Warszawa: Pikieta pracowników służby zdrowia. "Pensja żebraka, emerytura na lizaka"
gloswielkopolski.pl 2015-04-07
Przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów Ewy Kopacz, pod flagą NSZZ Solidarność odbyła się pikieta, której celem był przemarsz w okolice pałacu prezydenckiego. Protestują: pielęgniarki z całego kraju, ale również ratownicy medyczni, przedstawiciele inspekcji sanitarnej, pomocy społecznej oraz pomniejszych grup zawodowych, które według zgromadzonych są dyskryminowane. - Chcemy nagłośnić, że nic z obietnic rządu nie zostało wprowadzone w życie - usłyszała Agencja Informacyjna Polska Press.
"Odwróćcie się w stronę kancelarii plecami, tak jak rząd się odwraca od was" - nawoływała przewodnicząca zgromadzenia Maria Ochman, która tym samym otworzyła pikietę. "Udamy się stąd do prezydenta aby podziękować mu za niezrealizowanie obietnic", "Chcemy pokazać przed wyborami ile rząd zrealizował obietnic" - mówiła Ochman. Po czym poprosiła kilku pomocników w tekturowych maskach z podobiznami Donalda Tuska i Ewy Kopacz o wystawienie "worków obietnic".
To zwykłe czarne worki z naklejonymi hasłami przedwyborczymi: spokojna starość emeryta, dialog społeczny, podwyżki dla służby zdrowia, powroty z emigracji itp. Następnie skomentowała, że worki są lekkie, bo puste, jak obietnice rządu.
Potem przewodniczący strajku rolników, którzy od 49 dni strajkują pod kancelarią, senator Jerzy Chróścikowski nawoływał pikietujących do postawienia tuż obok rolników swojego miasteczka. Dlaczego akurat we wtorek odbywa się to zgromadzenie? - Na dzisiaj przypada światowy dzień zdrowia, póki co tylko pikietujemy, choć mamy plany i będziemy ustalać, kiedy rozstawimy swoje miasteczko - mówi Agencji Informacyjnej Polska Press jedna z pielęgniarek.
Dorota Walczak, która reprezentowała grupę sanepidową, prosiła o godne wynagrodzenie, bo obecnie sięga ono 1350 zł netto. Tyle zarabiają pracownicy, którzy mają wyższe wykształcenie i trzydziestoletnie doświadczenie zawodowe. W dodatku wciąż muszą podnosić swoje kwalifikacje, żeby nie zostać zwolnionym. Hasła tej grupy zawodowej to m.in.: "Chcesz żyć w bidzie, pracuj w sanepidzie" czy "Pensja żebraka, emerytura na lizaka".
Nie chciał komentować sytuacji jeden z ratowników medycznych, który był ubrany w tekturowej masce z twarzą prezydenta Bronisława Komorowskiego. Bardziej rozmowny był jego kolega "po fachu": - Szpital jest jak ludzki organizm. Jeżeli któraś komórka nie funkcjonuje jak należy, np. pracownicy porządkowi nie wyrzucają śmieci lub nie działa kuchnia, paraliżuje to działania całego szpitala - mówi Marcin, ratownik medyczny z województwa opolskiego.
- Lekarze czy pielęgniarki pójdą i sobie wywalczą co chcą, a my jesteśmy tu po to żeby nagłośnić i wspomóc te najbardziej dyskryminowane grupy zawodowe, które muszą ciężko pracować za najniższe krajowe płace. Moi koledzy biorą urlopy podczas których zamiast wyjechać z rodzinami na wakacje, jadą za granicę żeby zarobić godziwe pieniądze - kontynuuje Marcin.
- Ratownik medyczny żeby zarobić pieniądze wystarczające do utrzymania rodziny, zwykle pracuje na półtora etatu, a nawet dwa. Czy to jest normalne? Podobnie kuriozalnie wygląda sprawa płac. Gdy nowa osoba bez żadnego doświadczenia przychodzi po szkole do pracy jako np. pielęgniarka od razu zarabia tyle samo, a nawet więcej niż osoba na takim samym stanowisku z 30-letnim doświadczeniem. Nie chcę zabierać młodym, ale płaćmy godziwie też tym doświadczonym - mówi około 40-letni postawmy Marcin.
Na jednym z transparentów czytamy o jakie grupy chodzi, a o których na co dzień rząd nie myśli. Są to m.in. pracownicy pralni i kuchni, technicy ekg i radiologii rtg, pracownicy rehabilitacji i fizjoterapii, diagności laboratoryjni, pracownicy administracji czy wspomniani ratownicy medyczni.
- Pracuję jako rehabilitant w państwowej przychodni, zarabiam niecałe 2 tysiące, wynajmuję mieszkanie, więc siłą rzeczy muszę dorabiać. W trakcie studiów chodziłem na kursy, których łączny koszt wyniósł około 30 tysięcy złotych. Mogłem te kursy kończyć już pracując, ale wtedy miałbym iluzoryczne szanse na znalezienie pracy. W dodatku nikt tego nie dofinansowuje - mówi Piotrek, rehabilitant.
- Właśnie o takie sprawy nam chodzi. Ratownicy medyczni również za wszystkie doszkalania muszą płacić z własnej kieszeni. Jako Solidarność zrzeszamy wszystkie te grupy. Oczywiście lekarzy i pielęgniarki też, ale szczególnie chcemy nagłośnić, że istnieją też mniejsze i dyskryminowane grupy - mówi pani, która zajmuje się diagnostyką laboratoryjną.
- Pani premier nie zrealizowała - podkreślam - żadnego z obiecywanych punktów z programu dotyczącego służby zdrowia. Są tylko wymagania, które musimy spełniać. Chcemy zmiany całego systemu, który jest zły, dziurawy i dyskryminujący. Chcemy rzetelnej wyceny świadczeń medycznych i uwzględniania też kosztów pracy w budżecie. Nie chcemy być wolontariuszami, codziennie jak najlepiej wykonujemy swoje obowiązki i nie chcemy wiele. Tyle żeby wystarczyło na opłaty, godne życie, czasem wyjazd z dziećmi na wakacje - mówi.
- Zobaczymy co rząd zrobi za 5 lat, gdy okaże się, że brakuje pracowników. Ci co skończą studia na pewno nie będą chcieli pracować za takie pieniądze i wyjadą za granicę, np. do Niemiec, gdzie jest zapotrzebowanie i godziwe wynagrodzenia. Marzymy żeby zarabiać 2 tysiące - kończy diagnosta.
Według powyższych grup zawodowych obecną sytuację oddaje jeden z transparentów, na którym widzimy kościotrupa, a obok niego widnieje komentarz: "PO-lepszyło mi się".
Autor: Marcin Dobski Aip