Nieuczcwa konkurencja
NASZ DZIENNIK 2023-06-12
Polscy drobiarze tracą kontrakty w UE na rzecz ukraińskich dostawców. Tamtejszych producentów nie obowiązują surowe unijne normy
Polscy producenci z tygodnia na tydzień tracą kontrakty na dostawy drobiu w Unii Europejskiej. Spowodowane jest to tym, że rynek UE jest zalewany przez mięso pochodzące z Ukrainy. Według danych Komisji Europejskiej import mięsa drobiowego z tego kraju wzrósł o 80 proc. - Nie ma znaczenia to, że nasz drób jest wysokiej jakości, zdrowy i smaczny. Ukraina oferuje dużo tańsze mięso i na tym chcą zarobić pośrednicy. Głównie ukraiński drób trafia do Holandii, gdzie jest przepakowywany i rozchodzi się po UE jako wspólnotowy. Polskie firmy tracą kontrakty, na które pracowały latami - mówi „Naszemu Dziennikowi" Wiktor Szmulewicz, przewodniczący Krajowej Rady I Rolniczych.
To nie jedyny problem. Na rynek UE trafiają rekordowe ilości mięsa mrożonego - import wzrósł o ponad 140 proc., a import świeżych jaj o 446 proc. - Trzeba już bić na alarm, gdyż rynek drobiarski w Polsce może wkrótce wpaść w stan głębokiego kryzysu. Jest to tym poważniejsze, że jesteśmy europejskim liderem w tej branży. Bardzo mocno odczujemy to, gdy nasze firmy stracą odbiorców w Europie. A wszystko wskazuje na to, że tak się stanie - ostrzega w rozmowie z „Naszym Dziennikiem" Jerzy Chróścikowski, przewodniczący senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Firmy funkcjonujące na rynku drobiu w Unii Europejskiej zawierają półroczne lub roczne kontrakty. Są one następnie odnawiane. Kolejni polscy producenci podkreślają, że otrzymują informacje o zerwaniu współpracy, gdyż polskie produkty zostaną zastąpione ukraińskimi. - Niestety, wiele zaniedbali jest również po naszej stronie - polskich producentów. Powinni oni wybudzić się z letargu. Najgorsze, co może się zdarzyć, to to, że zaczną oczekiwać jakichś odszkodowań. Zadowolą się nimi na chwilę, a w tym czasie Ukraina będzie prowadziła pełną ekspansję - wskazuje nam problem Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej.
Statystyki najdokładniej pokazują skalę problemu. W ostatnim czasie na rynek europejski zostało ściągniętych 163,6 ton mięsa drobiowego. Tym samym od 2021 r. nastąpił wzrost importu w tym segmencie o 80 proc. Do UE trafia także ukraińskie mięso mrożone. W tym wypadku było to prawie 85 tys. ton, a wzrost wyniósł 143 proc Niepokoić muszą także dane dotyczące jaj. Tylko w przypadku świeżych ukraińskich jaj import wyniósł 12,5 tys. ton, a więc wzrósł o 446 proc. W tej sytuacji nie mogą dziwić głosy płynące z branży drobiarskiej, że tracą kolejne kontrakty na dostawy. Nawet gdy współpraca z odbiorcami z innych krajów UE układała się wzorowa i trwała latami. - Każdego dnia słyszę teraz od naszych producentów, że zaczynają tracić po kolei kontrakty, które utrzymywali przez wiele lat. Teraz jeden po drugim, kiedy kończą się te terminy półroczne, roczne, są zastępowani tym tańszym mięsem z Ukrainy - powiedział podczas majowego posiedzenia sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Dariusz Goszczyński, prezes zarządu Krajowej Rady Drobiarstwa - Izby Gospodarczej.
Oszukiwanie konsumentów
Odbiorcy szukają taniego produktu, aby móc go potem dużo drożej sprzedać. - To jest problem nie tylko Polski, ale także całej Europy. Jeżeli nasze, unijne firmy nie wytrzymają konkurencji z podmiotami z Ukrainy - a wszystko na to wskazuje, że tak się stanie - odczuje to cała gospodarka Krótkowzroczność pośredników jest przygnębiająca - zwraca uwagę Wiktor Szmulewicz. Drób z Ukrainy trafia głównie do Holandii. Następnie jest rozsyłany po innych krajach UE. - Głównie sprowadza go jeden duży podmiot, wręcz gigantyczny, który jest zarejestrowany na Cyprze. Następnie jest on przepakowywany, obrabiany i już pochodzenie drobiu nie ma znaczenia. Po Europie jest rozsyłany jako wyrób unijny. Nasi producenci na tym tracą, konsumenci są wprowadzeni w błąd, ktoś zarabia na tym gigantyczne pieniądze. Kto? Z pewnością nie polski producent czy rolnik - akcentuje Wiktor Szmulewicz.
Drób z Ukrainy może być dużo tańszy od polskiego czy europejskiego - a to dlatego, że przy hodowli zwierząt, a następnie produkcji mięsa nie trzeba stosować tak wyśrubowanych norm, jak ma to miejsce w UE. Ukraina niewiele robi sobie z norm związanych z dobrostanem zwierząt - tak ważnych w krajach UE - czy też z emisją gazów cieplarnianych. Kolosalne znaczenie mają także ceny energii i paliw. - Nie jesteśmy w stanie konkurować i przy tak gigantycznym imporcie jesteśmy wypierani - wyjaśniał Dariusz Goszczyński.
Kosztowny błąd
Na wewnętrzny rynek Unii Europejskiej trafia aż 71 proc. krajowego eksportu mięsa drobiowego. Eksportujemy głównie do Niemiec, Francji, Czech. - Oczywiście tutaj został popełniony strategiczny błąd -brak dywersyfikacji rynków, o których mówimy od bardzo dawna Oparliśmy niemalże cały nasz handel na państwach unijnych, nie rozwijając przy tym należycie innych kierunków. Dziś drób z Ukrainy zaspokaja potrzeby wewnętrznego rynku państw należących do Wspólnoty, a Polscy producenci będą tracić, bo nie są w stanie konkurować ceną-wskazuje Szczepan Wójcik. Jak dodaje, jest to sytuacja tym bar dziej przykra, gdyż jesteśmy liderem produkcji drobiu na świecie. - Wygląda na to, że to miejsce z chęcią zajmie Ukraina, a dokładnie potężne zagraniczne korporacje, które produkują tam drób. Część z nich jest zarejestrowana na Cyprze - ciężko więc określić, do kogo tak naprawdę trafiają pieniądze. Mówi się nawet o rosyjskich oligarchach - wskazuje prezes Instytutu Gospodarki Rolnej.
Sprawą otwartą pozostaje to, ile polska branża drobiarska straci z powodu nieuczciwej konkurencji z podmiotami z Ukrainy. - Branża nie podaje takich danych, ale jeżeli nadal nic z tym nie będzie robiła - licząc na jakieś dotacje i zapomogi z Komisji Europejskiej -będą to miliardy złotych - zauważa Szczepan Wójcik. Podkreśla przy tym, że wiele lat temu on i jego Instytut ostrzegał producentów z branży drobiarskiej o grożących im niebezpieczeństwach. - Mówiliśmy, że pozycja hegemona nie będzie trwała wiecznie. W tym roku odbyłem kilka spotkań w sprawie nadchodzących problemów, nie byli zainteresowani słuchaniem, teraz skala problemu jest kilka razy większa niż przed półroczem. A czym to grozi? Utratą pozycji lidera - akcentuje przedsiębiorca rolny.
Czas na interwencję Komisji
Jerzy Chróścikowski podkreśla, że dobrą decyzją Komisji Europejskiej było wydanie rozporządzenia wykonawczego, które wprowadziło zakaz przywozu do Unii Europejskiej pszenicy, kukurydzy, nasion rzepaku i słonecznika pochodzących z Ukrainy. - Liczymy na to, że te cztery zboża to tylko wstęp do szerszego zakazu, obejmującego znaczną część towarów rolnych pochodzących z Ukrainy. Obok stosownych zakazów na drób trzeba także wprowadzić takie obejmujące mleko i inne - podnosi przewodniczący senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Uściśla przy tym, że rolnicy i organizacje rolnicze świetnie rozumieją sytuację Ukrainy i to, że potrzebuje ona środków na prowadzenie wojny, a sprzedaż produktów rolnych generuje duże wpływy do jej budżetu. Jednak obecny system niszczy rynek UE poprzez nieuczciwą konkurencję. - Jeżeli Polska ma pomagać Ukrainie, to musi mieć z czego to robić. Ze zniszczoną gospodarką, rozłożonym systemem produkcji żywności nie będziemy w stanie nawet sami funkcjonować - obawia się Jerzy Chróścikowski.
Producenci drobiu domagają się m.in. przywrócenia ceł i kontyngentów na granicach. Chcą także tego, aby drób i inne pro-dukty rolne wwożone do UE z Ukrainy były poddane szczegółowym badaniom. A to dlatego, że trudno mieć zaufanie do żywności, która powstaje w kraju, gdzie funkcjonują zaledwie śladowe normy produkcji.
Komisja Europejska zapewnia, że bada sytuację. - Sytuacja na rynku drobiu jest nie tylko lokalna, ale ogólnoeuropejska, i wielce prawdopodobne jest, że jeśli ten import rzeczywiście w takiej skali będzie w tych obecnych miesiącach trwał, to będzie powrót do kwot taryfowych sprzed liberalizacji -zwraca uwagę Janusz Wojciechowski, komisarz UE do spraw rolnictwa.
Szczepan Wójcik zaznacza, że KE mogłaby zrobić wiele, ale w tej sprawie nie ma jednomyślności. -To Polska jest największym eksporterem drobiu w Europie, a napływ produktów Z Ukrainy właśnie tę pozycję podważa - stwierdza przedsiębiorca rolny. Pierwsze sygnały pojawiały się w momencie , gdy Wielka Brytania zaraz po opuszczeniu Unii Europejskiej otworzyła swój rynek dla drobiu z Ukrainy. - Wielu polskich producentów przez lata uważało, że ich pozycja jest niekwestionowana, nie robili zbyt wiele, aby tworzyć strategie na czas kryzysów, nie słuchali rad, nie analizowali potencjalnych skutków, nie dywersyfikowali rynków - przypomina Szczepan Wójcik To jest niestety problem wielu dużych producentów, którzy twierdzą, że są zbyt duzi, aby upaść, a okazuje się często, że są zbyt duzi, aby dostrzec to, co dzieje się poniżej linii wzroku. - Unia Europejska nie zrobi w tej sprawie nic, ponieważ większości ta sytuacja jest na rękę -podsumowuje prezes Instytutu Gospodarki Rolnej.
Rafał Stefaniuk