Widmo katastrofy
Nasz Dziennik.pl 2022-02-12
Dramatyczna sytuacja demograficzna wsi zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu Polski
Po raz pierwszy w historii liczba urodzeń na obszarach wiejskich zrównała się z tymi, które odnotowano w miastach. Według danych GUS w ubiegłym roku zarejestrowano 331 tys. urodzeń żywych, tj. prawie o 24 tys. mniej niż w 2020 r. Obecny współczynnik dzietności Polski wyniósł 1,38 – taki sam jest dla miast i wsi. – Sytuacja jest bardzo niepokojąca. Spadek liczby urodzeń na wsi jest dowodem na niebezpieczne przemiany społeczne. To, co dzisiaj dzieje się na wsi, będzie odczuwalne dla całego społeczeństwa – podkreśla Jan Krzysztof Ardanowski, przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP.
Dotychczas wieś była uważana za miejsce, gdzie więzi rodzinne są bardzo mocne, a kobiety chętnie rodzą dzieci. Dane statystyczne są także wstrząsem dla rolników. Szczepan Wójcik, hodowca zwierząt i prezes Fundacji Polska Ziemia, ocenia, że spadek dzietności na wsi w ostatecznym rozrachunku doprowadzi do katastrofy. Stracimy potencjał produkcyjny, który zachwieje bezpieczeństwem żywnościowym Polaków. – Proces likwidacji produkcji rolnej sprawi, że lada moment będziemy zależni już nie tylko od rosyjskiego gazu i ropy naftowej, ale i od importowanej żywności. Gdy dodamy do tego to, że Polska jest jednym z najbardziej wysychających terenów w Europie, że realnie grożą nam braki słodkiej wody – to widzimy, o co toczy się gra – zauważa w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Możliwe, że już wkrótce organizacje rolnicze zaproponują premierowi Mateuszowi Morawieckiemu utworzenie zespołu przy Radzie Ministrów, który zająłby się spadkiem liczby urodzeń na wsi. – Bo tu nie ma na co czekać! – alarmuje Szczepan Wójcik.
Zaistniały problem dostrzega Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Jak informuje „Nasz Dziennik”, do zwiększenia dzietności na obszarach wiejskich – oprócz świadczeń socjalnych – może przyczynić się rozwój wsparcia i zachęcania do pozostania osób młodych na obszarach wiejskich oraz promowanie wartości rodzinnych i więzi międzypokoleniowych.
Resort rolnictwa podkreśla, że współcześnie jesteśmy świadkami zmian społeczno-kulturowych i ekonomicznych, które wpływają na część osób młodych mieszkających na wsi. – Przy czym zauważalna jest dysproporcja w migracjach wewnętrznych, tzn. większa jest migracja młodych kobiet z obszarów wiejskich do dużych miast, często w celach edukacyjnych, niż mężczyzn – mówi „Naszemu Dziennikowi” Dariusz Mamiński, radca Wydziału Prasowego Departamentu Informacji i Komunikacji Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Tym samym młodzi mężczyźni pozostają na obszarach wiejskich. – Zjawisko to powoduje dysproporcje w rozmieszczeniu młodych mężczyzn i kobiet oraz w ich wykształceniu. Na terenach wiejskich i małych miast jest nadreprezentacja młodych mężczyzn, a w dużych miastach młodych kobiet, często posiadających wyższe wykształcenie. Prowadzi to do trudności w znalezieniu kandydatki/kandydata do zawarcia małżeństwa, a w konsekwencji do założenia i rozwoju rodziny – akcentuje Dariusz Mamiński.
Szacuje się, że w 2021 r. zawarto ok. 168 tys. związków małżeńskich. Było ich o prawie 23 tys. więcej niż rok wcześniej. W 2020 r. 54 proc. zawieranych prawnie związków w Polsce stanowiły małżeństwa wyznaniowe. Na wsi takich małżeństw było więcej – 62 proc. Polacy coraz później zawierają związki małżeńskie. W 2020 r. mediana wieku mężczyzny zawierającego małżeństwo wynosiła prawie 31 lat, a kobiety 29 lat. GUS przypomina, że w przypadku obydwu płci było to o 5 lat więcej niż jeszcze w 2000 r.
– Co ciekawe, już w czasach rządów PO – PSL w Polsce instytucje unijne wskazywały na spadek liczby małżeństw w naszym kraju i dowodziły, że to może mieć wpływ na zmniejszenie liczby urodzeń w kolejnych latach. Jak wskazywano, w 2013 r. zawarto w Polsce ponad 180 tys. związków małżeńskich i było to o 77 tys. mniej niż w 2008 r. Zwróćmy uwagę, że w 2020 r., wg danych GUS, małżeństw w Polsce zawarto tylko 145 tys. – zauważa w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Paweł Kubala, politolog. Negatywny trend aż bije po oczach. – Paradoksalnie instytucje unijne, nawet jeżeli zauważają negatywne trendy, to swoimi działaniami akurat się przyczyniają do ich umacniania, promując szkodliwe lewicowe idee w kontekście małżeństwa i rodziny – podkreśla politolog.
Dużym problemem całego kraju jest systematyczny wzrost urodzeń pozamałżeńskich. Na początku lat 90. było ich ok. 6-7 proc. W 2000 r. urodzenia pozamałżeńskie stanowiły już 12 proc., a w 2020 r. – ponad 26 proc. Odsetek dzieci urodzonych ze związków pozamałżeńskich jest wyższy w miastach: w 2020 r. wyniósł prawie 30 proc. Na wsi jest nieznacznie lepiej – wyniósł on 22 proc.
Problem całej Europy
– Niestety, na wsi coraz mniej jest rolników, a coraz więcej starszych osób, emerytów, którzy chcą ostatnie lata życia spędzić w ciszy i spokoju – mówi „Naszemu Dziennikowi” senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Rolnicy, którzy pozostali, mają poważne problemy z powiększeniem swoich gospodarstw. – Ci, którzy mają drobne gospodarstwa, rezygnują i przenoszą się do miast. Tam szukają pracy i chcą rozpocząć nowe życie. Na wsi zostają starsi rolnicy, a więc nie spodziewajmy się wzrostu liczby urodzeń – akcentuje Jerzy Chróścikowski. – To nie jest polski problem, to jest problem całej Europy – wskazuje senator.
Drastyczny spadek urodzin na wsi jest tylko preludium do zaniku przedsiębiorczości na tych obszarach. Do czego to może doprowadzić? – Chińczycy wykupili połowę światowej produkcji zbóż i zaczęli gromadzić żywność. Co może oznaczać taki krok? Nawet nie chcę myśleć. Rosjanie rozwijają rolnictwo i rozbudowują kolejne technologie, ostro stawiają na wieś. A co robi Unia Europejska, której członkiem przecież jesteśmy? Zwija hodowlę zwierząt i mydli ludziom oczy „ambitną polityką” – stwierdza Szczepan Wójcik. Komisarze wmawiają nam dziś, że pieniądze biorą się z dotacji i strukturalnego wsparcia instytucji, a nie z pracy i rozwoju gospodarstw. – Niestety, takie rzeczy będą się działy dopóty, dopóki na urzędniczych stanowiskach w Unii będą zasiadać ideologowie, którzy nie ponoszą dziś żadnej odpowiedzialności za wprowadzane przez siebie fantazje – ocenia Szczepan Wójcik.
Ciągłość pokoleń
Jan Krzysztof Ardanowski zwraca uwagę, że spadek liczby urodzeń nie jest nigdzie tak odczuwalny jak na wsi. – Od wieków było tak, że dziecko dziedziczyło gospodarstwo po rodzicach i uprawiało ziemie, które rodzina uprawiała od pokoleń. To zapewniało ciągłość. Było to gwarantem rozwoju wsi. Jeżeli teraz zostanie to zaburzone, młodzież nie będzie zastępować swoich rodziców, a gospodarstwa zaczną masowo upadać. Nasza samowystarczalność żywnościowa przejdzie do historii – ostrzega Jan Krzysztof Ardanowski.
Jednym z powodów spadku urodzeń na wsi jest nieustanne, publiczne i zorganizowane wzbudzanie w społeczeństwie niechęci do rolników. – Wiejska młodzież to widzi i ucieka do miast. Politycy nieustannie utrudniają życie hodowcom i producentom rolnym. Do tego stygmatyzowanie nas i naszej pracy, publiczne wyśmiewanie, oskarżanie o zło całego świata, o okrucieństwo wobec zwierząt, o zanieczyszczanie planety – wylicza Szczepan Wójcik. Hodowca zwraca przy tym uwagę na trwającą latami złą sytuację gospodarczą. – Czy nasi rodacy wiedzą, jak wielu z nas latami dokłada do swojej produkcji rolnej z powodu braku koniunktury albo katastrof atmosferycznych? Rolnicy nie widzą perspektyw godnego życia, a politycy zostawiają nas na pastwę skrajnych lewackich ideologii, i oto mamy efekt – zaznacza Szczepan Wójcik. – Brak równego traktowania, nieustanna niepewność sprawiają, że młodzi na wsi nie chcą mieć dzieci albo wyjeżdżają do miast. Rolnik powinien zajmować się swoją rolą, a my tymczasem musimy siedzieć codziennie z nosami w polityce i patrzeć, czy przypadkiem nie zastawiają na nas znów jakichś sideł. Myślę, że nasze organizacje zaproponują w najbliższym czasie premierowi Mateuszowi Morawieckiemu pomysł na stworzenie zespołu przy Radzie Ministrów i wspólne działanie w tej sprawie – puentuje nasz rozmówca.
Wielopokoleniowe rodziny
– Nie było skuteczniejszej metody zwiększenia dzietności na wsi niż zapewnienie rolnikom stabilnych warunków rozwoju, a przy tym promowanie systemu rodzin wielopokoleniowych. Gdy rodziły się dzieci, trafiały pod opiekę babci i dziadka, a rodzice spokojnie zajmowali się gospodarstwem. System został zaburzony i dzisiaj niełatwo będzie go odbudować – konstatuje Jan Krzysztof Ardanowski.