Ubezpieczenia dla rolnika
Nasz Dziennik 2013-12-20
Mniej niż jedna trzecia upraw jest przez rolników ubezpieczona, przede wszystkim dlatego, że polisy są dla nich za drogie. Ta sytuacja byłaby na pewno o wiele lepsza, gdyby na wsi działały towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Ale państwo nie wspiera zakładania takich instytucji.
Obecny system ubezpieczeń w rolnictwie obejmuje ubezpieczenia obowiązkowe i dobrowolne. Obowiązkowe, czyli OC od posiadania gospodarstwa rolnego, oraz ubezpieczenie budynków w gospodarstwie od ognia i zdarzeń losowych. Natomiast od 2006 r. powoli wdrażany jest system ubezpieczania upraw rolnych i zwierząt gospodarskich z dopłatami z budżetu państwa.
Za drogie polisy W Polsce uprawia się około 11 min ha gruntów, ale zaledwie 3 min ha zasiewów są przez rolników ubezpieczane od takich klęsk naturalnych jak wiosenne przymrozki, gradobicia, wichury, susze, powodzie, nawalne deszcze, obsunięcia ziemi. Z danych rządowych wynika, że polisy kupuje tylko około 200 tys. rolników, a systemem unijnych dopłat bezpośrednich jest objętych ponad 1,3 miliona.
Sytuacja jest na pierwszy rzut oka dziwna, bo przecież gospodarze mają obowiązek ubezpieczenia przynajmniej polowy gruntów obsianych zbożem i rzepakiem. Co więcej, budżet państwa dopłaca do tych ubezpieczeń, refundując połowę składki. Ale ekspertów taka sytuacja nie dziwi.
- Mimo dopłat ubezpieczenia rolnicze są dla wielu gospodarczy za drogie, zwłaszcza tych mających mniejsze gospodarstwa, mniej dochodowe - mówi Bogusław Sieradzki, doradca ubezpieczeniowy. - Jeśli za hektar rzepaku trzeba zapłacić ubezpieczycielowi średnio około 170-180 zł (drugie tyle dopłaca budżet państwa), a w przypadku zboża jest to o 100 zł mniej, to dla rolnika mającego 5-6 ha takich upraw wydatek na polisę jest dużym obciążeniem. A przecież w Polsce dominują właśnie niewielkie gospodarstwa i takie polisy są dla nich zwyczajnie za drogie - tłumaczy Sieradzki.
Mariusz Koziestański, doradca rolny, zwraca uwagę, że są i takie uprawy (np. pod tunelami foliowymi), gdzie polisy są znacznie droższe. - Rolnicy skarżą się też na warunki zapisane w umowach ubezpieczeniowych. Uważają, że otrzymanie odszkodowania będzie tak trudne, że nie warto jest się ubezpieczać - uważa nasz rozmówca. Z kolei firmy ubezpieczeniowe bronią się, że nie mogą obniżyć składek, bo i tak w ostatnich latach wypłacały więcej odszkodowań, niż zbierały pieniędzy od rolników.
Zysk dla wszystkich Jak tę sytuację zmienić? Wyjściem mogłoby być zwiększenie dotacji budżetowych do ubezpieczeń rolniczych, ale na to nie ma pieniędzy. Co więcej, rząd wręcz ogranicza wydatki na ten cel. Dlatego w tej chwili najbardziej rozsądnym wyjściem byłoby wspieranie towarzystw ubezpieczeń wzajemnych. Przed wojną byty to instytucje powszechne na wsi i w mieście, teraz jednak TUW mają niewielką część rynku. Zdaniem senatora Grzegorza Biereckiego, to skutek niewłaściwej polityki państwa. - Powstawaniu małych towarzystw ubezpieczeniowych przeszkadza przede wszystkim zbyt uciążliwa procedura administracyjna, uznaniowość Komisji Nadzoru Finansowego odnośnie do określenia wielkości towarzystwa i minimalnego poziomu kapitału i nadmierne obciążenia, nieadekwatne do skali działalności - argumentuje senator Bierecki. I podkreśla, że nie można takich samych ciężarów nakładać na małe towarzystwo zakładane przez rolników i na dużą firmę obracającą wielokrotnie większymi kapitałami, bo małe TUW mają zbierać składki do równowartości 5 min euro, a nie setki milionów czy miliardy euro.
Doktor Marietta Janowicz-Lomott z Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert Fundacji Wspierania Ubezpieczeń Wzajemnych, przypomina, że w wielu krajach świata zakłady ubezpieczeń wzajemnych mają znaczną część rynku. Ludzie chętnie do nich przystępują, choćby dlatego, że są one bardziej odporne na kryzysy finansowe niż tradycyjne towarzystwa.
Doktor Cezary Mech zauważa, że przed 1939 r. w Polsce działało 300 takich firm, które obejmowały 60 proc. rynku, a obecnie to tylko kilka towarzystw i ledwie 2 proc. rynku. - Na świecie TUW to przeciętnie 26 proc. rynku ubezpieczeniowego, ale w Finlandii 70 proc., a w Holandii 50 proc. - podkreśla dr Cezary Mech.
Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność", jest zdania, że rolnicy chętnie przystępowaliby do TUW, gdyby tylko takie towarzystwa na wsi powstawały. Wynika to po prostu z samej idei ubezpieczeń wzajemnych. Celem tych firm nie jest bowiem osiąganie zysku, ale ochrona członków TUW, więc mogą one oferować rolnikom niższe składki. Poza tym składki spadłyby i z tego powodu, że takie ubezpieczenia miałyby powszechny charakter, więc i liczba wykupywanych polis byłaby znacznie większa niż teraz. A rolnik w razie wystąpienia w jego gospodarstwie klęski żywiołową miałby pewność, że wypłacone odszkodowanie pozwoli mu przeżyć do kolejnych zbiorów. - Dlatego państwo powinno wspierać powstawanie towarzystw ubezpieczeń wzajemnych - nie ma wątpliwości Jerzy Chróścikowski. Jego zdaniem, można by w tym celu wykorzystać także fundusze unijne.
Na razie jednak nie widać, aby rządowi zależało na rozwoju TUW Dlatego senator Grzegorz Bierecki zapowiedział, że dwie senackie komisje: Budżetu i Finansów Publicznych oraz Rolnictwa i Rozwoju Wsi, przygotują inicjatywę ustawodawczą, której celem jest taka zmiana przepisów, aby łatwiej było tworzyć małe towarzystwa ubezpieczeniowe. - Dzięki takim firmom zwiększy się konkurencja na rynku ubezpieczeniowym, na czym zyskają wszyscy obywatele - przekonuje senator Bierecki.