WZNOWIONE PROTESTY
NASZ DZIENNIK 2023-01-30
Najbliższe dni zadecydują o tym, czy protest rolników NSZZ RI „Solidarność" rozleje się na cały kraj.
Sprawa jest niezwykle ważna, gdyż dotyczy stabilności polskiego rynku zboża, a przez to i całego systemu bezpieczeństwa żywnościowego. Zalew Polski zbożem z Ukrainy doprowadził do tego, że polscy rolnicy mają duże problemy z jego sprzedaniem. Nad Polską unosi się widmo dużego, ogólnokrajowego strajku. Pierwsza jego odsłona miała miejsce 17 stycznia, gdy w Świnoujściu protestowała rolnicza „Solidarność" z województwa zachodniopomorskiego. Możliwe, że już 3 lutego rolnicy z tego samego województwa zainicjują nową odsłonę protestu. Podjęli oni decyzję o rozpoczęciu protestu kroczącego. Systematycznie mają do nich dołączać kolejne województwa.
Rolnicy zamierzają wyjechać ciągnikami na drogi i tworzyć długie kolumny. W ten sposób znacznie utrudnią poruszanie się po nich. Możliwe, że będą także organizowane lokalne pikiety. W samym tylko województwie zachodniopomorskim do protestów przyłączyli się rolnicy z 12 powiatów. - Na razie ważne jest, aby zachować ostrożność. Utworzyliśmy pogotowie strajkowe i zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie protestu kroczącego. Sprawa jest bardzo poważna, jednak ja nie chcę przesądzać, czy do protestu dojdzie i czy obejmie on cały kr aj - mówi „Naszemu Dziennikowi" Tomasz Obszański, przewodniczący NSZZ RI „Solidarność".
Co zdecyduje Bruksela
Najbliższa przyszłość polskiego rolnictwa rozstrzygnie się nie w kraju, ale w Brukseli. Dzisiaj unijni ministrowie rolnictwa spotkają się na wspólnym posiedzeniu, podczas którego rozmawiać będą o imporcie ukraińskiego zboża. - Mamy zapewnienia wicepremiera Henryka Kowalczyka, że przedstawi nasz punkt widzenia w Brukseli i będzie szukał sojuszników do przeprowadzenia rozwiązań, które pozwolą odetchnąć polskiemu rolnictwu. Dalsze kroki, które podejmiemy, uzależniamy od wyników dzisiejszych rozmów - wskazuje Tomasz Obszański.
Jak dodaje, determinacja rolników jest tak duża, że są gotowi walczyć o swoją przyszłość także w Brukseli. - Czekamy na to, co wicepremier przywiezie do kraju. Jeżeli będzie taka konieczność, to sami jesteśmy gotowi jechać do Brukseli i tam domagać się respektowania naszych praw. To, co się dzisiaj dzieje w polskim rolnictwie, to w bardzo dużej części efekt decyzji Unii Europejskiej. Jeżeli Komisja Europejska chce uchodzić za organ poważny, to musi wziąć też na siebie ciężar odpowiedzialności za bieżącą sytuację - podkreśla Tomasz Obszański.
Zdestabilizowany rynek
I tak od 4 czerwca 2022 r. obowiązują zliberalizowane przepisy w kontaktach handlowych z Ukrainą. Mają one obowiązywać przez rok - do czerwca 2023 r. Jest to efekt wojny na Ukrainie. Ten kraj był jednym ze światowych liderów produkcji zboża. Wraz z rosyjską agresją jego możliwości eksportowe znacznie spadły, a przez to wiele krajów - głównie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej - zaczęło obawiać się głodu.
- Problemem okazało się jednak, że to zboże, zamiast trafiać do krajów potrzebujących, zalało rynki krajów graniczących z Ukrainą. Mamy informacje, że Komisja Europejska analizuje bieżącą sytuację i sprawdzi, czy jest sens, aby granice na ukraińskie zboże były dalej otwarte. Osobiście nie jestem optymistą - obawiam się, że wojna na Ukrainie będzie jeszcze długo trwać, a po stronie Ukrainy i Brukseli nie ma dobrej woli, aby ten problem rozwiązać -wyjaśnia nam Jerzy Chróścikowski z senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Problemy z zalewem tynków zbożem z Ukrainy - obok Polski - odczuwają również Węgrzy i Rumuni. I rumuńscy rolnicy -podobnie jak polscy - wskazują, że program pomocy Ukrainie w eksporcie zboża doprowadził do tego, że balansują na granicy opłacalności, a wielu z nich już musiało ogłosić bankructwo.
- To jest też problem braku solidarności między rolnikami a przedsiębiorcami. Bo gdy tylko się okazja do tego, aby zarobić większe pieniądze, to przedsiębiorcy sięgnęli po zboże z Ukrainy, całkowicie ignorując polskich rolników oraz to, jaki ta sprawa będzie miała wpływ na całą polską gospodarkę - zauważa Jerzy Chróścikowski. Ubolewa nad tym, że rolnicy i przedsiębiorcy nie tworzą jednego systemu, który pozwalałby bogacić się nam wszystkim.
Poszukiwanie rozwiązania
Skalę problemu potwierdzają dane. Od początku lipca, a więc od początku sezonu, Polska zaimportowała 1,25 mln ton kukurydzy, 750 tys. ton rzepaku i 650 tys. ton pszenicy. Są to jedynie dane oficjalne - udostępnione przez Komisję Europejską. Skala tego zjawiska może być dużo wyższa, gdyż strona ukraińska mówi o wyższych szacunkach. - I teraz sami zostaliśmy z problemem, który powinien być rozwiązany przez całą Unię Europejską. Obiecywano stworzenie korytarzy solidarnościowych, które miały pomóc w eksporcie ukraińskich płodów do krajów potrzebujących, a ich nie ma. Skoro więc Europa składała daleko idące deklaracje, to niech teraz pomoże oczyścić polski rynek z ukraińskiego zboża - zwraca uwagę Tomasz Obszański. Jak informuje, resort rolnictwa zastanawia się nad dofinansowaniem przechowywania zboża. Jednak do opracowania szczegółów jeszcze daleko. - Mamy świadomość tego, że jesteśmy krajem graniczącym z Ukrainą, gdzie toczy się wojna, a przez to ponosimy konsekwencje kraju frontowego. Wiemy też to, że swój wpływ na sytuację w naszym kraju ma Unia Europejska. To są problemy, których nie da się łatwo ominąć. Polska bardziej niż protestów potrzebuje konkretnych rozwiązań. I dlatego 0 dalszych krokach zadecydujemy w ciągu najbliższych dni, a może nawet godzin. Po kolejnym spotkaniu z wicepremierem Henrykiem Kowalczykiem - dodaje Tomasz Obszański.
Drogie nawozy
Zdaniem „Solidarności" RI sytuację rolników znacznie poprawiłoby szybkie uruchomienie tanich kredytów, gdyż tylko dzięki temu będą mogli ruszyć z wiosenną produkcją. - Nie rozwiążemy bieżących problemów, gdy ceny nawozów będą dalej tak wysokie. Rozumiem, że za ich produkcję w kraju odpowiadają głównie spółki Skarbu Państwa i one potrzebują ogromnych zysków. Ale niech spojrzą na problem szerzej. Jesteśmy kluczowym elementem w zapewnieniu bezpieczeństwa żywnościowego całego kraju i powinniśmy mieć zagwarantowaną przystępną cenę nawozów - wskazuje Tomasz Obszański.
I jak ocenia, gdyby wicepremierowi Henrykowi Kowalczykowi udało się wprowadzić dopłaty do przechowywania zboża, to byłaby to już znacząca pomoc dla rolników. - Jestem dobrej myśli. Widzę wolę porozumienia. Premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Henryk Kowalczyk są pozytywnie nastawieni do rolników. Kłopotliwe jest to, że nie ma pomysłów na rozwiązanie bieżących problemów. A jest to sytuacja o tyle kuriozalna, że jednak resort rolnictwa zatrudnia potężną armię urzędników, która przecież od tego jest - podnosi przewodniczący NSZZ RI „Solidarność".
Rolnicy z entuzjazmem patrzą także na pomysł zwiększenia produkcji trzody chlewnej. Jak twierdzą, gdyby to się udało, to polskie zboże mogłoby zostać przeznaczone na pasze, a tym samym wiele gospodarstw uchroniono by przed upadkiem.
Rafał Stefaniuk