Tylko zmiany strukturalne mogą wzmocnić polskie rolnictwo
Dziennik 2008-02-15
DEBATA O sytuacji w polskim rolnictwie politycy i eksperci dyskutowali podczas debaty "WSJ Polska", TV Biznes i Radia PiN
Trzeba mocniej niż do tej pory postawić na rozwój spółdzielczości rolniczej. Powoli obserwujemy w Polsce zrzeszanie się rolników w takie grupy producenckie, czemu sprzyjają wprowadzane stopniowo zmiany prawne
Rolnicy protestują, a tymczasem dla mieszkańców miast ich żądania są niezrozumiałe.
Trudno im pojąć, dlaczego rolnicy produkują, chociaż jest to nieopłacalne, i z jakiego powodu rząd ma gwarantować im lepszą cenę, dopłacając z pieniędzy publicznych. Unia Europejska i jej państwa członkowskie dopłacają rolnikom do produkcji, eksportu i paliwa, rolnicy płacą także bardzo niskie podatki, a mimo to narzekają na trudne warunki.
Dlaczego rolnikom ma się należeć więcej niż innym? Czy są jakieś powody, dla których mamy ich chronić? Dokąd zmierza unijne rolnictwo? Te właśnie pytania stawiano podczas kolejnej debaty zorganizowanej przez TV Biznes i "WSJ Polska" we współpracy z Radiem PiN. W studiu TV Biznes o wyzwaniach stojących przed polskim i unijnym rolnictwem w środę, 13 lutego rozmawiali politycy: Kazimierz Plocke z Platformy Obywatelskiej, Krzysztof Jurgiel z Prawa i Sprawiedliwości, Krzysztof Matyjaszczyk z Lewicy i Demokratów, Mirosław Maliszewski z Polskiego Stronnictwa Ludowego wraz z ekspertami. Debatę poprowadzili: Joanna Wrześniewska-Zygier i Robert Bernatowicz.
- Podstawowym pytaniem, jakie zadaje sobie przeciętny człowiek, patrząc na protesty rolników, jest: po co produkować, skoro się nie opłaca?
KRZYSZTOF JURGIEL: Jesteśmy członkami Unii Europejskiej, a Wspólnota już w latach 60. przyjęła pewne zasady wspólnej polityki rolnej. Jej celem było dostarczenie taniej i zdrowej żywności mieszkańcom ówczesnych sześciu państw wchodzących w skład Wspólnoty. Postanowiono wówczas dotować produkcję rolną. Odkąd Polska weszła do Unii Europejskiej, ten system wprowadzany jest także w Polsce. Wszelkie dotacje i inne wsparcie dla rolników mają na celu to, aby produkty rolne nie drożały i były dostępne na rynku.
Rolnictwo jest tym działem, który ma przede wszystkim wyprodukować żywność o określonym standardzie i wprowadzić ją na rynek. Ilość produkcji regulowana jest rynkowo, co od 1989 r. w coraz większym stopniu dotyczy także Polski. Oczywiście jest wiele kłopotów, które musimy pokonywać, jednakjesteśmy na dobrej drodze. Potrzebujemy trochę czasu, abyśmy nauczyli się produkować według określonych standardów i w określonych warunkach ekonomicznych.
MIROSŁAW MALISZEWSKI: Rolnicy mają prawo, podobnie jak inne grupy zawodowe, wyrażać swoje niezadowolenie z obecnej sytuacji na rynku. Z drugiej strony muszą zdawać sobie sprawę z tego, że dziś mamy wolny rynek. Państwo czy rząd, ten czy poprzednie, nie dysponowały takimi mechanizmami, aby wpłynąć ad hoc na wzrost cen chociażby żywca wieprzowego. Trzeba wprowadzić wiele mechanizmów, przyjrzeć się rynkowi i tak planować produkcję oraz pozyskiwanie nowych rynków zbytu, aby w myśl prawa podaży i popytu spowodować podniesienie tych cen.
KRZYSZTOF MATYJASZCZYK: Rolnicy muszą pamiętać podczas takich protestów, że ten problem, z którym wychodzą teraz na ulicę, był również odczuwamy za czasów rządów RS. Przez to, że zabrakło konkretnych działań ze strony obu rządów, problem cen do dziś nie został rozwiązany. Protesty rolników są racjonalną odpowiedzią na nieracjonalne zachowanie przedstawicieli rządu. Ministerstwo Rolnictwa jak dotąd nie przedstawiło żadnego projektu ustawy, która by dotyczyła resortu rolnictwa.
- Po co tak naprawdę był protest w Warszawie, skoro prowadzono już wcześniej rozmowy z ministrem Sawickim? Czy to nie tak, że skoro wszystkie grupy protestują, to nadszedł czas także na rolników?
JERZY CHRÓŚCIKOWSKI, przew. NSZZ RI "Solidarność", senator PiS: Rozmowy były, można powiedzieć, sondażowe i były próbą odsunięcia protestu. Do Warszawy rolników ściągnął sam problem i widmo bankructwa, które ich czeka. Jeśli taki rolnik codziennie odstawia kilkaset tuczników, a na każdym z nich traci po 100 - 150 zł, to łatwo policzyć, jakie koszty ponosi. A z taką sytuacją mamy do czynienia już od dawna. Rolnicy nie chcą, by mieszkańcy miast musieli dopłacać do ich działalności. Chodzi o to, że Polska produkuje bardzo tanio w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Jest to żywność najlepsza na całym wspólnotowym rynku, dlatego jest bardzo poszukiwana i wielka jej część trafia na eksport, a do naszego kraju sprowadzana jest żywność z zagranicy. To pokazuje, że wcale nie ma nadprodukcji, a niskie ceny nie wynikają z rosnącego importu. Żywność sprowadzają te same koncerny spożywcze, które przetwarzają żywność zarówno w Polsce, jak w innych krajach Unii Europejskiej i są zainteresowane importem do Polski swoich nadwyżek z Irlandii czy Danii.
WITOLD HOIŃSKI, prezes związku Polskie Mięso: W całej Unii Europejskiej mamy teraz do czynienia z taką sytuacją. Ceny w Polsce nie są wcale najniższe, kształtują się na średnim unijnym poziomie. Nie jest też do końca prawdą, że mamy otwarte rynki zbytu. Naszym głównym rynkiem eksportowym po 2004 r. stała się Unia Europejska i tam lokowaliśmy ponad 60 proc. naszego eksportu żywności. Tyle że w 2006 r. kurs euro do złotówki wynosił 4,11 zł za euro, a dzisiaj mamy 3,50 zł za euro. Kraje trzecie, w których powinniśmy być obecni - Rosja, Białoruś, Ukraina, gdzie lokowaliśmy ponad 20 proc. eksportu, dzisiaj są zamknięte.
KAZIMIERZ PLOCKE: To nie jest problem, który można rozwiązać jedną decyzją. Nawet Unia Europejska nie poradziła sobie jeszcze z tą kwestią. To długi proces. Przede wszystkim potrzeba zmiany struktury gospodarstw rolnych w Polsce. Po drugie trzeba doprowadzić do tego, by powstawały grupy producenckie, które będą dbały o interes producentów. Obowiązkiem państwa jest stworzyć prawo, które zachęci rolników do zrzeszania się w takie grupy.
- W skupie za kilogram mięsa rolnik dostaje 3,40 zł. Dlaczego ceny na sklepowych półkach są nieporównywalnie wyższe?
MIROSŁAW MALISZEWSKI: Różnica pomiędzy ceną, którą otrzymuje rolnik, a tą, którą konsument płaci w supermarkecie, jest dzisiaj pobierana przez różnych pośredników na rynku, w pewnym stopniu także przez przetwórców żywności. Pośrednikom absolutnie nie zależy na tym, by część swoich zysków oddać producentom. Rolnik musi powoli przejmować poszczególne elementy dystrybucji produktu - częściowo przetwórstwo, ale także sprzedaż. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wzorem innych krajów europejskich - tych, z których dzisiaj importujemy mięso i przetwory z mięsa wieprzowego - miejsca te zajmowali rolnicy. Trzeba więc mocniej niż do tej pory postawić na rozwój spółdzielczości. Powoli obserwujemy takie właśnie zrzeszanie się rolników, któremu towarzyszą stopniowe modyfikacje prawne sprzyjające producentom.
WITOLD HOIŃSKI: Ceny produktów mięsnych po 1991 r. wzrosły najmniej, natomiast koszty ich wyprodukowania wzrosły najbardziej, w tym koszty pracy kilkakrotnie.
- A może na rynku mamy do czynienia ze zmową cenową?
WIESŁAW ŁOPACIUK, Instytut Ekonomiki Rolnictwa Uniwersytetu Warszawskiego: Od odpowiedzi na to pytanie mamy specjalne organy w kraju, które na pewno zajmą się tą sprawą i stwierdzą, czy na rynku istnieje zmowa cenowa. Nie ulega wątpliwości, że pozycja przetargowa rolników, jeżeh chodzi o ścieranie się interesów na rynku, jest o wiele słabsza niż zakładów przemysłowych. Główną przyczyną niezadowolenia producentów trzody chlewnej jest też to, że gdy ceny zbóż w ciągu dwóch ostatnich lat wzrosły blisko dwukrotnie, w ich branży do podobnego zjawiska nie doszło.
KRZYSZTOF JURGIEL: Na pewno jest kilka powodów, dla których produkcja rolników jest nieopłacalna. Na pewno w lepszej sytuacji znajdują się choćby rolnicy w Danii, którzy są właścicielami zakładów przetwórczych i dla nich liczy się końcowa cena produktu.
WITOLD CHOIŃSKI: Kiedy padają zarzuty o zmowę cenową, to można mówić tylko o zmowie rolników ze starej części Unii Europejskiej przeciwko rolnikom polskim, ponieważ produkują taniej i tę tańszą produkcję sprzedają na nasz rynek. Poza tym to tylko w Danii rolnicy są właścicielami owych spółdzielni i zakładów mięsnych. Tyle że jeśli dana firma nie wypracuje zysku, rolnik nie dostanie z tego dywidendy, a wszystkie dochody zostaną przeznaczone na inwestycje.
- Kiedy na czele protestu rolników widzi się senatora PiS, pojawia się pytanie, czy nie jest to tylko gra polityczna?
KRZYSZTOF MATYJASZCZYK: Jeśli mamy pomóc rolnikom, musimy oddzielić politykę od rzeczowego podejścia do gospodarki. Część z tych protestów na pewno jest grą polityczną. Jednak problem rolnictwa istnieje i powinniśmy o nim mówić i wspólnie znaleźć sposób na wyprowadzenie tego sektora z kłopotów. Jedna z propozycji już padła: rolnicy jak najszybciej powinni się zrzeszać w spółdzielnie, które będą produkowały, przetwarzały i sprzedawały żywność. One będą w stanie konkurować z tymi przetwórcami, którzy zawyżają ceny.
- Czy Unia Europejska, wspierając rolników, tak naprawdę nie doprowadzi do ich bankructwa?
MIROSŁAW MALISZEWSKI: Unia, przyjmując mechanizmy wspierania producentów żywności, chciała osiągnąć dwa cele. Z jednej strony zapewnić Europie bezpieczeństwo żywnościowe i relatywnie niskie ceny, a z drugiej chciała zadbać o opłacalność produkcji dla rolników.
KAZIMIERZ PLOCKE: W Unii Europejskiej jesteśmy od 2004 r., więc dopiero uczymy się wspólnej polityki rolnej. Dopłaty są potrzebne po to, aby wyrównać koszty produkcji. A więc mylące jest to, że są to jakieś dodatkowe dochody dla rolników.
KRZYSZTOF JURGIEL: Często mówimy o bezpieczeństwie energetycznym kraju i dywersyfikacji źródeł energii. Musimy także mówić o bezpieczeństwie żywnościowym, a to zapewnić nam mogą tylko polscy rolnicy, którzy na tej ziemi od wieków produkują żywność. Państwo wprowadziło nas do Unii Europejskiej na pewnych warunkach i tak samo państwo musi teraz zabiegać o to, aby warunki te zapewniały rolnikom chociaż minimalną opłacalność produkcji.
Opracował: Mariusz Herma