Branża bije na alarm i szuka rozwiązań ratunkowych
Puls Biznesu 2007-08-02
Obce mięso zalało Polskę. Nasze firmy tracą już 1,5 mld zł rocznie.
- Pryska mit o konkurencyjności polskiego sektora mięsnego. Wielkie sieci handlowe wola towar unijnych konkurentów - alarmują polskie firmy i apelują do resortu rolnictwa, na czele którego stanął Wojciech Mojzesowicz, by pomógł w stworzeniu hamującego rosnący import systemu gwarancji jakości.
2,17 proc. - Tyle wyniosła średnia rentowność netto firm z branży mięsnej w 2006 r. To jeden z najgorszych wyników w sektorze spożywczym.
Do Polski trafia góra mięsa z importu. Nasze firmy tracą na tym ponad 1,5 mld zł rocznie. Znalazły wiec winnego i remedium.
Sektor mięsny w Polsce wcale nie jest tak konkurencyjny jak się powszechnie uważa. Świadczą o tym dane o rosnącym imporcie i to nie z tanich krajów, ale głównie z tzw. starej Unii. Największe firmy mięsne na razie się tym nie przejmują. Jednak mniejsi producenci zaczynają dotkliwie odczuwać skutki zachodniej konkurencji. Wina obarczają m.in. zachodnie sieci handlowe.
Systemem w import
Ze statystyk handlu zagranicznego wynika, że import mięsa i jego przetworów do Polski systematycznie rośnie i w 2006 r. jego wartość przekroczyła 1,5 mld zł. O tyle mniej sprzedali na naszym rynku polscy producenci.
- Jestem przerażony zmniejszającą się niemal do zera rentownością wielu polskich zakładów mięsnych i ubojni. Duzy wpływ na to mają rosnące dostawy mięsa z Europy Zachodniej do ponadnarodowych sieci handlowych - mówi pragnący zachować anonimowość właściciel liczącej się firmy mięsnej.
Podkreśla, że zachodni producenci maja swobodny dostęp do naszego rynku, podczas gdy polscy, aby wejść na rynki wielu krajów UE, muszą najpierw uzyskać certyfikaty jakościowe.
Potwierdza to Witold Choiński, szef Związku Polskie Mięso, i dodaje, że branża zamierza to zmienić.
- Chcemy stworzyć w Polsce system gwarancji jakości mięsa, podobny do działających w innych krajach Unii, żeby było wiadomo dokładnie, jakie mięso i skąd trafia do naszych sklepów - mówi Witold Choiński.
Dodaje, że w projekt chce zaangażować się m.in. senator Jerzy Chróscikowski z PiS, który jest przewodniczącym senackiej Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska.
- W sklepach niemieckich czy angielskich klienci nie kupują innego mięsa niż z certyfikatem jakości. Chcielibyśmy, aby w Polsce było podobnie. System taki mozna stworzyć bardzo szybko, wykorzystując działające placówki certyfikujące i laboratoria - dodaje Witold Choiński.
System ma obowiązywać wszystkich producentów chcących sprzedawać mięso w Polsce, w tym także krajowych. Związek Polskie Mięso chce o tym rozmawiać także z wielkimi sieciami handlowymi i szeroko rozpropagować idee wśród konsumentów. Branża chciałaby, aby system działał na zasadzie dobrowolności, bez zmuszania firm do włączenia się doń w drodze regulacji prawnych.
Druga strona medalu
Sieci handlowe przyznają się do importu mięsa. Zapewniają jednak, że skala tych zakupów wcale nie jest tak duża, a ich dynamika tak wysoka, jak oceniaj a to polscy producenci.
Renata Juszkiewicz, reprezentująca Grupę Metro w Polsce (sieci Real, Makro), informuje, że udział importowanego mięsa świeżego w jej sprzedaży sięga kilkunastu procent.
- Od kilku lat obserwujemy w tej dziedzinie wzrost. Nie jest to jednak wzrost skokowy - mówi Renata Juszkiewicz.
Tesco nie ujawnia szczegółów w tej sprawie.
- Z założenia staramy się kupować żywność od polskich dostawców. Mięso z zagranicy jest u nas tylko uzupełnieniem oferty. Kupujemy je jednak interwencyjnie, gdy na polskim rynku pojawiają się jakieś zawirowania - mówi Przemysław Skory, rzecznik Tesco Polska.
Kwestii importu mięsa nie mozna jednak oceniać jednostronnie. Korzystają z niego nie tylko sieci handlowe, ale tez wiele działających w Polsce firm mięsnych (przeważnie dużych, z zachodnim kapitałem).
- Skończyły się czasy, gdy mięso kupowało się w najbliższej okolicy. W dzisiejszych realiach rynkowych o zakupie mięsa decydują dwa najważniejsze czynniki: jakość i cena - mówi Jerzy Majchrzak, z biura zarządu Sokołowa.
Tłumaczy, że duże firmy mięsne, które musza dbać o powtarzalną jakość produktów szukają surowców o dość wyśrubowanych parametrach (mięsność, zawartość tłuszczu etc.) i jeśli nie mogą ich kupić na miejscu, to sprowadzają je z zagranicy.
Do tego, jak podkreśla wielu przedstawicieli branży, mięso oferowane za granicą (m.in. duńskie, niemieckie i holenderskie) jest często tańsze niż w Polsce (przynajmniej, biorąc pod uwagę relacje jakości do ceny) i mozna kupić duże jego jednorodne partie.
Import bije w tysiące firm i ich pracowników
Niepokój branży mięsnej z powodu rosnącego importu jest zrozumiały. Działa w niej ponad 3 tys. firm i pracuje 100 tys. ludzi.
Przemysł mięsny słusznie jest nazywany przemysłem ciężkim branży spożywczej. Nie tylko przynosi największa sprzedaż (rocznie blisko 30 mld zł), ale także działa w nim rekordowo duża liczba firm - blisko 3,5 tysiąca (i to bez drobiarskich), z czego oczywiście większość małych i średnich. Rosnący import mięsa jest zagrożeniem nie tylko dla setek najsłabszych firm, ale także wielkiej rzeszy pracujących w przemyśle mięsnym ludzi (w sumie około 100 tysięcy). A to przecież nie wszystko. Sektor mięsny to nie tylko zakłady ubojowe, rozbiorowe i przetwórcze. To także setki tysięcy rolników i hodowców trzody oraz bydła.
Jeśli wziąć pod uwagę bilans handlu zagranicznego mięsem, w którym Polska ma od lat dodatnie saldo, to sprawa importu nie wygląda tragicznie. Z danych Zespołu Monitoringu Zagranicznych Rynków Rolnych wynika, że w 2006 r. wartość naszego eksportu mięsa, żywca i przetworów mięsnych wyniosła 1,8 mld EUR, podczas gdy import tego rodzaju wyrobów przekroczyl 0,5 mld EUR.
[wis]