Przywileje dla dzierżawców
Nasz Dziennik 2015-06-22
Rolnicy protestują przeciwko preferencjom dla dużych dzierżawców przy zakupie państwowej ziemi.
Rolnicza „Solidarność” uważa, że te przywileje trzeba usunąć z projektu ustawy o ustroju rolnym. – W poniedziałek o projekcie będziemy rozmawiać z premier Ewą Kopacz – ujawnia Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
Z projektu ustawy o ustroju rolnym powinny zostać usunięte przepisy dające dużym dzierżawcom preferencje przy zakupie państwowej ziemi. Takie jest stanowisko NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Związkowcy, którzy od czterech miesięcy protestują w „zielonym miasteczku” przed kancelarią premiera, są zadowoleni z tego, że Sejm wreszcie zajął się wprowadzeniem przepisów, których celem ma być ochrona ziemi uprawnej przed wykupem przez obcokrajowców i duże spółki krajowe. Bo grunty te powinny służyć przede wszystkim powiększaniu gospodarstw rodzinnych.
– Ustawa zawiera większość naszych postulatów – mówi Jerzy Chróścikowski, przewodniczący rolniczej „Solidarności”. – Co nie znaczy, że w stu procentach nam odpowiada, bo uważamy, że trzeba w projekcie dokonać kilku poprawek – zastrzega. Jak ujawnia, dziś na ten temat będzie rozmawiał z premier Ewą Kopacz.
Związek domaga się przede wszystkim wykreślenia artykułu mówiącego o tym, że najwięksi dzierżawcy państwowej ziemi będą mogli oddać część gruntów do zasobu Agencji Nieruchomości Rolnych w zamian za zachowanie prawa pierwokupu reszty ziemi. To regulacja znana z ustawy z 2011 r., która określała, że dzierżawca miał prawo do zachowania w całości 300 ha ziemi (tyle, ile wynosi powierzchnia gospodarstwa rodzinnego), a oddawał państwu 30 proc. z nadwyżki ponad owe 300 ha.
Czyje interesy
Wielu dużych dzierżawców nie skorzystało jednak z tej ustawy, a to oznacza, że w przypadku wygaśnięcia umowy dzierżawy powinni oddać wszystkie grunty do ANR. Jerzy Chróścikowski jest zdania, że duże spółki rolne zignorowały ustawę, a teraz boją się, że po zmianie władzy nowy rząd wyegzekwuje od nich te grunty. Wolą się więc zabezpieczyć, a koalicja PO – PSL chce im to umożliwić. – Chcą dać im jeszcze raz przywilej zachowania ziemi. Jeśli parlament to uchwali, wykażemy się wielką naiwnością – stwierdził Jerzy Chróścikowski.
Przewodniczący rolniczej „Solidarności” podkreśla, że związkowi najbardziej zależy właśnie na tej kwestii, bo to jest też sprawa ochrony żywotnych interesów państwa. Poprawka o wyłączeniach oznacza wszak, że rząd godzi się jednocześnie na sprzedaż setek tysięcy hektarów ziemi dużym dzierżawcom. Budżet pewnie dostanie spory zastrzyk pieniędzy, ale będzie to krótkowzroczna polityka. – Ziemię można sprzedać, ale tylko raz – podkreśla Chróścikowski.
Jak wyjaśnia, lepiej byłoby utrzymać dzierżawy i czerpać z nich korzyści w postaci opłat jeszcze przez wiele lat. Budżet będzie więc miał dochody, a jednocześnie grunty rolne będą cały czas należały do Skarbu Państwa. Jeśli zaś dzierżawca przestanie wywiązywać się z umowy lub z niej zrezygnuje, ziemia wróci do zasobów ANR, a agencja będzie ją mogła przekazać w użytkowanie rolnikom indywidualnym.
– Warto jeszcze trochę nad tą ustawą popracować, wprowadzić do niej odpowiednie poprawki, żeby nie robić sobie na przyszłość problemów – argumentuje Jerzy Chróścikowski. – Dlatego my będziemy się domagać wprowadzenia zmian – zapewnia lider rolniczego związku.
Koalicja się spieszy
„Solidarność” będzie zgłaszać odpowiednie poprawki w tej materii do ustawy o ustroju rolnym za pośrednictwem parlamentarzystów PiS. Czasu jest niewiele, bo koalicja rządowa chce już na posiedzeniu Sejmu w tym tygodniu przyjąć prawo, które określi zasady handlu ziemią uprawną. Prace nad ustawą o ustroju rolnym nabrały przyspieszenia. W tym tygodniu koalicja PO – PSL przegłosowała na posiedzeniu podkomisji przyjęcie kilkunastu poprawek do projektu, a w najbliższy wtorek sejmowe komisje rolnictwa oraz do spraw Unii Europejskiej mają je wpisać do projektu, aby na posiedzeniu Sejmu w środę lub czwartek mogło się odbyć drugie czytanie. Potem ustawa znowu wróciłaby do komisji, które opiniowałyby kolejne zgłoszone poprawki. Wpiątek byłoby możliwe trzecie czytanie, czyli ostateczne głosowanie.
Gdyby ten scenariusz został zrealizowany, to ustawa zostałaby skierowana do Senatu. Potem ewentualnie Sejm głosowałby nad poprawkami senatorów. Jeśli zaś Senat nie zgłosi propozycji zmian, to ustawa od razu idzie do podpisu prezydenta. Koalicji zależy na tym, aby proces legislacyjny zakończył się w lipcu i aby jeszcze prezydent Bronisław Komorowski złożył podpis pod ustawą, bo wtedy pójdzie ona na konto rządu.
Krzysztof Losz