Droga daje zarobić
Tygodnik Zamojski 2011-08-10
Moda na produkty regionalne, wiejskie i wszelkie rękodzieło jest coraz większa. Gdzie najłatwiej je znaleźć?
Droga jest jak wielkie targowisko. Tu "jazdy konne", tam "usługi tartaczne", "sprzedaż jaj", "miód z własnej pasieki", słoik borówek, worki z cebulą i ziemniakami. Szukają ich letnicy, ale i mieszkańcy okolicznych miast.
Na drodze z Zamościa do Krasnobrodu ryneczek warzywny przy ryneczku. Można kupić ogórki (do nich koper, czosnek, chrzan), jabłka, ziemniaki, kalafior, paprykę, kolby kukurydzy, bukiet warzyw do zup...
- Bez opłat za miejsce handlowe, bez transportu, przy domu, blisko, a droga ruchliwa - wylicza zalety takiego handlu Anna Okoń z Lipska. Jej stragan stoi od wiosny do jesieni. Najlepszy zarobek jest na turystach. - Biorą zapasy na dwutygodniowe wczasy: po skrzynce kartofli, jabłek, pomidorów... I komentują, że w stolicy ceny warzyw kosmiczne. Nie to, co tutaj.
- "Chleb i coś do chleba"
Drewniana tablica z takim napisem stoi w środku Guciowa. Stragan prowadzi Beata Skrzyńska. - Pół Polski zjeździliśmy z mężem, ale takiego chleba, z takim smalczykiem i ogórkami nie ma nigdzie - chwali Lucyna Sosnowska z Łodzi. Dodaje, że na Roztoczu dla niej wszystko jest niezwykłe, bo tu 32 lata temu spędzili z mężem Stanisławem miesiąc miodowy.
Chleb jest rzeczywiście wyjątkowy: żytni na zakwasie i śrutowy. W bochenkach i na pajdy. A do chleba: świeżynka, smalczyk z cebulką, jabłkiem i majerankiem, ale też paprykowy i z suszonymi grzybami. Do tego cała gama konfitur i dżemów: od jabłkowych, z czarnych jagód, po borówkowy i śliwkowy. - Tyle tylko, że opłat za działalność gospodarczą możemy nie wytrzymać - żali się gospodyni. - Okazuje się, że wolno sprzedawać nam tylko zsiadłe mleko i ogórki kiszone. Nie to, co w Unii.
- Trudny biznes
Taki bawarski rolnik bez kłopotów w swoim gospodarstwie sprzedaje np. świeże jajka, cukinię, ogórki, a co kilka dni zaprasza turystów na domowy obiad czy kolację.
Nasz rolnik musi się uporać z biurokracją, gdy zacznie załatwiać pozwolenia na taką działalność, a potem zmierzyć się z podatkami i sanepidem.
Marzena Kupiec, kierownik działu obsługi bezpośredniej zamojskiej skarbówki, tłumaczy, że polski rolnik bez płacenia podatku dochodowego może sprzedawać nieprzetworzone produkty roślinne i zwierzęce, pochodzące z własnej uprawy lub hodowli.
Oznacza to, że może nam sprzedać kilogram jabłek, ale już dżemu z nich - nie (wyjątkiem są produkty kiszone i przetwórstwo mleka; te są nieopodatkowane). Może też sprzedać mięso z ubitego świniaka, ale już szyneczki czy kiełbaski kupowane od niego są nielegalne. Tak samo jak śmietana, ser, soki, a nawet chleb. Chyba, że zarejestruje działalność gospodarczą, postawi zakład, założy księgę przychodów i rozchodów, będzie płacił podatki, uzyska zgodę inspekcji weterynaryjnej, sanepidu.
A i tak produkcja żywności przetworzonej w gospodarstwach może w naszym kraju odbywać się tylko na niewielką skalę. Na dodatek wyroby można sprzedawać jedynie bezpośrednio konsumentom, lub do małych sklepów czy stołówek w obrębie jednego województwa. Ponadto produkcja i sprzedaż wyrobów mięsnych nie może przekroczyć 1,5 tony, mlecznych - 0,3 tony tygodniowo (te ograniczenia dotyczą sprzedaży do handlu detalicznego; jeśli sprzedaje się na miejscu, nie ma limitów).
W Polsce nawet ubój świniaka dla najbliższej rodziny nie jest łatwy. - Zgodnie z prawem, zamiar uboju należy zgłosić przynajmniej 24 godziny wcześniej do służb weterynaryjnych informuje Jadwiga Wojtas, powiatowy inspektor weterynarii z Tomaszowa Lub. Mięso obowiązkowo bada się, czy nie jest zarażone włośnią.
Wielką machinę biurokratyczną udało się pokonać w Zagrodzie Guciów. Jej właściciel Stach Jachymek sprzedaje swojską kiełbasę i częstuje (bo swojego bimbru sprzedawać nie wolno) "kroplami wilgoci wąwozu". Przy szosie otworzył spichlerz, a w nim wędzonki, podpłomyki, miody, oleje.
Z kolei inny gospodarz z powiatu zamojskiego, który miał stragan z wiejskimi specjałami, musiał go zwinąć. Nie zarejestrował działalności gospodarczej, bo na 800-złotowy ZUS nie wyrabiał.
W Niemczech, jak opowiada senator Jerzy Chróścikowski, lokalne targowiska są chlebem powszednim. Na jeden dzień w tygodniu gminne parkingi zamieniają się w ryneczki, gdzie okoliczni gospodarze (a nie handlarze-przedsiębiorcy) bez kłopotów mogą sprzedawać własnoręcznie produkowane sery czy wędliny.
Polskie ministerstwo rolnictwa obiecuje, że podobne rozwiązania zostaną wprowadzone i u nas. Pytanie tylko: czy to przypadkiem nie kiełbasa wyborcza?
- Słodkie dziady
Znacznie łatwiej handlować tym, co rośnie w lesie. To raj dla grzybiarzy i zbieraczy jagód. Wystarczy stołeczek, czasem niewielki pniaczek - i już cały stragan. Jagody czy inne owoce leśne, grzyby, zioła można sprzedawać bez kłopotu i informowania skarbówki są nieopodatkowane. Pod warunkiem, że zbieramy je sami lub z rodziną. Dzieci w ten sposób zarabiają na zeszyty. W Wólce Husińskiej pod Krasnobrodem oferują słoiki z leśnymi jeżynami, reklamując się na tekturze: "Słodkie dziady!!!".
- Malowana wełna
- Czemu nie spróbować? - zastanawiała się rok temu Edyta Grela z Guciowa. Ona miała dryg do wyrobu biżuterii z malowanej wełny i juty, jej mama malowała obrazy, ciocia - szydełkiem czarowała obrusy i serwety niciane. Ktoś ze znajomych dorzucił gliniane garnki i miski, inny - zdobione sizalem gąsiorki i karafki. Tak stanęła przy drodze "Wiata pełna pomysłów", obok (na wielkiej beczce) stoisko z rękodziełem. Kolejne pomysły przyszły w tym sezonie. To syropy z pędów sosny i mniszka lekarskiego, herbatki z pokrzyw, suszone grzyby.
- Żyd, pijak i Maryja w kropki
- Czarta poproszę i Matkę Boską, tę w sukience w czerwone kropki - turysta z Warszawy stoi w ogródku rodziny Chodarów w Stanisławowie pod Józefowem. Artyści śmieją się, że to galeria wieczna, bo całodobowa, nigdy niezamykana. W sklepiku pod chmurką stoi armia bocianów, psy, pingwiny, kozy, pegazy, jakieś duchy, perliczki, Matka Boska, krokodyl, żmija, czart - co podpowie wyobraźnia. Za ile? Na każdą kieszeń, artyści chcą zarobić na życie. Ot, cała filozofia. Turyści chętnie tu zaglądają.
Przy innej drodze, w Suściu na ul. Tomaszowskiej, z gabloty wygląda z tuzin Żydów Największy - z ogromnym jak talerz groszem - kusi przechodniów zza płotu, by zajrzeli na kemping, gdzie swoje dzieła sprzedaje Zbigniew Długosz (inżynier projektant). Zwykł mawiać, że "bez Żyda w domu bida". Ale w ofercie przydrożnej są też postacie pijaków, wiejskich grajków, świątków i głowy: do wyboru do koloru.
W Rebizantach nad szumami, by kupić drewnianą figurkę, wystarczy zajechać na podwórko na końcu drogi.
- Budy i wychodki
"Stoisko bud dla psów" - taki szyld krzyczał w Bondyrzu Ale kiedy Jacek Czuryło zaczął z drewna wyrabiać istne cudeńka (głównie do ogrodu), przy drodze wystawił napis: "wyroby z drewna". To jego sposób na życie. Po trzyletnim pobycie w USA, zaczął własny biznes.
Spod jego ręki wychodzą budy dla psów (pojedyncze, także dwie lub trzy w jednej), huśtawki, ławy, altany, zjeżdżalnie dla dzieci. Wszystko, co powstanie w wyobraźni klientów. Modne są ostatnio wychodki - tradycyjne, z dziurką w kształcie serduszka.
Jadwiga Hereta, Małgorzata Mazur