Obława na rolnika
Nasz Dziennik 2015-05-15
Policja zatrzymała rolnikowi z Wielkopolski prawo jazdy za udział w proteście.
Piotr Mizerny z Nowego Czarkowa pod Koninem, jeden z największych rolników w okolicy, właściciel dużego gospodarstwa mlecznego, od blisko trzech miesięcy nie wyjeżdża w pole, bo policja zabrała mu prawo jazdy. Powód? Podczas demonstracji przeciwko polityce rządu w Koninie 17 lutego br. przewoził na naczepie ciągnika osoby obsługujące sprzęt nagłaśniający.
Kiedy wracał z demonstracji do domu, policjanci czekali na niego za rogatkami miasta. Został zatrzymany, chociaż jechał z pustą naczepą.
– Prosiłem, żeby nie zabierali mi prawa jazdy, bo muszę pracować w gospodarstwie. Chciałem zapłacić mandat 500 zł, ale policja wolała zabrać „prawko”. Mam prawie 200 ha ziemi do obrobienia i teraz nie mogę się nigdzie ruszyć – relacjonuje Mizerny.
Dzień później funkcjonariusze wystąpili do sądu o zgodę na zatrzymanie dokumentu. Sąd wydał zgodę, uznając, że zachodzi prawdopodobieństwo powstania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Mizerny się nie odwołał. – Nikt mi nie powiedział, że mam 7 dni na zażalenie od tej decyzji. Przegapiłem termin – przyznaje.
Problem w tym, że mimo trwającego prawie 3 miesiące dochodzenia sprawa wciąż nie była kierowana do sądu.
Policja przesłała wniosek dopiero w dniu wystąpienia przez „Nasz Dziennik” z zapytaniem.
„Wniosek o ukaranie pana Mizernego został przesłany do sądu 8 maja” – czytamy w emailu Komendy Miejskiej Policji w Koninie.
Rolnik od trzech miesięcy nie może prowadzić prac polowych ani pojechać samochodem do miasta, żeby załatwić sprawy urzędowe. Zmuszony był wynająć prawnika. – Odebranie prawa jazdy rolnikowi w takich okolicznościach ma znamiona celowego szykanowania – uważa Sławomir Dąbrowski.
Wiceprzewodniczący wielkopolskiego regionu NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”, organizator protestu w Koninie, zwraca uwagę, że cios wymierzono bardzo celnie.
– Trudno sobie wyobrazić, żeby gospodarz mógł bez traktora uprawiać ponad 100-hektarowe gospodarstwo z setką krów – dodaje.
Artykuł 63 ust. 3 prawa o ruchu drogowym dopuszcza przewóz osób w przyczepie ciągniętej przez ciągnik rolniczy, gdy chodzi o konwojentów, drużyny robocze i osoby do rozładunku. Stawia przy tym warunek, aby było to nie więcej niż 5 osób, bezpiecznie usadowionych, a prędkość pojazdu nie przekraczała 20 km na godzinę.
Na przyczepie Mizernego – twierdzi Dąbrowski – jechały 3-4 osoby, które stanowiły obsługę przewożonego sprzętu nagłaśniającego. Ciągnik poruszał się zaledwie kilka kilometrów na godzinę. – Jeśli policja uznała, że rolnik narusza bezpieczeństwo w ruchu drogowym, powstaje pytanie: dlaczego nie interweniowała podczas protestu, gdy domniemane naruszenie trwało, tylko zaczaiła się na niego za rogatkami miasta? – zastanawia się lider wielkopolskiej rolniczej „S”.
– Czy w ogóle można mówić o naruszeniu bezpieczeństwa w ruchu drogowym, skoro ruch w takich wypadkach wstrzymuje się na potrzeby demonstracji? – zastanawia się Stanisław Zimnicki, doradca NSZZ RI „S”.
Interwencja RPO
Dąbrowski skierował wniosek do Rzecznika Praw Obywatelskich o interwencję. RPO zwrócił się 1 kwietnia do Komendy Miejskiej Policji w Koninie z prośbą o ustosunkowanie się do zarzutów podniesionych w skardze.
Policja odpowiedziała dopiero 11 maja, zatem już po naszych pytaniach o problem.
– Dwa tygodnie temu wezwali mnie w trybie natychmiastowym na przesłuchanie. Zadzwonili późnym popołudniem, dotarłem na godz. 21.00. Zaproponowali, że nie podadzą sprawy do sądu, jeśli przyjmę karę w postaci zatrzymania prawa jazdy na pół roku i mandatu 500 zł. Nie zgodziłem się. Jestem niewinny i chcę, aby sprawę rozstrzygnął sąd – podkreśla rolnik.
– To nie pierwszy przypadek szykanowania uczestników protestów rolniczych. Praktycznie po każdej akcji policja nasila obecność w pobliżu naszych gospodarstw i przeprowadza bardzo drobiazgowe kontrole. Wygląda, jakby szukała pretekstu do ukarania – twierdzi jeden z rolników, prosząc o niepodawanie nazwiska.
– Na Pomorzu Zachodnim mamy dziesiątki przypadków szykanowania rolników przez policję. I setki w skali kraju – potwierdza Stanisław Zimnicki. Przypadek z Konina należy, jego zdaniem, do szczególnie drastycznych.
Rolnicy to nie LGBT
Demonstracja była legalna. Przebiegała pod eskortą policji. Polegała na przemarszu protestujących i bardzo wolnym przejeździe zorganizowanej kolumny ciągników przez Konin. Ciągnik Mizernego miał podczepioną przyczepę czterokołową z wysokimi podwójnymi burtami zapinanymi, na której została umieszczona aparatura nagłośnieniowa, a przy niej spikerzy do obsługi. – Chcieliśmy poinformować mieszkańców o naszych postulatach – wyjaśnia Sławomir Dąbrowski.
W czasie formowania się kolumny na platformę wdrapała się grupa demonstrantów zainspirowana telewizyjnymi obrazami z demonstracji i parad w Polsce i innych krajach. Powolna jazda na platformie czy przyczepie podczas manifestacji zabezpieczanej przez policję jest jedną z dopuszczalnych form korzystania z praw i swobód obywatelskich, co niejednokrotnie można było obserwować podczas przemarszów „Solidarności”. A zwłaszcza na tzw. paradach równości organizowanych przez ruchy LGBT.
– Ten sam rolnik, Piotr Mizerny, na zlecenie organizatorów Juwenaliów w Koninie w 2011 r. na dwóch takich samych przyczepach przewoził jednocześnie ok. 60 studentów, i to z większą prędkością – przypomina wiceprzewodniczący Dąbrowski.
W Koninie kolumna ciągników jechała, jak ocenia, w tempie 2-3 km na godzinę.
Posłuchali policji
– Kiedy dowodzący policjantami zgłosił mi, że demonstranci powinni zejść z przyczepy, na moje polecenie wszyscy zeszli. Została tylko obsługa aparatury nagłaśniającej – relacjonuje Dąbrowski. – Później już nikt do końca protestu nie zgłaszał do mnie żadnych zastrzeżeń w tej sprawie – zapewnia.
Po demonstracji rolnicy, w sumie ok. 200 osób, zaczęli rozjeżdżać się do domów. Ruszył też do siebie Mizerny.
– Policja zatrzymała mnie 40 minut po demonstracji, prawie pod domem – opowiada rolnik. – Widziałem, jak go zatrzymali – mówi Dąbrowski. – Jechał z pustą przyczepą – zapewnia.
Policja twierdzi, że podczas demonstracji upominała Mizernego, że ludzie mają zejść z przyczepy. On sam zdecydowanie zaprzecza. Jego wersję potwierdza Dąbrowski. – Policja w ogóle się nie zwracała podczas tej demonstracji do kierowcy – twierdzi wiceszef wielkopolskiej NSZZ RI „S”.
Policja w stanowisku przesłanym „Naszemu Dziennikowi” inaczej przedstawia przebieg zdarzeń.
– Policjanci dwukrotnie podczas protestu zwracali uwagę organizatorom, że przewożenie ludzi na przyczepie jest zabronione. Kilka osób zeszło z przyczepy, jednak kilka zostało, nie stosując się do poleceń funkcjonariuszy. Prawo jazdy Piotrowi Mizernemu zostało zatrzymane za stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym. Nie zostało oddane dlatego, że sąd wydał postanowienie o jego zatrzymaniu – twierdzi Komenda Miejska Policji w Koninie. „Działanie policji jest w mojej ocenie elementem szykany, skierowanej wobec obywatela protestującego przeciw złej polityce rządu dotyczącej rolnictwa” – czytamy w skardze wiceszefa NSZZ „S” RI do RPO.
Dąbrowski podkreśla, że demonstracja odbywała się w asyście policji, a ta nie poinformowała rolnika, że popełnia wykroczenie, natomiast do interwencji, i to bardzo drastycznej, doszło znacznie później, po proteście.
Przypadek rolnika spod Konina nie jest odosobniony. Inni protestujący rolnicy też byli karani mandatami albo ich sprawy trafiły do sądów. Jerzy Chróścikowski przewodniczący NSZZ RI „Solidarność”
Małgorzata Goss