Kara za grupy
Nasz Dziennik 2016-03-29
170 mln euro – zwrotu takiej kwoty z funduszy na rolnictwo domaga się od Polski Komisja Europejska. To kara za to, że państwo nie miało kontroli nad rolniczymi grupami producenckimi i tolerowało – zdaniem Brukseli – nieprawidłowości przy wydawaniu unijnych dotacji. Dotyczyć to ma zwłaszcza grup zrzeszających producentów owoców i warzyw.
Komisja Europejska nałożyła najpierw na nas karę w wysokości ponad 55 mln euro za lata 2009-2012, a teraz ma to być 115 mln euro za nieprawidłowości stwierdzone w latach 2012-2013. Razem jest to więc ogromna kwota 170 mln euro, czyli ponad 720 mln zł. Pieniądze te będzie musiał oddać budżet państwa, rolnicy raczej nie powinni się obawiać sankcji.
Pytany o tę sprawę w Sejmie wiceminister rolnictwa Jacek Bogucki wyjaśnił, że według KE i Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, nasze władze nie wdrożyły skutecznych procedur kontroli, które by zapobiegały nieprawidłowościom przy zakładaniu grup, prowadzeniu działalności i korzystaniu przez grupy z unijnych dotacji. UE zarzucała Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, że prowadziła często kontrole w oparciu tylko o dokumenty, zamiast udać się na miejsce, gdzie działała grupa i tam sprawdzić poczynione inwestycje, zakupy.
Wiceminister precyzował, że uchybienia dotyczyły m.in. zatwierdzania planów dochodzenia do uznania grup producentów, ich sztucznego tworzenia czy też niesprawdzania racjonalności kosztów inwestycji, szczególnie przy zakupach dokonywanych przez członków grupy. Ponadto Bruksela stwierdziła, że administracja państwowa nie sprawdzała stanu infrastruktury technicznej, maszyn, wyposażenia będącego w dyspozycji członków grupy. Były też zastrzeżenia do zbyt długiego okresu zwrotu inwestycji (w 14 przypadkach średni okres zwrotu inwestycji przekraczał 40 lat, a w skrajnym przypadku aż 307 lat).
Trzeba będzie oddać pieniądze
Jacek Bogucki zaznaczył, że poprzedni rząd miał wprowadzić plan naprawczy. I został on przesłany do Brukseli 5 stycznia 2015 roku razem z deklaracją, że rząd do końca ubiegłego roku upora się z problemem. Tak się jednak nie stało. – Niestety ten plan nie został zrealizowany, w związku z tym w dniu 8 stycznia wystąpiliśmy do Komisji Europejskiej o wydłużenie okresu wdrażania planu działań naprawczych do końca października 2016 roku – poinformował wiceminister rolnictwa.
Teraz ARiMR prowadzi kontrole, które mają sprawdzić prawidłowość wydatkowania pieniędzy unijnych przez grupy producenckie. – Oczywiście jeśli nie zostaną w wyniku tej weryfikacji stwierdzone nieprawidłowości, to grupy nie mają powodów do tego, żeby się obawiać czegokolwiek – podkreślił Jacek Bogucki. Ale jeśli stwierdzone będzie umyślne złamanie prawa, naciąganie Agencji na dotacje, wtedy grupy muszą się liczyć z koniecznością zwrotu nienależnie pobranych funduszy. Z nieoficjalnych informacji wynika, że niektóre grupy powstały w zasadzie tylko po to, aby wyciągnąć pieniądze z UE, bo w praktyce ich działalność była niewielka.
– Nie można wykluczyć, że w dużej rzeszy grup producenckich trafiły się osoby, które naciągały Agencję na dotacje i było im to łatwiej osiągnąć z powodu opieszałości urzędników. Ale teraz grozić im może bankructwo, jeśli będą musieli zwrócić duże kwoty pieniędzy – mówi senator Jerzy Chróścikowski (PiS), szef senackiej komisji rolnictwa i przewodniczący rolniczej „Solidarności”. I podkreśla, że mogły być też przypadki, że rolnicy popełnili błędy przy zakładaniu i prowadzeniu grup nie z własnej winy. Ciągle bowiem zmieniało się prawo, interpretacje przepisów.
Jacek Bogucki poinformował, że ministerstwo wysłało też wniosek do Najwyższej Izby Kontroli o zbadanie tej sprawy – kontrola miałaby dotyczyć działań ARiMR oraz urzędów marszałkowskich, które rejestrowały grupy producenckie.
To skutki konkurencji?
Nie można jednak zapominać i o innym aspekcie tej sprawy. Bruksela bardzo mocno przyglądała się polskim grupom producentów rolnych, gdyż nasi rolnicy byli bardzo skuteczni w pozyskiwaniu unijnych funduszy. Od naszego wejścia do UE grupy pozyskały 7 mld zł unijnego dofinansowania – mogło ono sięgnąć 75 proc. kosztów kwalifikowanych przedsięwzięcia.
To ogromna kwota, stanowiąca aż 80 proc. budżetu na grupy producenckie w całej Unii. I Bruksela szybko obcięła dotacje dla grup.
Poseł Mirosław Maliszewski (PSL), prezes Związku Sadowników RP, podkreślał, że plantatorom z zachodniej Europy nie w smak była rosnąca polska konkurencja. Dzięki grupom nasze owoce zaczęły zdobywać w szerszym zakresie nie tylko rynki innych państw UE, ale także zaczął rosnąć eksport na rynki pozaunijne. I działania unijnych kontrolerów można też oceniać w kategoriach politycznych, aby osłabić siłę naszych rolników.
Jerzy Chróścikowski też ma zastrzeżenia do niektórych wniosków poczynionych przez Komisję Europejską. Bruksela zarzucała Polsce np., że tolerowaliśmy zakładanie grup przez rolników ze sobą spokrewnionych. – Przecież jak krewni zakładają spółkę działającą w przemyśle, a potem taka firma występuje o unijne dofinansowanie, to nikt nie ma pretensji, że to przedsiębiorstwo tworzą bliskie sobie osoby. Z grupami było tak samo, mogli je tworzyć krewni, bo przecież każdy z członków grupy posiadał własne, odrębne gospodarstwo – tłumaczy Jerzy Chróścikowski.
Bruksela bardzo mocno przyglądała się polskim grupom producentów rolnych, gdyż nasi rolnicy byli bardzo skuteczni w pozyskiwaniu unijnych funduszy
Krzysztof Losz