Gospodarstwa rodzinne zagrożone

Nasz Dziennik 2009-09-14

Rolnictwo znajduje się w głębokim kryzysie: spadają dochody większości gospodarstw, przestaje być opłacalna produkcja zboża, mleka, owoców. A nawet to, co teraz wydaje się dochodowe, jak hodowla trzody chlewnej, za rok może znowu okazać się działalnością przynoszącą straty. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kryzys uderza przede wszystkim w gospodarstwa rodzinne, dla których rolnictwo jest jedynym źródłem utrzymania. To właśnie one miały stanowić o sile naszego rolnictwa, miały być jego fundamentem, a teraz wielu z nich grozi bankructwo. Jeśli sytuacja na rynku szybko się nie zmieni, nasze rolnictwo po prostu upadnie i staniemy się importerem żywności.

Naszych rolników do dobrobytu miało doprowadzić członkostwo w Unii Europejskiej. Doskonale wykorzystaliśmy szansę w postaci otwartych granic wewnątrzunijnych (mniejsze znaczenie mają dopłaty bezpośrednie, które rolnicy z nowych krajów członkowskich mają znacznie niższe niż w starej UE - 15) i dzięki wzrostowi eksportu rosły ceny płodów rolnych i dochody rolników, ale teraz okazało się, że Unia jest bezradna w walce z kryzysem. Rolnicy z przerażeniem patrzą, jak dostają po kieszeni wraz z drastycznym spadkiem cen skupu. W dodatku wiele wskazuje na to, że w kolejnych latach Bruksela, pod naciskiem najbogatszych krajów członkowskich, może znacznie ograniczyć wsparcie dla rolnictwa i tym samym skazać wiele polskich gospodarstw na upadek. Oczywiście jest to skrajnie pesymistyczny scenariusz, ale nie ma pewności, czy się nie ziści. Wszystko wyjaśni się w ciągu 2-3 lat. Oby wtedy kryzys był już za nami.

Ze znacznym spadkiem dochodów rolników mieliśmy do czynienia na początku lat 90. Tak zwana reforma Balcerowicza spowodowała nie tylko upadek Państwowych Gospodarstw Rolnych (PGR), ale również zachwiała podstawami wielu gospodarstw indywidualnych. To wtedy dochodziło do dantejskich scen, gdy komornicy wkraczali do nowoczesnych, rozwojowych gospodarstw, aby je zlicytować. Wówczas jednak rolników przygniatały nie tylko spadające ceny produktów rolnych w stosunku do kosztów ich produkcji, ale o wiele większe znaczenie miało gwałtowne podniesienie stóp procentowych kredytów rolniczych. Teraz problemem są niemal wyłącznie bardzo niskie ceny skupu.

A było tak dobrze...

Doktor Mariusz Hamulczuk z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej wyliczył, że w latach 20032006 nastąpił znaczny, bo blisko 250proc. wzrost dochodów rolniczych, przy czym sama produkcja rolna wzrosła w tym czasie tylko o 50 procent. Hamulczuk wyjaśniał, że powodem tego był wzrost cen skupu i wypłacanie od 2004 roku dopłat bezpośrednich. Te drugie dochody są stałe, bo niezależne od rynku. Rekordowy był jednak rok 2007, gdy w wielu sektorach wzrost rolniczych dochodów wynosił kilkadziesiąt procent w skali roku. Właściciele gospodarstw otrzymywali wtedy bardzo dobre ceny na mleko, zboże, owoce, warzywa, mięso drobiowe. - Ale dopiero w 2007 roku dochody rolników osiągnęły poziom tych z roku 1995 - podsumowywał minister rolnictwa Marek Sawicki, wskazując, jak szybko kryzys z ubiegłego roku zniszczył te dobre i trwałe wydawało się perspektywy.

Wedle wyliczeń ekonomistów przeciętny dochód na jednego zatrudnionego w rolnictwie w 2007 roku wyniósł jednak tylko 12 tys. zł - bez wliczania do tego dopłat bezpośrednich. Tylko, bo to oznacza 1000 zł miesięcznie - nie jest to więc kwota oszałamiająca. Oczywiście były działy rolnictwa (jak produkcja zbóż i mleka), gdy dochody w 2007 roku były naprawdę bardzo wysokie (ponad 100 tys. zł na jednego zatrudnionego), ale średnia była bardziej niż przeciętna w stosunku do zysków osiąganych w sektorze przemysłowym.

Przyczyną tego boomu w rolnictwie była jednak nie unijna czy krajowa polityka, ale głównie koniunktura na światowych rynkach i działalność spekulantów, którzy chcieli zarobić miliardy na handlu produktami rolnymi (skoro udawało się na ropie i gazie...) i skupowali je w dużych ilościach, sztucznie nadmuchując ten balon. Gdy jednak rynek się załamał, okazało się, że zarówno nasz rząd, jak i Unia Europejska (zwłaszcza ona), nie potrafią zaradzić kryzysowi, nie są w stanie skutecznie pomóc rolnikom, aby uratować ich przed upadkiem. Stan zapaści wręcz się pogłębia.

Wszystko jest tanie

Już na początku 2008 roku pojawiły się pierwsze oznaki recesji, choć akurat w Polsce były one mocno zagłuszane przez "świńską górkę", która spowodowała znaczny spadek cen skupu mięsa wieprzowego i strajki producentów trzody. Był nawet taki moment, gdy za kilogram tucznika płacono rolnikom nieco ponad 2 złote. Teraz ceny są ponad dwa razy wyższe, ale zostało to osiągnięte dzięki wybiciu 6-7 mln świń i rezygnacji wielu rolników z hodowli - i mamy "świński dołek". W efekcie pogłowie trzody wróciło do stanu z przełomu epok dwóch komunistycznych genseków: Gomułki i Gierka. Kiepski to powód do dumy. W dodatku rolnicy boją się, że teraz pogłowie świń zacnie szybko rosnąć (skoro sprzedaż wieprzowiny przynosi spore dochody) i w 2010 roku znowu ceny skupu z powodu dużej podaży znacznie spadną i kryzys na nowo da znać o sobie w tej branży.

- Oprócz hodowli trzody, dochodowa jest też hodowla bydła mięsnego, drobiu. Ale już uprawa zbóż, owoców, produkcja mleka są kompletnie nieopłacalne - mówi poseł Mirosław Maliszewski (PSU, prezes Związku Sadowników RP Maliszewski podaje jako przykład sytuację sadowników. Drugi rok z rzędu ceny skupu wiśni czy jabłek przemysłowych nie pokrywają nawet w połowie kosztów ich produkcji. - Jeszcze w 2007 roku za litr mleka płacono nam od 1,50 do nawet ponad 2 złotych. Teraz jest dobrze, gdy litr kosztuje 80 groszy - podkreśla Anna Skómicka, która z ojcem prowadzi specjalistyczne gospodarstwo nastawione na hodowlę bydła mlecznego. Senator Jerzy Chróścikowski (PiS), przewodniczący rolniczej "Solidarności", wskazuje na dramatyczną sytuację producentów

zbóż. Tona pszenicy kosztuje oficjalnie prawie 500 zł, ale w wielu regionach kraju trudno uzyskać taką cenę, zazwyczaj jest to tylko około 400 złotych. Za tonę żyta można dostać co najwyżej nieco ponad 200 złotych. Pszenżyto jest wyceniane na blisko 300 zł, a owies - mniej niż 200 złotych. Tymczasem np. koszt produkcji pszenicy to nie mniej niż 600 zt za tonę, bo w górę poszły ceny nawozów, paliw, środków ochrony roślin. Rolnicy z irytacją mogą tylko wspominać rok 2007, gdy tona pszenicy kosztowała 800-900 zł, dając rolnikom wreszcie wysoki dochód. Teraz za ziarno biorą tyle, ile prawie 10 lat temu.

Opozycja oskarża rząd o brak polityki, która wspierałaby rolnictwo. - Ograniczono środki budżetowe przeznaczane na rolnictwo, byliśmy także mało aktywni na forum unijnym - uważa poseł Krzysztof Jurgiel (PiS). I wylicza, że rząd zgodził się na niską cenę interwencyjną skupu pszenicy (101 euro za tonę), zaniedbał także przegląd Wspólnej Polityki Rolnej, dopuszczając do tego, że w kolejnych latach będzie malała pula unijnych pieniędzy na rolnictwo. - Minister rolnictwa mało skutecznie zabiegał m.in. o uruchomienie refundacji dopłat eksportowych do mleka, które wprowadzono zbyt późno i w niewystarczającej skali - dodaje senator Chróścikowski.

Minister broni się, że robił, co mógł, że nasz rząd byt bardzo aktywny w zabieganiu o unijną pomoc dla rolnictwa, ale nie zawsze znajdowaliśmy zrozumienie u innych rządów, a Polska sama niczego nie może w UE przeforsować, bo potrzebna jest większość. Ponadto, jak wielokrotnie przekonywał Sawicki, "kryzys dotknął rolnictwo na całym świecie, wywołując gwałtowny spadek cen skupu i Polska nie jest tu wyjątkiem". Na kryzys ekonomiczny wskazuje także prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Tłumaczy, że w wielu państwach doszło do znacznego obniżenia PKB, wzrosło bezrobocie i spadły dochody ludności przez co mniej wydaje się także na żywność, której ceny przy niższym popycie musiały spaść. Ale ten kryzys może mieć bardzo daleko idące konsekwencje dla przyszłości rolnictwa.

Średni ma najgorzej

Niestety, w najtrudniejszej sytuacji są rodzinne gospodarstwa rolne (z definicji są to gospodarstwa o powierzchni do 300 hektarów, ale przeważają te o obszarze kilkudziesięciu hektarów), których właściciele nastawili się na to, że produkcja rolna będzie ich jedynym źródłem dochodu. To właśnie one mają być podstawą teraz i w przyszłości naszego ustroju rolnego. Trzeba sobie uzmysłowić, że żaden kryzys na rynkach rolnych nie jest straszny małym gospodarstwom socjalnym, gdzie żywność jest produkowana tylko na własne potrzeby rolnika i jego rodziny. Także wielkie gospodarstwa, o powierzchni kilku lub kilkunastu tysięcy hektarów, są bardziej odporne na kryzys, jeśli w dodatku stanowią część zachodnich koncernów rolnych, bo tutaj koszty i zyski kształtują się zupełnie inaczej. Natomiast rolnik ze średniego sektora musi sprzedawać wszystko, co wyprodukuje na rynek, bo to jest jego źródło utrzymania. Nie ma też żadnych rezerw ani kapitału, aby przez kilka lat dokładać do swojej działalności.

- Rzeczywiście, w najtrudniejszej sytuacji są teraz gospodarstwa rodzinne, które tworzono z myślą o tym, że będą jedynym miejscem pracy dla rolnika i jego następców - mówi poseł Mirosław Maliszewski. - Wielu z nich grozi bankructwo, jeśli obecna sytuacja z cenami produktów rolnych utrzymałaby się jeszcze w perspektywie kilku lat To są przecież normalne przedsiębiorstwa i jak zabraknie im pieniędzy, to nie będą siać zbóż, hodować bydła, uprawiać owoców - tłumaczy poseł. Senator Jerzy Chróścikowski podkreśla, że to właśnie rodzinne gospodarstwa o powierzchni do 100 hektarów inwestują najwięcej w swój rozwój i teraz najbardziej odczuwają skutki kryzysu. Jeśli się nic szybko nie poprawi, to grozi nam ogromna fala rolniczych bankructw - ekonomii nikt nie oszuka, bo przecież rolnicy nie mają ukrytych oszczędności, które mogliby dokładać do deficytowego gospodarstwa. Można jakiś czas przeżyć dzięki oszczędnościom na nawozach, środkach ochrony roślin, można zaprzestać odnawiania parku maszynowego, odłożyć na czas nieokreślony budowę lub modernizację budynków inwentarskich. Tylko że wtedy gospodarstwa szybko zaczną się dekapitalizować, cofać w rozwoju, spadną plony, produkcja mleka i mięsa. Zasadniczo więc staniemy przed widmem znacznego ograniczenia produkcji żywności w Polsce.

Niestety, sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że nieskuteczna okazuje się polityka wspierania rolnictwa prowadzona zarówno przez rząd, jak i Komisję Europejską. Większość instrumentów wsparcia można uruchomić tylko po uzyskaniu zgody ze strony KE, tymczasem unijna polityka rolna weszła niestety w fazę zwijania się. Najbogatsze kraje unijne, takie jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania czy Holandia, domagają się ograniczenia nakładów na Wspólną Politykę Rolną. Chcieliby po prostu płacić mniejsze składki do unijnego budżetu i postulują, aby większe niż dotychczas dotacje dla rolnictwa pochodziły z budżetów krajowych. Wtedy farmer francuski czy brytyjski niewiele straci, bo stoi za nim bogate państwo, które będzie stać na dopłaty, w Polsce tych pieniędzy będzie zawsze za mało i uderzy to w dochody naszych gospodarstw. Bruksela chciałaby też zaoszczędzić np. na wydatkach związanych z dopłatami eksportowymi i skupem interwencyjnym nadwyżek produktów rolnych i spożywczych.

Ponadto KE jest skłonna na szersze otwarcie europejskiego rynku przed towarami rolnymi spoza wspólnoty, o czym świadczy stanowisko negocjacyjne KE podczas rozmów na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO). Tymczasem trzeba mieć świadomość, że bez tej ochrony celnej europejska żywność nie ma szans z importowaną. Koszty produkcji w UE są z powodów obiektywnych (klimat gleba, struktura gospodarstw) wyższe niż w USA, Ameryce Południowej czy Australii. I jeśli chcemy zachować europejskie i polskie rolnictwo, to musimy do niego dokładać z funduszy publicznych. Priorytetem jest oczywiście bezpieczeństwo żywnościowe, ale co by się stało, gdyby nagle rynek pracy w naszym kraju zasiliło blisko milion ludzi, którzy teraz utrzymują się z pracy na roli? Mielibyśmy dla nich pracę w przemyśle lub usługach czy też powiększyliby rzeszę bezrobotnych?

Krzysztof Losz

Galeria

Vinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo SliderVinaora Nivo Slider

Multimedia

Kontakt

Biuro Zamość

ul. Bazyliańska 3/16
22 - 400 Zamość
tel./fax 84 638 42 52

czynne: pon-pt 900-1500

 

Linki

face3

senatt

solidarnoscri

pis

Licznik wizyt

Dzisiaj: 1394
Razem: 1922984