GMO TYLNYMI DRZWIAMI
Nasz Dziennik 2015-07-18
Negocjowana w głębokiej tajemnicy umowa o wolnym handlu między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi (TTIP), a także podpisana, lecz nieratyfikowana jeszcze umowa z Kanadą (CETA) mogą postawić kraje należące do UE pod ogromną presją zarówno napływu modyfikowanej genetycznie żywności, jak również wprowadzania upraw GMO. USA dzierży bowiem palmę pierwszeństwa w stosowaniu transgenicznych wynalazków, a Kanada to również światowy potentat GMO zajmujący ex aequo z Indiami czwarte miejsce wśród największych producentów tych roślin. Razem z amerykańskim sąsiadem dysponuje ponad połową upraw GMO na świecie.
Epokowa umowa
Negocjacje w sprawie umowy handlowej USA – UE trwają od 2013 roku. Transatlantic Trade and Investment Partnership (TTIP), co się tłumaczy jako Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji, ma stać się największym globalnym porozumieniem gospodarczo-handlowym w dziejach świata obejmującym jedną trzecią światowego handlu, kraje wytwarzające ponad połowę globalnego PKB i 40 proc. światowej produkcji. Na mocy tej umowy ma powstać największa na świecie strefa wolnego handlu. Komisja Europejska przewiduje, że gospodarka Unii zyska na tym 119 mld euro rocznie (0,5 proc. unijnego PKB), choć inne wyliczenia mówią o czekającej kraje Unii destabilizacji, dezintegracji i utracie 600 tys., a nawet 1,3 mln miejsc pracy.
Jednym z najbardziej wrażliwych sektorów unijnej gospodarki mogącym nie sprostać amerykańskiej konkurencji jest rolnictwo. W USA średnia wielkość gospodarstwa rolnego wynosi ponad 180 ha, czyli dziesięciokrotnie więcej niż w UE i ponad dwudziestokrotnie więcej niż w Polsce. Daje to olbrzymią przewagę rolnikom amerykańskim, którzy w 75 proc. uprawiają wydajniejsze rośliny modyfikowane genetycznie. Zdaniem prof. Jana Szyszko, byłego ministra środowiska, umowa TTIP może okazać się niezwykle niebezpieczna dla polskiego rynku żywnościowego i rolnictwa, gdyż istnieje duże prawdopodobieństwo, że spowoduje napływ do Polski żywności dotowanej, produkowanej w niepolskich technologiach opartych na genetycznie modyfikowanych organizmach, mogącej stanowić zbyt dużą konkurencję dla polskiej żywności.
– Te reperkusje mogą iść dalej, powodując wzrost bezrobocia na polskiej wsi, presję ku likwidacji małych gospodarstw, a w sumie obniżenie bezpieczeństwa żywnościowego Polski – podkreśla prof. Szyszko. – Sprawa jest niezwykle poważna, gdyż domeną Polski powinna być produkcja żywności najwyższej jakości, i to Polska powinna produkować tę żywność jako eksporter przede wszystkim na rynki zachodnie.
Pod dyktando
Wśród 28 krajów uprawiających na skalę przemysłową rośliny genetycznie modyfikowane zdecydowanie przodują Stany Zjednoczone, których uprawy zajmują ok. 44 proc. całego światowego obszaru przeznaczonego pod GMO. W USA uprawy te zajmują ponad 73 mln ha, a więc prawie dwa razy więcej niż w drugiej co do wielkości obszaru upraw GMO Brazylii, gdzie pod tego rodzaju zasiew idzie ponad 40 mln ha. Kolejne miejsca zajmują Argentyna z 24,4 mln ha, Kanada i Indie – po 11,6 mln ha, a dalej Chiny 3,9 mln ha, Paragwaj 3,9 mln ha, Pakistan 2,9 mln ha, RPA 2,7 mln ha, Urugwaj 1,6 mln ha oraz Boliwia 1 mln ha.
Większość produkcji GMO w świecie to soja, kukurydza, bawełna i rzepak. Rośliny te przerabiane są przede wszystkim na pasze dla zwierząt gospodarskich, z dużej części powstają również biopaliwa. Ale uprawia się też m.in. zmodyfikowane dynie, papaje, buraki cukrowe, pomidory, ziemniaki, przeznaczone do bezpośredniego spożycia.
Choć w wielu krajach, w tym w liderujących tym uprawom Stanach Zjednoczonych, narasta opór przed ekspansją rolnictwa GMO, z danych międzynarodowej organizacji biotechnologicznej ISAAA wynika, że powierzchnia upraw GMO stale wzrasta. Wprawdzie w ubiegłym roku upraw GMO przybyło w granicach 3,6 proc., a więc stosunkowo niewiele wobec 10-procentowego wzrostu w 2010 r., ale i tak przyrost ten był szybszy o 0,6 proc. w stosunku do roku 2013. Od 1996 do 2014 r. powierzchnia upraw modyfikowanych genetycznie zwiększyła się z 1,7 mln do ponad 181 mln Europa z dużo większym dystansem niż Ameryka podchodzi do transgenicznych modyfikacji w rolnictwie. Unijne prawo dopuszcza obecnie jedynie uprawy kukurydzy MON810 firmy Monsanto. Występują one w pięciu krajach UE: Hiszpanii, gdzie znajduje się około 90 proc. wszystkich europejskich transgenicznych upraw, Portugalii, Czechach, Słowacji i Rumunii. Europejskie uprawy GMO kurczą się, choć obecnie już w nie tak skokowym tempie jak jeszcze kilka lat temu. W ubiegłym roku zanotowano 3-procentowy spadek powierzchni europejskich upraw GMO w porównaniu z rokiem 2013. Obecnie oscyluje ona w granicach znacznie poniżej 1 proc. światowych upraw GMO.
Modyfikacje genetyczne w skali globalnej, choć dotyczą już ogromnej liczby roślin, w 80 proc. polegają na wytworzeniu genetycznej odporności na chwastobójczy herbicyd Roundup oraz na spowodowaniu, że roślina sama syntetyzuje naturalny, zabójczy dla szkodników pestycyd – toksynę Bt.
Światowym potentatem GMO jest potężny amerykański koncern Monsanto Company, firma o strukturze międzynarodowej i historii sięgającej początków XX wieku, kontrolująca znaczną część rynku nasion genetycznie zmodyfikowanych i preparatów do ochrony transgenicznych upraw.
Kazus Monsanto stanowi jaskrawe zaprzeczenie lansowanej przez liberałów teorii, jakoby kapitał nie miał narodowości. Z ujawnionej przez portal WikiLeaks depesz wynika, że nacisk na wprowadzanie upraw GMO był jednym z priorytetów politycznych i handlowych dyplomatów USA na całym świecie, a po decyzji Francji o zakazie upraw kukurydzy GMO wyprodukowanej przez Monsanto ambasador Stanów Zjednoczonych w tym kraju wręcz wzywał administrację amerykańską do wszczęcia wojny handlowej z Europą.
– Odwołanie się do środków odwetowych pokaże jasno krajom Unii Europejskiej, że kontynuowanie obecnej polityki oznaczać będzie realne koszty dla ich interesów – pisał w jednej z depesz.
Nie odpuszczą GMO
Stany Zjednoczone są też największym producentem żywności modyfikowanej genetycznie. Szacuje się, że stanowi ona aż 70-80 proc. wszystkich produktów spożywczych na amerykańskim rynku. W przeciwieństwie do prawa Unii Europejskiej w USA nie obowiązuje nakaz informowania o tym fakcie na opakowaniu. O potędze lobby GMO przekonali się w 2012 r. mieszkańcy Kalifornii walczący o prawo do informacji, co tak naprawdę jedzą. Kilkadziesiąt firm wyasygnowało miliony USD na kampanię społeczną, w której przekonały większość konsumentów, że oznakowanie produktów żywnościowych pod względem obecności GMO nie ma sensu i wpłynie na podwyższenie ich ceny.
Gdy zabiegi te nie udały się w najmniejszym amerykańskim stanie Vermont, gdzie stanowy parlament uchwalił od 1 czerwca 2016 r. obowiązek oznaczania produktów GMO, koncerny zapowiedziały skierowanie sprawy do sądu.
Eksperci nie mają złudzeń, żeby tak kompleksowej umowy jak negocjowany od dwóch lat TTIP amerykańskie lobby GMO nie próbowało wykorzystać do tym razem skutecznej ekspansji na kontynent europejski. Wprawdzie Komisja Europejska zapewnia, że wszystkie dziś obowiązujące w eurolandzie przepisy w zakresie organizmów genetycznie modyfikowanych po wejściu w życie umowy pozostaną w mocy, łącznie z możliwością wprowadzenia zakazów przez poszczególne państwa członkowskie, ale jednocześnie zza oceanu płyną zgoła odwrotne sygnały.
– Nie mogę sobie wyobrazić, by USA zakończyły negocjacje albo by Kongres zaakceptował porozumienie, jeśli amerykańskie rolnictwo będzie w jakikolwiek sposób wykluczone – zwierzyła się Miriam Sapiro, odpowiedzialna za negocjacje z UE, była zastępczyni głównego przedstawiciela w rządzie USA ds. handlu w latach 2009-2014, a obecnie ekspert Brookings Institutions.
W toczących się w wielkiej dyskrecji i za zamkniętymi drzwiami negocjacjach TTIP problem GMO podobno wcale nie jest poruszany. Tak przynajmniej deklarują przedstawiciele KE. Zastanawia to senatora Jerzego Chróścikowskiego, przewodniczącego senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz członka Komisji Spraw Unii Europejskiej.
– Jeśli kwestia GMO została wyłączona z tych negocjacji, to znaczy, że w ramach umowy o wolnym handlu dopuszczono już całkowity obrót produktami zawierającymi GMO – uważa senator. – Bo jeśli my stawiamy pewne warunki, na które nie ma zgody, to one są negocjowane. Skoro GMO już jest poza negocjacjami, to znaczy, że strony wyraziły na tym etapie na nie zgodę.
Autor: Adam Kruczek