
 Jacek Dytkowski


Tygodnik Zamojski 2012-01-04

Co roku w górę

Co zdrożeje w 2012 roku? Kto dostanie podwyżki?
Energia i gaz, olej napędowy i żywność, leki, papierosy i ubrania dla dzieci - oto gwarantowana lista podwyżek, których skutki odczujemy w 2012 r. W porównaniu z rokiem poprzednim jest ona krótsza, bo 1 stycznia 2011 roku witaliśmy też nowy, wyższy VAT - to mamy już za sobą. Jest i druga dobra wiadomość: na razie (przynajmniej w najbliższych tygodniach) nie powinny rosnąć ceny benzyny.

 Poprzedni rok witaliśmy, płacąc za litr benzyny średnio 4,80 zł. W ciągu następnych miesięcy było tylko gorzej - wyższy VAT, którym objęto także paliwa, wyższa opłata paliwowa i rosnące ceny ropy naftowej przełożyły się, rzecz jasna, na ceny benzyny. Każdy miesiąc dokładał do niej kolejne grosze galopada zatrzymała się dopiero na początku grudnia, na poziomie 5,5 zł za 1 litr (średnio; ceny na niektórych stacjach sięgają 5,60 zł - notowania z 30 grudnia). Halina Pupacz, prezes Polskiej Izby Paliw Płynnych, nie podziela opinii, jakoby cena litra benzyny miała niedługo skoczyć do 7 zł na skutek niestabilnej sytuacji na Bliskim Wschodzie.
 - Wygląda na to, że sytuacja ustabilizowała się na dłużej - zapowiada prezes Pupacz. "Na dłużej" oznacza w tym wypadku kilka tygodni. -Wszystko pod warunkiem, że nie będzie gwałtownych zmian w kursie złotego oraz zwyżki cen ropy na światowych giełdach - zastrzega. Ta wiadomość jest tylko z pozoru dobra. Naprawdę dobra byłaby zapowiedź obniżki cen paliw. Polska Izba Paliw Płynnych już od dawna monituje, że jest ono w Polsce za drogie w stosunku do siły nabywczej pieniądza.

Na podwyżki - i to już w styczniu - powinni się tymczasem przygotować właściciele pojazdów na olej napędowy. Jego ceny także rosły przez cały miniony rok - od 4,70 w styczniu do 5,60 zł w grudniu. W styczniu tego roku można się spodziewać wzrostu cen o około 16-20 groszy na litrze, a to z powodu podniesienia podatku akcyzowego. Nie jest to decyzja polskiego rządu - właśnie w styczniu kończą się okresy przejściowe związane ze stosowaniem minimalnego podatku akcyzowego na olej napędowy, ustalone przez dyrektywę Unii Europejskiej.

 PIPP obawia się przy tym, że tempo rozbudowy infrastruktury przed Euro 2012 i związane z tym kłopoty logistyczne mogą popchnąć Ministerstwo Finansów do szukania dodatkowych pieniędzy na inwestycje w kieszeniach kierowców, czyli do podniesienia akcyzy na benzynę w ciągu roku.

 

 Złotówki w brzuchu
 To będzie także kolejny rok wzrostu cen żywności. Z prognozy przygotowanej przez dziennik "Rzeczpospolita", opartej na przewidywaniach analityków bankowych wynika, że w 2012 r. najbardziej zdrożeją: mięso oraz oleje - o ok. 6-8 proc, mleko i jego przetwory oraz chleb i przetwory zbożowe - o 3-4 proc. oraz cukier - o ok. 4 proc. Także samo Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie ukrywa, że dalszy wzrost cen żywności jest nieunikniony.

 Prognozuje, że w ciągu najbliższego roku osiągnie poziom 5 proc. Jeżeli tak. to wydatki na jedzenie przeciętnej czteroosobowej rodziny wzrosną miesięcznie o ok. 50 zł, a rocznie o ok. 600 zł. Dodajmy to do podwyżek w roku, który właśnie się skończył: 10-procentowych mięsa, ryb i olejów, 7-procentowych chleba i innych wypieków, 30-procentowych cukru, kilkuprocentowych warzyw i owoców. Otrzymamy odpowiedź na pytania, dlaczego Polacy coraz więcej jedzenia kupują w dyskontach, zostawiając w nich już co piątą złotówkę przeznaczoną na ten cel.

 Czy żywność musi drożeć? - Musi. Weźmy pod uwagę choćby spodziewany wzrost cen oleju napędowego, na którym jeździ cały sprzęt rolniczy. Co prawda rolnicy otrzymywać będą wyższy zwrot podatku akcyzowego (95 zamiast 85 groszy za litr - przyp. red.), ale gołym okiem widać, że to nie zrekompensuje wzrostu cen paliwa. Rolnicy w Belgii czy Holandii otrzymują pełny zwrot akcyzy, a u nas znów wzrosną koszty produkcji żywności. Podrożały też nawozy, zdrożeje energia - wylicza Jerzy Chróścikowski, szef senackiej Komisji Rolnictwa i przewodniczący rolniczej "Solidarności".

 Rzecz jednak nie tylko w rosnących kosztach, ale też w błędach polityki rolnej. - Jak ma nie drożeć mięso, skoro na naszym rynku po prostu go nie ma. Kiedy cena żywca spadła do ok. 3 zł za kilogram, rolnicy zlikwidowali częściowo hodowle. Dziś wszyscy szukają mięsa i cena żywca skoczyła do 5 zł za kilogram, ale i tak ok. 30 proc. surowca zakłady mięsne importują. A przecież mamy drogą złotówkę i to kosztuje - wskazuje Jerzy Chróścikowski.
 - Jest jeszcze jedna sprawa: bardzo niekorzystny łańcuch cenowy na rynku żywności. Weźmy jako przykład chleb: wsad mąki kosztuje tyle, co jedna ukrojona z niego kromka. Handel przejmuje coraz większą część zysków na rynku żywności i tak naprawdę nikt nie ma nad tym kontroli - dodaje.

 Energia gazuje
 Urząd Regulacji Energetyki wciąż nie przyjął nowych taryf na gaz, proponowanych przez PGNiG. Ten gaz kupują także mieszkańcy Zamojszczyzny, za pośrednictwem Karpackiej Spółki Gazownictwa. Podwyżka jest już jednak gwarantowana, nieznana pozostaje jedynie jej wysokość. Nowe taryfy, dopóki nie zostaną zatwierdzone, objęte są tajemnicą. Potwierdzam jednak, że PGNiG  ubiega się o podwyżkę dwucyfrową - mówi Agnieszka Głośniewska. rzecznik URE.

 Wiadomo natomiast, o ile zdrożeje prąd. Nasz dostawca - PGE Dystrybucja SA - podniesie ceny dla gospodarstw domowych średnio o 4,9 proc. będzie to najniższa podwyżka w kraju. Z wyliczeń URE, który i w tym wypadku zatwierdzał taryfy, wynika, że miesięczny rachunek mieszkańca rejonu zamojskiego, zużywającego 1865 kWh energii (średnia krajowa) wzrośnie o 1,40 zł, podobnie jak w Lublinie. Za to np. w okolicach Warszawy przeciętny miesięczny rachunek wzrośnie o ponad 4,2 zł, w Rzeszowie - o 3,8 zł. Największe podwyżki zafunduje jednak Energa, dostarczająca prąd m.in. do Gdańska, Elbląga i Olsztyna, gdzie rachunki za prąd wzrosną o blisko 6 zł miesięcznie.

Podrożeją także papierosy - akcyza zostanie podniesiona ze 158,36 do 170,97 zł za 1000 sztuk, przez co paczka podrożeje o ok. 30 groszy. Od pierwszego stycznia wzrósł VAT na ubranka i buty dziecięce z 8 do 23 proc.

 Na pociechę
 To mniej niż przed rokiem, gdy paczka papierosów drożała o ok. 1 zł, podobnie jak butelka wódki. Ale podniesienia akcyzy na alkohol - podobnie jak np. na gaz LPG - Ministerstwo Finansów w tym roku nie planuje. Na ogół, przynajmniej w naszym regionie, nie będzie też odczuwalnych podwyżek za wywóz śmieci, choć jeszcze niedawno nas tym straszono.

 - To dlatego, że znacznie miały wzrosnąć opłaty środowiskowe, odprowadzane do urzędów marszałkowskich. Mówiło się o 50 procentach, a zostały podniesione o 3 - tłumaczy Franciszek Josik, prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej sp. z o.o. - Wysypisko śmieci w Dębowcu podniosło opłaty za składowanie tylko o 2 proc, więc nie musimy podnosić stawek za odbiór odpadów.
 Anna Rudy

Senat

Solidarność RI

Prawo i Sprawiedliwość