Dzielimy się tym, co mamy
Nasz Dziennik 2015-03-16
Prowadzenie akcji protestacyjnej to duże wydatki, bo trzeba pokryć koszty funkcjonowania naszego „miasteczka”, jak choćby zakupu paliwa wykorzystywanego do ogrzewania namiotów, pobytu w Warszawie protestujących rolników.
„Solidarność” organizuje dostawy żywności we własnym zakresie, ale większość tych produktów rozdajemy mieszkańcom stolicy, co traktujemy jako promocję polskiej, zdrowej żywności. Jednocześnie, o czym mało kto wie, żywimy też grupę warszawskich bezdomnych, którzy przychodzą po pomoc i dostają od nas żywność. Dzielimy się z nimi tym, co mamy.
Nie ukrywam też, że staramy się gromadzić pieniądze na koncie naszego funduszu strajkowego, ponieważ liczymy się z karami, jakie mogą zostać na nas nałożone za zorganizowanie protestu. W Polsce mamy teraz do czynienia z taką sytuacją, że premier Ewa Kopacz nie chce rozmawiać z rolnikami, a jej partyjna koleżanka – prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz – grozi nam, za pośrednictwem swoich służb, nałożeniem wysokich kar za zajęcie pasa drogowego i wywieszanie naszych plakatów i bannerów. Okazuje się, że nie można nawet prowadzić pokojowego protestu, który nikomu nie przeszkadza. Przecież nie blokujemy drogi ani nie przeszkadzamy warszawiakom w żaden inny sposób. Co więcej, cały czas spotykamy się z dowodami sympatii i poparcia dla naszych postulatów ze strony mieszkańców miasta. Im nasz protest nie zawadza ani trochę.
Sprawa naszego „miasteczka” może jednak znaleźć finał w sądzie, a wiemy, jak działa polski wymiar sprawiedliwości, dlatego musimy się przygotować na każdy scenariusz.
Jerzy Chróścikowski przewodniczący NSZZ RI „Solidarność”