TOKSYCZNA UMOWA
Nasz Dziennik 2016-05-21
To ma być największa strefa wolnego handlu na świecie. Tak zapowiadają zwolennicy podpisania umowy handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską, oficjalnie nazywaną Transatlantic Trade and Investment Partnership (TTIP). Umowa ma objąć handel, usługi, inwestycje.
Treść TTIP przedstawiciele rządu USA i Komisji Europejskiej negocjują od czerwca 2013 roku. Jak dotąd odbyło się 13 rund spotkań, ostatnia pod koniec kwietnia w Nowym Jorku. Negocjacje są tajne i nie wiadomo, na jakie ustępstwa zgodziła się strona amerykańska, a na jakie unijna, chociażby w sprawie stawek celnych. Tajność rozmów budzi nie tylko zastrzeżenia, ale poważne obawy opinii publicznej, zwłaszcza w UE, bo jak wynika z przecieków negocjacyjnych, a także z oceny stanu gospodarek obu partnerów, dla Unii ta umowa może mieć odwrotne skutki niż te, które deklarują jej zwolennicy.
Nierówne szanse
Niekorzystny, a nawet niebezpieczny wpływ TTIP może mieć na rolnictwo unijne. Amerykanie bardzo mocno stawiają postulat radykalnej redukcji stawek celnych na towary rolno-spożywcze. Nie jest to przypadkowe, bo na tej operacji zyskałyby głównie USA. W sektorze rolnym zdecydowaną przewagę pod względem produktywności i konkurencyjności mają Stany Zjednoczone. Wynika to między innymi ze struktury gospodarstw rolnych. Amerykańskie rolnictwo to przede wszystkim wielkie farmy, a właściwie przedsiębiorstwa rolne, których właścicielem jest potężny biznes. Tylko firma Tyson Foods z branży mięsnej rocznie sprzedaje towary za 20 miliardów dolarów. W Unii duża część gospodarstw rolnych to gospodarstwa rodzinne.
Kolejna przewaga strony amerykańskiej to ceny energii. Własne złoża ropy i od niedawna rozpoczęta eksploatacja gazu łupkowego powodują, że koszty produkcji rolniczej w Stanach są znacznie niższe niż w Europie, uzależnionej od importowanych, zwłaszcza z Rosji, gazu i ropy. Do tego dochodzi narzucana przez Komisję Europejską polityka klimatyczna sprowadzająca się do rezygnacji z węgla i wprowadzania m.in. wyśrubowanych norm ograniczających ilości gazów cieplarnianych, takich jak np. azot, wytwarzanych przez zwierzęta hodowlane.
Jaki zakres może mieć liberalizacja ceł w handlu między USA a UE? Odpowiedzi na to pytanie można szukać w innej umowie – w CETA. To umowa o wolnym handlu Unii Europejskiej z Kanadą. Negocjacje zakończyły się w 2014 roku, teraz dokument czeka na ratyfikację przez poszczególne kraje członkowskie Wspólnoty. CETA znosi cła na 91,7 proc. produktów rolnych w imporcie do Kanady i 93,8 proc. w imporcie do UE.
W przypadku TTIP odsetek towarów, na które zniesiono by cła, może być jeszcze większy, bo Unia w negocjacjach zaproponowała ograniczenie produktów wrażliwych do 3 proc. W CETA Unia wynegocjowała zapisy mówiące o tym, że liberalizacja ceł we wzajemnym handlu nie wpłynie na bezpieczeństwo żywności oraz zdrowie ludzi. Towary, które nie spełniają unijnych wymogów jakościowych czy sanitarnych, nie będą importowane.
Schabowy na hormonach
O takie rozwiązanie w umowie ze Stanami Zjednoczonymi będzie raczej trudno. Amerykanie, jak wynika z ujawnionych na początku maja przez Greenpeace poufnych dokumentów negocjacyjnych, nie zamierzają dostosować się do unijnych standardów jakości żywności. Wręcz przeciwnie, dążą do obniżenia tych wymogów i oczekują, że Unia zgodzi się na wpuszczenie na swoje rynki wołowiny i wieprzowiny, przy których produkcji w USA stosuje się hormony wzrostu. A to w UE jest zabronione. Stany Zjednoczone domagają się także otwarcia unijnych rynków na mięso drobiowe odkażane przy zastosowaniu substancji na bazie chloru. Metoda ta w Unii jest zakazana.
I wreszcie sprawa GMO. Tu jest szczególny nacisk na wpuszczenie do Unii zmodyfikowanych zbóż, zwłaszcza kukurydzy. Ponadto w Stanach Zjednoczonych nie ma obowiązku informowania o tym, że dany produkt żywnościowy zawiera GMO.
Stosowanie takich metod znacznie obniża koszty produkcji, generuje zyski koncernów żywnościowych, ale z drugiej strony wpływa na zdrowie konsumentów. I tego między innymi obawiają się Europejczycy. Dlatego manifestacje przeciw TTIP przyciągają coraz więcej osób. Tylko w Niemczech poparcie dla umowy ze Stanami Zjednoczonymi spadło do 17 proc. z 55 proc. w 2014 roku. Jest to o tyle wymowne, że to właśnie Niemcy spośród wszystkich krajów unijnych mogłyby najbardziej skorzystać na TTIP. Umowa, znosząc cła, otwierałaby szeroko amerykański rynek na niemieckie auta, o co zabiegała bardzo mocno Angela Merkel.
Jednoznaczne „nie” dla amerykańskich żądań w sprawie obniżenia jakości produktów żywnościowych mówi François Hollande. – Nigdy nie zaakceptujemy podważania zasad istotnych dla naszego rolnictwa, naszej kultury, wzajemności w dostępie do publicznych rynków – oświadczył francuski prezydent. Ta dość jednoznaczna wypowiedź nie dziwi, bo to francuscy rolnicy zdecydowanie protestują przeciwko TTIP, i to nie tylko z powodu obniżenia stawek celnych. USA nie godzą się na wprowadzenie do umowy oznaczeń geograficznych (GI), czyli zapisów chroniących produkty regionalne. Przykładowo – w UE ser feta jest chroniony jako produkt wytwarzany w konkretnym miejscu i według szczegółowo określonego sposobu. W USA ten sam ser uznany jest za rodzaj produktu i może być wytwarzany właściwie wszędzie. Brak w umowie GI to dla Francji ogromne straty.
Cios w polskich rolników
Skoro przyjęcie TTIP będzie miało poważne konsekwencje dla unijnego rolnictwa, tym bardziej skutki umowy będą odczuwalne dla polskich rolników. Problem ten dostrzega ministerstwo rolnictwa. Minister Krzysztof Jurgiel w „Polskim punkcie widzenia” w Telewizji Trwam zwracał uwagę na niekorzystny kierunek negocjacji umowy handlowej z USA. Tym bardziej że Stany Zjednoczone nalegają na odstąpienie Unii od wspierania rolnictwa między innymi poprzez dopłaty bezpośrednie.
Ministerstwo rolnictwa w oficjalnym stanowisku Polski zaprezentowanym na lutowym posiedzeniu Rady UE ds. Rolnictwa i Rybołówstwa krytycznie oceniło intensyfikację negocjacji, uznając, że „stanowią one zagrożenie dla unijnego sektora rolnego, w szczególności dla europejskiego modelu rolnictwa”. Te zagrożenia podnoszą także rolnicze związki zawodowe. – Umowa, jeśli wejdzie w życie, może spowodować upadek wielu drobnych gospodarstw, szanse na konkurowanie z amerykańskimi farmerami będą mieć tylko wielkoobszarowe gospodarstwa – zauważa Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI „S”.
TTIP może okazać się szczególnie niebezpieczna zwłaszcza dla polskich hodowców bydła, trzody chlewnej oraz drobiu. Swoje obawy już zgłaszają przetwórcy mięsa. Mówią, że zyskamy tyle co nic, a stracimy wiele, bo głównym beneficjantem umowy będą amerykańskie koncerny.
Dariusz Pogorzelski