Garb embarga

Nasz Dziennik 2014-10-23

Organizacje rolnicze mają pretensje do rządu o nieskuteczne działania w sprawie pomocy dla producentów, którzy ucierpieli w wyniku rosyjskiego embarga.

Mimo rosyjskiego embarga Komisja Europejska obcięła drastycznie na przyszły rok fundusze na wsparcie rolnictwa. Gospodarze spodziewali się, że KE przeznaczy w tym okresie na wsparcie dla ich sektora kwotę w granicach minimum 430 mln euro (tyle miał wynosić fundusz stabilizacyjny), tymczasem suma ta ma stopnieć do 89 mln euro na cały rok dla wszystkich 28 państw członkowskich. Większość pieniędzy zostanie wydana na „inne polityki” – jak to enigmatycznie określa KE – w tym podobno także na walkę z ebolą, choć takiego sformułowania wprost w decyzji Komisji nie ma.

Nic dziwnego, że taka decyzja wywołała protesty organizacji rolniczych. KE skrytykował komitet Copa-Cogeca grupujący związki rolników i spółdzielni rolniczych z krajów Unii. Jego członkowie wskazali, że Bruksela obcięła fundusze dla rolnictwa w sytuacji, gdy cała branża zmaga się ze skutkami kryzysu związanego z rosyjskim embargiem. Dlatego Copa-Cogeca zaapelowała do Parlamentu Europejskiego o odrzucenie projektu Komisji Europejskiej zmian w budżecie UE na 2015 rok. – To nie jest pora na obniżanie wydatków na rolnictwo przewidzianych na 2015 rok. Rolnicy nie mogą dwukrotnie płacić za embargo, za które przecież nie ponoszą odpowiedzialności. Nie zgadzamy się na kolejny cios wymierzony w sektor rolny. Rolnicy mają poczucie, że „zostali na lodzie” – ocenił Pekka Pesonen, sekretarz generalny Copa-Cogeca. Komitet wysłał też listy w tej sprawie do ministrów finansów państw członkowskich.

Biedalimity

– Nie zgadzamy się na następne cięcia w rolnictwie – podkreśla Jerzy Chróścikowski, przewodniczący „Solidarności” Rolników Indywidualnych. Zdaniem Chróścikowskiego, polscy rolnicy i tak niewiele skorzystają w tym roku na unijnych rekompensatach. Z pierwszej puli środków – 125 mln euro – do nas ma trafić nie więcej niż 25-27 mln euro, a z drugiej transzy – ponad 160 mln euro – raptem 18 mln euro. Podczas gdy niewielka Belgia ma trzy razy wyższy limit od nas. Jerzy Chróścikowski uważa, że to jest niestety skutek słabych starań polskich władz. – Polska prowadzi zbyt miękką politykę w Unii Europejskiej – twierdzi Chróścikowski. Jak argumentuje, nie wystarczy samo słowo ministra rolnictwa podczas unijnych spotkań, bo do tych działań muszą włączyć się premier, minister finansów i szefowie innych resortów. A niestety, z tym od lat jest kiepsko, bo sprawy rolnictwa są niedoceniane przez rząd.

Szef rolniczej „Solidarności” zastanawia się, co się stanie z 420 mln euro, jakie do budżetu unijnego wpłacą rolnicy z tych państw unijnych, na które nałożono kary za nadprodukcję mleka. Obawia się, że znowu KE będzie chciała je wydać na „inne polityki”. I to jest zadanie dla polskiego rządu, żeby zabiegać o to, aby te pieniądze zostały skierowane na wsparcie sektora mleczarskiego. – Tu musi zgodnie działać cały rząd, na czele z Ewą Kopacz – zaznacza Chróścikowski. – Nie ma jednak pewności, że pani premier będzie bardziej interesowała się rolnictwem niż jej poprzednik Donald Tusk – dodaje.

Rząd krytykuje też Krajowy Związek Rolników Kółek i Organizacji Rolniczych, który twierdzi, że minister rolnictwa „nie ma czytelnego planu pomocy rolnikom w związku z rosyjskim embargiem”. – Unijne rekompensaty nie pokryją strat rolników – podkreśla Władysław Serafin, szef KZRKiOR. Związek wytyka też ministrowi Markowi Sawickiemu, że gdy ogłoszone zostało rosyjskie embargo, to szef resortu obiecywał rolnikom, iż otrzymają unijne rekompensaty, które pokryją koszty produkcji, a więc będą wyższe, niż się teraz okazało. Co więcej, nawet te stawki, które ogłosiła KE, mogą zostać obniżone. To dlatego wielu sadowników sprzedaje jabłka przemysłowe do przetwórni po 10-12 groszy za 1 kg, zamiast je utylizować i dostać rekompensaty w wysokości 27 groszy. Takich producentów Sawicki nazwał „frajerami”, za co spłynęła na niego fala krytyki. Rolnicy twierdzą, że słowa ministra były niesprawiedliwe i ich obrażały. – Sadownicy obawiają się, że Unia obniży i tak stawki rekompensat i mogą one spaść o kilkanaście groszy. Mogą być więc równe temu albo nawet niższe od tego, co płacą przetwórnie. Lepiej więc dostać teraz jakiekolwiek pieniądze niż liczyć na unijną niewiadomą – wyjaśnia Jerzy Chróścikowski.

Autor: Krzysztof Losz