Bez dopłat na dziko
naszdziennik.pl 2016-01-25
Koniec z pobieraniem dopłat bezpośrednich za bezprawnie użytkowaną państwową ziemię – ministerstwo rolnictwa przygotowało projekt ustawy, która definitywnie ukróci takie działania.
Proceder ten ma miejsce od wielu lat. Polega na tym, że państwowa ziemia jest zajmowana, orana i obsiewana przez osoby, które nie mają podpisanej umowy z Agencją Nieruchomości Rolnych na dzierżawę danego gruntu. Często dzieje się to pod osłoną nocy i dlatego można mówić wręcz o „najazdach” na grunty ANR. Jednak zgodnie z wciąż obowiązującym prawem taka działalność jest bardzo opłacalna.
Po pierwsze, obowiązuje zasada, że ten, kto zasieje, ten również ma prawo do zbioru plonów. Nie można więc zasianego pola zniszczyć ani skonfiskować zboża, rzepaku czy innych roślin, które na nim wyrosły.
Po drugie, osoba fizyczna lub spółka, która dokonała faktycznej grabieży państwowego gruntu, ma prawo wystąpić do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o wypłacenie dopłat bezpośrednich z tytułu uprawiania tej ziemi i państwo nie może odmówić wypłaty pieniędzy. A za każdy hektar można dostać przynajmniej około 1 tys. zł.
Często te kwoty są jeszcze większe, jeśli grunt jest objęty innymi płatnościami, jak np. rolno-środowiskowymi, ekologicznymi czy z tytułu położenia na obszarach o niekorzystnych warunkach gospodarowania. – Czyli ktoś, kto bezprawnie użytkuje państwową ziemię, czerpie z tego podwójną korzyść, bo ma dochody z zebranych plonów i dopłaty bezpośrednie – podkreśla Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
Inny rodzaj tego procederu to odmowa oddania ziemi, na którą wygasła umowa dzierżawy. Nierzadko się zdarza, że dawny dzierżawca po prostu znowu obsiewa ten grunt i bierze za niego dopłaty, a często chodzi w takich przypadkach o kilkusethektarowe nieruchomości.
Co prawda proceder „najazdów” jest teraz mniejszy niż jeszcze kilka lat temu, ale wciąż stanowi poważny problem. ANR informuje, że na koniec września 2015 r. odnotowano 970 przypadków bezumownego użytkowania ziemi na obszarze 3,3 tys. hektarów. Do tego dochodzi 238 przypadków odmowy wydania dzierżawionej od państwa ziemi – dotyczy to 8,7 tys. ha. Czyli jest to 12 tys. ha, za które płatności wyniosą co najmniej 12 mln zł.
Blokada dopłat
Przez lata państwo było bezradne. Agencja Nieruchomości Rolnych twierdziła, że może swoich praw dochodzić tylko na drodze sądowej, a to bardzo długa i droga procedura. Ponadto zwłaszcza byli dzierżawcy wykorzystywali różne kruczki prawne, żeby blokować działania ANR. – Brakowało woli politycznej, żeby problem rozwiązać – uważa poseł Jan K. Ardanowski (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej komisji rolnictwa. Ardanowski w poprzedniej kadencji Sejmu wielokrotnie domagał się od rządu koalicji PO – PSL podjęcia działań w obronie państwowej ziemi, ale bez większego efektu. Resort rolnictwa twierdził, że proceder „najazdów” na ziemię się zmniejsza, a ci, którzy się tego dopuszczali, byli pozywani do sądu z żądaniem zapłacenia wysokiego odszkodowania na rzecz ANR.
Teraz ministerstwo rolnictwa chce jednak sięgnąć po bardziej skuteczne środki. Przygotowany został projekt ustawy, która uniemożliwi występowanie o dopłaty bezpośrednie przez osoby fizyczne lub inne podmioty, które bezprawnie użytkują państwową ziemię. Wiceminister rolnictwa Zbigniew Babalski tłumaczy, że od tego roku, aby otrzymać dopłaty do działki rolnej, która jest w zasobach ANR, trzeba będzie przedstawić we właściwym biurze powiatowym ARiMR ważną umowę dzierżawy tej nieruchomości. Jeśli takiej umowy nie będzie, wniosek o dopłaty zostanie odrzucony. Z uzasadnienia do projektu ustawy wynika, że ma ona wejść w życie 15 marca, czyli pierwszego dnia przyjmowania od rolników indywidualnych i spółek rolnych wniosków o dopłaty bezpośrednie za 2016 rok. Teraz projekt został skierowany do konsultacji społecznych i można się spodziewać, że organizacje i związki rolnicze go poprą.
Resort rolnictwa wspomnianą ustawę traktuje jako jeden z elementów uporządkowania obrotu państwową ziemią. Zablokowanie dostępu do dopłat bezpośrednich nie rozwiąże definitywnie problemu bezprawnego użytkowania gruntów rolnych. Dlatego zdaniem wielu ekspertów, konieczne będzie wzmocnienie ochrony praw ANR jako zarządcy państwowych gruntów uprawnych. Chodzi o to, aby kary za bezprawne użytkowanie ziemi były nie tylko wysokie, a przez to odstraszające, lecz także by państwo je sprawniej egzekwowało.
Rolnicy bronią ziemi
Uregulowanie kwestii bezumownego korzystania z gruntów ANR spowoduje też likwidację pola ogromnego konfliktu społecznego na wsi. W ostatnich latach często dochodziło bowiem do „wojny o pola” między rolnikami indywidualnymi a dawnymi dzierżawcami. Zdarzało się bowiem, że gdy umowa dzierżawy wygasała, a spółka nie chciała opuścić gruntu, rolnicy wjeżdżali na te pola, obsiewali je i sami występowali o dopłaty, żeby zablokować taką możliwość byłemu dzierżawcy. Najgłośniejsze przypadki miały miejsce na Kujawach i na Pomorzu Zachodnim, gdzie jest też największy głód ziemi. Na przykład w powiecie pyrzyckim we wrześniu ubiegłego roku rolnicy obsiali w ten sposób około 400-500 ha.
Zdarzało się też, że dzierżawcy wynajmowali agencje ochroniarskie, żeby usunąć rolników siłą z rotacyjnie pilnowanych przez nich pól, a posiane zboże lub rzepak były polewane środkami chemicznymi.
Edward Kosmal, przewodniczący Komitetu Protestacyjnego Rolników Województwa Zachodniopomorskiego, tłumaczył, że takie kroki były aktem desperacji rolników. Mieli świadomość, że zajmowali nie swoją ziemię, ale był to wyraz protestu przeciwko bezczynności państwa, które tolerowało praktyki odmowy oddania gruntów, na które wygasły umowy dzierżawy.
– Te setki hektarów miały trafić do rolników indywidualnych na powiększenie ich gospodarstw lub utworzenie nowych, ale dzierżawcy uniemożliwiali nam przejęcie ziemi – podkreślał Edward Kosmal.