CETA bez tłumaczenia
Nasz Dziennik 2016-10-29
Przez furtki w umowie z Kanadą do Europy popłynie żywność z GMO.
Rząd, podejmując decyzję o akceptacji umowy handlowej CETA między Unią Europejska a Kanadą, opierał się na oryginalnym tekście, a nie wadliwym polskim tłumaczeniu – zapewnia MSZ.
Minister Witold Waszczykowski odniósł się w ten sposób do zarzutów części polityków, ekspertów, związków zawodowych i organizacji społecznych, że polski rząd zgodził się na podpisanie umowy CETA, nie zdając sobie sprawy, że zaakceptował tekst traktatu zawierający poważny błąd. Tym samym więc można by postawić tezę, że decyzja była bezprawna.
Tłumaczenie, które zmieszczono na stronach Komisji Europejskiej, dotyczyło bardzo ważnej kwestii: regulacji w obrocie produktami biotechnologicznymi. W polskim tłumaczeniu umowy zapisano, że strony CETA powinny współpracować, by ograniczyć wpływ praktyk handlowych na regulatorów, natomiast w angielskim oryginale strony mają dążyć do czegoś zupełnie odwrotnego: ograniczenia wpływu praktyk regulacyjnych na handel. Czyli akceptując CETA, rząd mógł być przekonany, że jeden z artykułów brzmi inaczej, niż to jest w rzeczywistości.
Jednak Witold Waszczykowski zapewnia, że ministrowie doskonale wiedzieli, nad czym pracują. Ponieważ eksperci, którzy na polecenie rządu analizowali umowę o wolnym handlu między UE a Kanadą, pracowali tylko na oryginalnym dokumencie spisanym w języku angielskim. I na jego podstawie formułowali swoje wnioski. – Oczywiście, eksperci, którzy sprawdzali umowę, która liczy około 1600 stron, mieli do czynienia z oryginalnym dokumentem spisanym w języku angielskim. Myśmy mieli tę świadomość – powiedział Witold Waszczykowski na antenie Programu 3 Polskiego Radia. Szef polskiej dyplomacji nie zgadza się więc z kwestionowaniem zgody rządu na podpisanie umowy CETA.
Furtki dla CETA
Te wyjaśnienia nie wpłynęły jednak na zmianę stanowiska przeciwników traktatu unijno-kanadyjskiego. Największe obawy dotyczą przyszłości rolnictwa i przemysłu rolno-spożywczego. Rolnicy, część ekonomistów i przedsiębiorców obawia się zwłaszcza negatywnych skutków napływu do UE, a więc i Polski, żywności modyfikowanej genetycznie, która jest rozpowszechniona w Kanadzie i jest tańsza, gdyż w UE obowiązują surowsze normy jakości produktów spożywczych.
– Obawiamy się, że w umowie CETA są furtki, którymi będą do nas napływać produkty GMO – mówi Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
Krytycy CETA podnoszą, że pogłębi ona jeszcze bardziej procesy globalizacyjne w europejskiej gospodarce. Zwłaszcza z tych powodów umowę krytykuje pracownicza „Solidarność”. Umowa handlowa Kanada – UE miała zostać podpisana przedwczoraj w Brukseli, ale szczyt unijny został odwołany, gdyż dopiero w czwartek zgodę na CETA wyraziła Belgia. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk zapowiedział, że jak tylko otrzyma formalną zgodę wszystkich państw członkowskich UE na podpisanie umowy z rządem w Ottawie, to natychmiast skontaktuje się z premierem Kanady Justinem Trudeau, aby ustalić kolejny termin dwustronnego szczytu.
Gdy pod tekstem CETA znajdą się podpisy wszystkich szefów rządów, umowa zostanie przesłana do Parlamentu Europejskiego i gdy PE ją poprze w głosowaniu, w życie wejdzie część handlowa umowy. Dotyczy ona zaś zniesienia niemal wszystkich ceł i kontyngentów w handlu między UE i Kanadą. Natomiast część inwestycyjna CETA zacznie obowiązywać dopiero wtedy, gdy umowa zostanie ratyfikowana przez parlamenty wszystkich państw członkowskich UE. Polski Sejm przyjął uchwałę, że ratyfikacja umowy nastąpi wtedy, gdy zagłosuje za nią 2/3 posłów i 2/3 senatorów. Z tym że ratyfikacja może mieć miejsce nawet dopiero za kilka lat, bo duża grupa parlamentarzystów uważa, że najpierw powinniśmy zobaczyć, jakie skutki przyniesie polskiej gospodarce część handlowa umowy CETA.
Autor: Krzysztof Losz