WIEŚ CZEKA NA MĄDRE DECYZJE
NASZ DZIENNIK 2022-12-12
Rada Krajowa NSZZ RI "Solidarność" wnioskuje do prezydium związku o jak najszybsze przeprowadzenie akcji protestacyjnej.
Wśród rolników wrze. Obecna sytuacja ekonomiczna wielu gospodarstw powoduje, że rolnicy chcą wyjść na ulice i zawalczyć 0 swoją przyszłość. - Nie ma dnia. aby nie docierały do nas skargi. Sytuacja szczególnie w małych gospodarstwach jest wyjątkowo trudna. Dostajemy także całą listę życzeń związaną z „Europejskim zielonym lądem" (EZL). I co? I według wyliczeń realizacja ekoschematów nie będzie się nam opłacała. Dlatego padają jasne deklaracje: rezygnujemy z dopłat i sami musimy zawalczyć o swoją przyszłość -mówi „Naszemu Dziennikowi" Edward Kosmal. wiceprzewodniczący NSZZ RI „Solidarność". Jak podkreśla, wielu rolników domaga się zorganizowania demonstracji w Warszawie w pierwszym możliwym terminie. - Zdecydowanie sprzeciwiamy się EZL 1 otworzeniu polskiego rynku na napływ ukraińskiego zboża. Mieliśmy ratować świat przed głodem, a ratujemy zyski zachodnich korporacji, do których to zboże należy. To nie jest zboże ukraińskich rolników, ale Holendrów czy Niemców, którzy zarabiają krocie. To oni są faktycznymi właścicielami upraw na Ukrainie i to oni eksportują zboże - podkreśla nasz rozmówca. Jak dodaje, istnieje poważna obawa, że przy szerokim napływie ukraińskiego zboża do Polski nasze gospodarstwa nie wytrzymają konkurencji. - Wysyłamy na Ukrainę broń, paliwa, pieniądze. Wkrótce może się okazać, że będą potrzebować też żywności. A kto ją wyprodukuj e, jak nasze gospodarstwa upadaj ą? My nie jesteśmy przeciwni pomocy, ale niech ukraińskie zboże przejeżdża przez Polskę, a nie zostaje w naszych magazynach. Otrzymujemy o 30 proc. mniejsze ceny, a jeszcze magazyny rolników są zapełnione w 50 proc. - wskazuje Edward Kosmal.
Szansa na przełom?
Jerzy Chróścikowski, przewodniczący senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, podkreśla, że jest duża szansa na to, że uda się opanować obecne załamanie na tynkach zbóż. - Największe perturbacje są teraz przy kukurydzy. Mamy problemy ze sprzedażą koszty suszenia są ogromne. Dodatkowo napływ zbóż z Ukrainy spowodował duże zdenerwowanie rolników, ale też wielkie straty finansowe - wyjaśnia w rozmowie z „Naszym Dziennikiem". Co spowodowało trudną sytuację polskich rolników? - To tzw. zboże techniczne. Są trzy rodzaje zbóż, które powinny przekraczać granicę: konsumpcyjne, paszowe i nasienne. Zboże techniczne - w teorii - nie nadaje się do niczego, tylko na spalanie. I nie powinno do nas trafiać, a trafiało, i to dość długo - pomimo tego, że wiele osób publicznie o tym informowało -zwraca uwagę Jerzy Chróścikowski. Istnieją przesłanki -ocierające się o pewność - że właśnie to tzw. zboże techniczne z Ukrainy trafiało do Polski i było wykorzystywane m.in. do celów spożywczych, wypychając zboże oferowane przez polskich rolników. - Wicepremier Henryk Kowalczyk złożył bardzo ważną deklarację, że teraz tzw. zboże techniczne nie będzie wpuszczane przez granicę. I to powinno zahamować spadek cen zbóż na giełdzie i uspokoić rolników - akcentuje senator.
Nie wiadomo, ile tzw. zboża zakwalifikowanego jako techniczne wpłynęło do Polski. - Kontroli podlegały tylko zboża konsumpcyjne, paszowe i nasienne. Nikt nie sprawdzał, ile do Polski trafiło tzw. zbóż technicznych, ile wyjechało z naszego kraju, a ile zostało. Sprawa może być poważna, bo docierają do nas informacje o firmach, w których zapanował popłoch, gdyż - co wielce prawdopodobne - wykorzystywały tzw. zboże techniczne do innych celów, w tym konsumpcyjnych -stwierdza Jerzy Chróścikowski.
Nie poprawia się także sytuacja z EZL i wchodzącym w życie Planem Strategicznym dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023-2027. - Za dużo wokół tego tematu jest niedomówień i znaków zapytania. To daje pożywkę mniej lub bardziej prawdopodobnym teoriom. Rolnicy boją się, że stracą. Niestety, polityka informacyjna w tym obszarze jest słaba - akcentuje przewodniczący senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Szczepan Wójcik, prezes Fundacji Polska Ziemia, wskazuje, że nie ma dziś sektora rolnego w Polsce, który może być spokojny o swoją przyszłość. - Zagrożeń jest wiele. Małe gospodarstwa pomimo dotacji z państwa nie będą w stanie konkurować, szczególnie przy tych cenach energii i nawozów. Do tego choroby zwierząt, brak dywersyfikacji rynków zbytu, otwarcie rynku unijnego dla produktów z Ukrainy. Jeżeli zostaniemy wyparci z globalnego rynku mleka czy stracimy pozycję lidera w produkcji i eksporcie drobiu, problem będzie się nasilał. Do tego dochodzą upadające gospodarstwa trzody chlewnej - mówi nam Szczepan Wójcik. Zauważa przy tym, że najlepszym lekarstwem dla gospodarki są mądre i rozważne decyzje. - Jeżeli nie będziemy konkurencyjni, to choćby rząd dołożył rolnikom sztabki złota, nie będzie to działanie, które można nazwać receptą na dolegliwości rolnictwa - zaznacza.
Protest to ostateczność - Dotychczasowa praktyka związku była taka, że w pierwszej kolejności problemy próbuje się rozwiązywać przy stole. I widzimy dobrą wolę po stronie wicepremiera Henryka Kowalczyka, choćby dzięki zablokowaniu wjazdu tzw. zboża technicznego. Myślę, że najgorsze już za nami i uda się ustabilizować sytuację na poziomie, który odpowiadałby rolnikom - akcentuje Jerzy Chróścikowski.
Jednak rolnicy podkreślają, że ciężko im będzie ponownie zaufać rządowi. - Od kiedy z resortu rolnictwa został wyrzucony Jan Krzysztof Ardanowski za obronę polskiego rolnictwa, nie czujemy już wsparcia ze strony rządu. PiS od czasu tzw. Piątki dla zwierząt stracił wieś, ale ma jeszcze szansę to naprawić - ocenia Edward Kosmal. Wczoraj prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że za około pół roku odbędzie się spotkanie, na którym PiS przedstawi program na kolejne lata dla polskiej wsi - tzw. kodeks rolny. Wicepremier Kowalczyk poinformował z kolei, że w przyszłym roku nastąpi zwiększenie limitów dopłat do paliwa dla producentów trzody chlewnej - z 1 zł do 1,20 zł do litra paliwa. - Zwiększymy też dopłaty do każdej rodziny pszczelej 2,5-krotnie, czyli z 20 na 50 zł - dodał.
Rafał Stefaniuk