Punkt 1. porządku obrad: ustawa o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw
Dyskusja
Senator Jerzy Chróścikowski:
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Dość długo dyskutujemy i przekonujemy się, tak naprawdę przekonani przekonanych, bo myślę, że dalsze wystąpienia nie będą już miały wpływu na nasze decyzje. Myślę, że decyzje dojrzały, bo już długi czas dyskutujemy o tym w tej Izbie. Dyskutowaliśmy wielokrotnie w poprzedniej kadencji, przekonywaliśmy się, a teraz znaleźliśmy się w innej sytuacji i w innej wersji się przekonujemy.
Wtedy też podawaliśmy przykłady. Były tu pytania o to, czy ktoś przeprowadził badania, udowodnił. Przecież najlepszym badaniem, sposobem sprawdzenia jest własne życie, które się przeżyło, bo można dokonywać oceny na podstawie wieloletnich doświadczeń. Wielu moich przedmówców mówiło, że ma dzieci, wnuki. Ja też wspomnę jednym zdaniem. Akurat tak się zdarzyło, że moja córka poszła do szkoły, mając 7 lat, a syn, mając 6 lat. I powiem szczerze, że w szkole i na studiach łatwiej było córce niż synowi. Zawsze musiałem mu pomagać, zawsze go wyciągać, do tego, muszę przyznać, był niedojrzały emocjonalnie. To widać było wyraźnie, cały czas trzeba było się nim opiekować, gdyby nie rodzice, gdyby nie inni, nie poradziłby sobie, pewnie nie skończyłby studiów, musiałby zostać na innym poziomie wykształcenia. Rodzicie mieli czas i poświęcali go, a gdy rodzice jakichś dzieci nie mieli czasu, to widać było wyraźnie, że te dzieci emocjonalnie niedojrzałe często sobie nie radzą i potem przez lata się to za nimi ciągnie.
Zasadnicze pytanie jest takie. Czy nam zależy na tym, żeby na siłę robić z dzieci, które są bardzo inteligentne, a emocjonalnie niedojrzałe… żeby je tak wciskać… A może one nie dorównają do tego poziomu, jaki by osiągnęły, gdyby poszły do szkoły w wieku 7 lat? Rosłyby, radziłyby sobie i nie trzeba by było się martwić. No chyba że komuś zależy na tym, żeby część społeczeństwa nie była dobrze wykształcona – czasami mam takie wrażenie – żebyśmy mieli niższy poziom wykształcenia części społeczeństwa. Bo ta część, która jest, że tak powiem, wysoko intelektualnie, która jest dojrzała, zawsze sobie radziła i poradzi. Podawaliśmy tu przykłady, nawet osobiste, w tym pana senatora Jackowskiego. Wiele osób sobie radziło. Ale przecież nam wszystkim na tym zależy. Ci, co sobie radzą, niech sobie radzą. Może nawet pięciolatki dadzą sobie radę? Przecież takie dzieci też są zdolne, przecież nikt nie chce robić niczego na siłę. Tylko dajmy szansę rodzicom. Skoro tyle mówimy o programie polityki prorodzinnej, o tych wszystkich jej elementach, to dlaczego tak bardzo chcemy w nią ingerować i działać przeciwko rodzicom?
Mówimy o tym, że są problemy w małych miastach, że są problemy na polskiej wsi. Zwracamy uwagę na to, że dzieci na wsi rzeczywiście zawsze miały trudności, a dzisiaj jest lepiej. Były tu podawane przykłady przygotowania wiejskich szkół. Było to przed chwilą cytowane przez pana senatora Warzochę, który wskazywał, że gminy wiejskie rzeczywiście radzą sobie z tymi przygotowaniami. Ale jest tu też inny problem, o którym nie mówimy. Co się dzieje z polską wsią? Dlaczego na polskiej wsi tyle szkół trzeba likwidować? To jest problem bardzo złożony. Wielokrotnie o tym dyskutowaliśmy. W mojej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi mówimy o rozwoju wsi i o problemach rolnictwa, o tym, jak wyglądała wieś kiedyś, jak wygląda teraz i jak będzie wyglądać. Jak się patrzy na inne kraje, które przeszły już transformację na wsi, tę wielką zmianę, która następuje, na tak zwany agraryzm, to widać wyraźnie, że ludzi na wsi będzie coraz mniej. Ale równowaga… To wszystko jakoś dziwnie wygląda. Bo jak patrzymy na polską wieś, to widzimy, że nasze dzieci wyjeżdżają do pracy za chlebem. Trzeba to powiedzieć. Pracy w Polsce nie ma, a w związku z tym dzieci tutaj też nie ma. One opuszczają polską wieś. Chciałoby się powiedzieć: tak jak nasi przodkowie w wieku XIX i na początku wieku XX. Wtedy było tak, że ludzie wyjeżdżali za chlebem. Dzisiaj też wyjeżdżają i opuszczają polską wieś. Wieś się wyludnia. I na polskiej wsi jest w tej chwili problem ze szkołami. One są nagminnie zamykane, nawet nie ze złej woli samorządów. Chcę to podkreślić: nie ze złej woli samorządów. W znanej mi wsi rodzi się dwoje, troje dzieci i nie ma szans, żeby utworzyć z nich jedną klasę. Nie ma szans nawet na to, by stworzyć klasę łączoną z trzech roczników. To jest bardzo złożony problem polskiej wsi.
W związku z tym uważam, że w sytuacji, w której mamy możliwość dania rodzicom prawa do tego, żeby decydowali – czy to na wsi, czy to w mieście – żeby mogli podejmować decyzje… Myślę, że idea, która dzisiaj prześwieca przyjmującym tę ustawę, jest taka, że odwracamy sytuację i otwieramy się na oczekiwania – wielokrotnie to w tej Izbie mówiłem – wielu milionów ludzi, którzy wypowiadali i wypowiadają się w tej sprawie i chcą, żebyśmy przywrócili im to prawo. Dlatego zachęcam, żebyśmy świadomie podjęli tę decyzję, żebyśmy dali szansę rodzicom dzieci, którzy zawsze podejmują decyzje dla nich najlepsze, takie, które będą im służyły.
Podam przykład mojego wnuka. Wnuczka poszła do szkoły w wieku 7 lat. Wnuczek w ubiegłym roku skończył 6 lat. Moja córka mówi tak: przecież on nie może usiedzieć na miejscu, nie mogę sobie z nim poradzić, ale intelektualnie jest bardzo zdolny, ze wszystkim sobie radzi, komputer – nie ma problemu, ze wszystkim sobie radzi, ale nie potrafi usiedzieć. I córka mówi: Pójdę do psychologa, tylko dla sprawdzenia. Przychodzi i mówi, że usłyszała: Wie pani co, jest pani pierwsza, w której przypadku mogę stwierdzić bez naciągania – podkreślam, bez naciągania – że dziecko jest emocjonalnie niedojrzałe. Ale nas naciskają, żeby nie dawać dzieciom zgody. Nas naciskają.
Tak więc powstaje pytanie: czy władza ma tak oddziaływać, naciskać na psychologów, żeby oni nie wydawali zgody? Żeby stwierdzali, że dzieci są emocjonalnie niedojrzałe? Żeby… I pytanie: co to za dane… Co to za różnica, odroczenie? Otóż jest różnica. Bo jeżeli ja mam na przykład odroczyć… Jeżeli dziecko jest niezdolne, bo tak najprościej powiedzieć… To ja mam się przyznać, że mam niezdolne dziecko? To jest dla mnie upokorzenie, że ja mam iść i zapytać, czy moje dziecko jest niezdolne albo emocjonalnie… Ale jeżeli ja mogę podjąć decyzję, że się tak wyrażę, w dobrym kierunku, no to przecież nie muszę prowadzić dziecka… Ja je zaprowadzę… wtedy, kiedy będę chciał posłać do szkoły sześciolatka, bo jest wybitnie zdolny. Jeszcze taki rodzic będzie się cieszył, myślał: Ja mam zdolne dziecko, emocjonalnie dojrzałe.
Tak więc dajmy taką szansę, aby porównywać, odwrotnie… A nie poniżać, tak żeby rodzic się wstydził pójść i zapytać, czy dziecko jest dojrzałe czy niedojrzałe, czy jest zdolne czy nie jest zdolne. To jest moim zdaniem bardzo duża różnica. Jeżeli państwo zadają pytanie, co to za różnica, czy odroczenie, czy… Dla mnie jest to zasadnicza różnica. I myślę, że dla wielu rodziców też. Dziękuję.