Za mięso zapłacimy więcej
Dziennik 2006-08-07
Polska może zakazać sprowadzania pasz genetycznie zmodyfikowanych. Będzie nas to słono kosztowało.
Będziemy jeść zdrowo, ale drogo, bo Sejm postarał się o to, by z polskiego mięsa wyplenić genetykę. Drożyzna to tylko jeden z efektów zdrowej jak rzepa żywności. Drugim będzie wojna z Unią Europejską.
Wyruszymy na nią, jak tylko prezydent podpisze ustawę o paszach. Ma jeszcze na to tydzień. Ustawa z pozoru wygląda tak jak każda inna, ale tyka w niej bomba. Jest nią zakaz produkcji i karmienia zwierząt paszami genetycznie modyfikowanymi.
Kłopot w tym, że prawie wszystkie europejskie, czyli także polskie świnie, krowy i kury rosną od dawna na paszy ze śruty sojowej, której wcale nie stworzyła matka natura. Do tego polski klimat nie służy soi. Głównym jej producentem jest Ameryka Południowa. Aż 85 proc. upraw to soja zmodyfikowana genetycznie GMO (gene-tically modified organism), która dzięki ingerencji nauki rośnie szybciej i zawiera więcej białka niż rośliny wykształcone na drodze naturalnej ewolucji. Światowy rynek śruty to 150 mln ton, z czego polskie zwierzęta zjadają około 1,8 mln ton rocznie. Nawet 90 proc. zwierząt hodowlanych na świecie jest karmionych paszami GMO.
Burza na światowym rynku soi rozpęta się na dobre za dwa lata, kiedy minie okres vacatio legis na przepis o paszy genetycznie modyfikowanej. Podwyżkę pasz mamy jak w banku, a to znaczy, że wzrośnie również cena mięsa. Tona śruty GMO na światowych giełdach kosztuje około 700 zł, tradycyjna jest około 100 zł droższa. - Problem w tym, że śruty niemodyfikowanej genetycznie produkuje się na świecie ledwo około 20 min ton - tłumaczy Bohdan Judziński, prezes Izby Zbożowo-Paszowej. Jeśli Polska nagle zamówi kilka milionów ton, to cena drastycznie skoczy. Do tego, żeby wyprodukować tonę mięsa, potrzeba dwa razy tyle paszy, ale tej niezmodyfikowanej znacznie więcej. - Koszty produkcji wzrosną o 30 - 50 proc. -ostrzega Witold Choińslri ze Związku Producentów, Importerów i Eksporterów Mięsa "Polskie Mięso".
Ale to nie koniec kłopotów. Takiego zakazu nie ma w Unii, a to znaczy, że Polska nie może zabronić wjazdu na swój teren pasz, którymi można handlować w innych państwach europejskich. Grozi nam więc wielka wojna z Brukselą. O konflikcie z Unią jest przekonany wicemarszałek Sejmu Wojciech Olejniczak z SLD. - Władze UE wymuszą na Polsce zdrowy rozsądek. Bruksela będzie nam wytykać niezgodność prawa z unijnymi rozwiązaniami - przekonuje Olejniczak. Wtóruje mu Jerzy Wojciechowski, ekspert prawa unijnego. - Możemy zablokować import tylko w wyjątkowych przypadkach, kiedy w grę wchodzi zagrożenie bezpieczeństwa - tłumaczy.
A takiego zagrożenia nie ma, bo nawet spece od zdrowej żywności przyznają, że modyfikowana soja nie jest problemem. Prof. Krystyna Gutkowska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego potwierdza, że nie ma jakichkolwiek badań na świecie, które dowodzą, że pasze genetycznie modyfikowane są szkodliwe.
Skąd zatem taka troska parlamentu o zdrowie Polaków? Przyczyna tkwi w polityce, a dokładniej –w obietnicach wyborczych PiS, które obiecywało, że nasz kraj będzie wolny od genetycznie modyfikowanej żywności. Jerzy Chróścikowski, senator PiS, który zgłosił poprawkę do ustawy, przekonuje, że zakaz wynika także z troski o nasze gusta kulinarne. - Wyroby z tradycyjnie hodowanej świni są smaczniejsze. Moja trzoda jest karmiona bobikiem -chwali się Chróścikowski. Senator jednak nie policzył, czy karmienie bobikiem jest ekonomicznie uzasadnione.