Mocne wejście
Nasz Dziennik 2013-09-12
Wielotysięczne pikiety przed ministerstwami i wiec przed Sejmem - związki zawodowe z impetem rozpoczęły Ogólnopolskie Dni Protestu
Około 20 tys. pracowników z różnych branż i zakładów pracy przyjechało wczoraj do stolicy, by wziąć udział w pikietach pod resortami: skarbu, pracy, transportu, gospodarki, zdrowia, spraw wewnętrznych, rolnictwa, sprawiedliwości. Wszyscy bez względu na identyfikację polityczną domagali się ustąpienia rządu Donalda Tuska. Transparenty, plakaty i hasła, jakie nieśli, jednoznacznie pokazują, że premier, jego ministrowie i rządy koalicji PO - PSL są przez związki zawodowe odrzucani. Lider „Solidarności" Piotr Duda, przemawiając pod Sejmem, podkreślał, że wspólna manifestacja jest wielkim osiągnięciem związków zawodowych. - Nie damy się podzielić na aparat związkowy, pracowników i obywateli. Wszyscy jesteśmy obywatelami i mamy prawo do protestu. Jak widać, rządzący się obrazili. W poszczególnych ministerstwach nie było ministrów. To pokazuje butę, arogancję i hipokryzję rządzących w naszym kraju - mówił Piotr Duda. - Przyszliśmy się upomnieć nie tylko o prawa pracownicze. Kto czuje się lekceważony, powinien w te dni być z nami – apelował.
Piotr Duda przypominał, że koalicja rządowa zlekceważyła 2,5 min głosów za referendum emerytalnym i milion podpisów rodziców pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie narzuconego przez rząd obowiązku posyłania 6-latków do szkół.
Szef „Solidarności" zwrócił się też bezpośrednio do premiera. - Dzisiejsza data, 11 września, panie premierze Tusk, będzie się panu długo śniła po nocach jako koszmar. Bo my dzisiaj przybywamy po to, aby upomnieć się o prawa pracownicze. Bo nasze hasło „Dość lekceważenia społeczeństwa!" to jest hasło ponad pracownicze - powiedział Duda.
Media i politycy koalicji rządzącej uderzali wczoraj w tony histeryczne, które miały wywołać wrażenie, że Warszawę czeka w najbliższych dniach prawdziwy kataklizm komunikacyjny. - Warszawiacy muszą zawieźć dzieci do przedszkola. Studenci mają sesję poprawkową, obrony prac magisterskich. Są różne ważne wydarzenia, które będą się odbywały - alarmowała Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ewa Gawor, szefowa Biura Bezpieczeństwa miasta Warszawy, mówiła nawet o anonimowym „panu młodym", który miał przez telefon płakać w związku z obawą, że sobotnia manifestacja zakłóci jego ceremonię ślubu na Krakowskim Przedmieściu.
Zwalniają rząd
Warto przypomnieć, że sześć lat temu te same media, a także Hanna Gronkiewicz-Waltz i inni politycy PO wspierali np. wielotygodniowy protest pielęgniarek przed kancelarią premiera. Ale wtedy premierem był Jarosław Kaczyński i chodziło o osłabienie jego wizerunku. Teraz PO mówi już co innego na temat protestów. - Jedynym postulatem związkowców jest tak naprawdę obalenie obecnego gabinetu - stwierdziła marszałek Sejmu Ewa Kopacz. Przypominała, że w demokracji o obsadzie stanowisk ministerialnych „decyduje naród, a nie związki zawodowe", i przekonywała, że protesty na ulicach nie są właściwym sposobem załatwiania sporu z rządem. - To strona związkowa jest stroną, która z obrad w Komisji Trójstronnej i z dialogu zrezygnowała, i wybrała ulicę. Ulica nie jest najlepszym miejscem do prowadzenia rozmów - ocenił rzecznik rządu Paweł Graś.
Pikietujący próżno czekali wczoraj na to, że rozmawiać z nimi będą ministrowie. - Jesteśmy tu, bo rządzący nie rozumieją, dlaczego 2 min ludzi wyjechało z tego kraju za pracą. Nie rozumieją, dlaczego jest bieda. To po co nami rządzą? Chcemy żyć i zarabiać w tym kraju. Pracujemy najwięcej, a zarabiamy najgorzej, choć jesteśmy podobno „zieloną wyspą" - mówił podczas wiecu przed Sejmem Tadeusz Chwałka z Forum Związków Zawodowych. - Jak pracownik źle pracuje i nie wykonuje swoich obowiązków, to jest zwalniany z pracy. My zwalniamy ten rząd - podkreślił Jan Guz, lider OPZZ.
Ministrowie nie przyjmują petycji
Protest zaczaj się od pikiet przed wybranymi ministerstwami, gdzie przedstawiciele związkowców złożyli petycje z postulatami. Pod Ministerstwem Gospodarki pojawiło się tysiące górników i pracowników branży energetycznej. Byli np. związkowcy z KGHM Polska Miedź, elektrowni i kopalni Bełchatów. Pośrodku demonstrujących ustawiono dymiącą beczkę z napisem „PO". Na transparentach widniały hasła: „»Tak« godnej pracy. »Nie« wyzyskowi", „Donek z Bronkiem to jest zgraja i z Narodu robią jaja, a Palikot im wtóruje i też Naród deprawuje".
Związkowcy domagali się m.in. opracowania spójnej polityki przemysłowej, godziwych warunków pracy, ograniczenia umów śmieciowych. W petycji do resortu gospodarki związkowcy żądali także wspierania realnej sfery gospodarki, przywrócenia właściwej rangi polskiemu przemysłowi i takiego pobudzania gospodarki, by tworzyły się w niej nowe miejsca pracy. Sprzeciwiają się ponadto pakietowi klimatycznemu.
Petycja trafiła także do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Demonstrowali tam głównie przedstawiciele „Solidarności", m.in. pracownicy handlu np. sieci Biedronka i Tesco z transparentami „Oddajcie nam wolne niedziele", a także przemysłu spożywczego, sektora finansowego, ubezpieczeniowego oraz emeryci. Przede wszystkim jednak domagali się wycofania z kodeksu pracy antypracowniczych zapisów wprowadzających tzw. elastyczny czas pracy, ograniczenia umów śmieciowych, wzrostu płacy minimalnej, wycofania się z podwyższenia wieku emerytalnego. - Każdy z nas ma kogoś w rodzime, kto stracił pracę lub musiał za pracą wyjechać za granicę. Żyjemy w państwie, które gardzi człowiekiem - mówił jeden z liderów związkowych.
Kilka tysięcy demonstrantów pojawiło się też przed resortem skarbu, m.in. przedstawiciele Regionu Śląsko-Dąbrowskiego „Solidarności". Przed siedzibę ministerstwa rolnictwa demonstranci z „Solidarności" Rolników Indywidualnych przyszli z transparentami: „Brońmy polskiej ziemi", „Tyle Polski, ile polskiej ziemi w rękach polskiego rolnika". Na pikietę przyszli też przedstawiciele Samoobrony. - Żądamy dialogu; jesteśmy tutaj, by przypomnieć władzom nasze postulaty i problemy. Protestujemy, gdyż polska ziemia znika z polskich rąk, a my na to zgodzić się nie możemy - mówił do zebranych szef rolniczej „S" Jerzy Chróścikowski.
Przed Ministerstwem Spraw Wewnętrznych zgromadzili się natomiast związkowcy ze służb mundurowych: strażacy, policjanci, służba więzienna i funkcjonariusze Straży Granicznej. Przed godz. 12.00 było tam kilkaset osób, m.in. z Bełchatowa, Nysy i Podlasia. Mundurowi protestowali tam pod hasłami „Politycy POdliczymy was na wyborach", „Służba więzienna, straż i policja jedna koalicja. Nam zabieracie, sobie dokładacie".
Kilka tysięcy osób pojawiło się przed ministerstwem transportu. Kolejarze, transportowcy głośno domagali się, aby wyszedł do nich minister. Odczytali swoje postulaty i złożyli je w ministerstwie. Żądań m.in. oddłużenia Przewozów Regionalnych i ustawy o bezpieczeństwie ruchu kolejowego, a także przestrzegania prawa marynarzy i rybaków do wcześniejszych emerytur i ratyfikacji konwencji rybackiej. Sprzeciwili się obniżce funduszu kolejowego.
Arłukowicz był w Sejmie
Wczoraj wyłączona z ruchu była też ul. Miodowa przy Ministerstwie Zdrowia. Maria Ochman z NSZZ „S" oceniła że polska służba zdrowia jest w dramatycznej sytuacji, a rząd PO doprowadził do największego w historii zadłużenia polskich szpitali. - Z tych długów będziemy wychodzić przez dziesięciolecia. Mamy dość wyzysku -mówiła Ochman. - Bartek, daj spokój. Wróć do Szczecina - apelowała do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. W resorcie zdrowia delegacji pikietujących nie przyjął nikt z kierownictwa. Arłukowicz mówił, że miał już wcześniej umówione spotkania w Sejmie.
Pielęgniarki, ratownicy medyczni i lekarze żądali m.in. systematycznego zwiększania nakładów publicznych na ochronę zdrowia, zatrzymania prywatyzacji szpitali, poprawy dostępu do świadczeń dla pacjentów, zmniejszenia współpłacenia pacjentów za leki refundowane, utrzymania państwowego ratownictwa medycznego i państwowej inspekcji sanitarnej. Trzymali transparenty z hasłami: „Za 10 lat nie będzie nas już w tym zawodzie", „Stop umowom śmieciowym" oraz „Ratownictwo tylko państwowe" oraz „W obronie pacjentów, w obronie naszych praw".
Maciej Walaszczyk