Zagrożona branża
NASZ DZIENNIK 2025-04-24
Już ponad 7,3 mln sztuk drobiu należało wybić w związku z grypą ptaków. Komisja Europejska na jakiś czas wstrzyma się z radykalnymi decyzjami względem Polski.
Główny Lekarz Weterynarii przekazał Komisji Europejskiej 13-punktowy plan na zatrzymanie wirusa. Ma on być niezwłocznie wprowadzony w Polsce. Zaproponowano szereg rozwiązań mających na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa. Postawiono na wzmocnienie bioasekuracji, zacieśniono współpracę ze środowiskami hodowców, wdrożono procedury, które przynajmniej na papierze dają jakąś gwarancję, że sytuacja nie wymknie się spod kontroli zwraca uwagę w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Jerzy Chróścikowski, senator Prawa i Sprawiedliwości, zastępca przewodniczącego senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Tym bardziej że fala wiosennych przelotów ptaków, będąca zawsze największym zagrożeniem, powoli wygasa. A to właśnie migrujące dzikie ptactwo odgrywa rolę cichego rozsadnika choroby.
Plan zakłada mln. zwiększenie obszaru zagrożonego, zmniejszenie zagęszczenia w kurnikach i specjalne zasady dotyczące osób obsługujących. Wprowadzony będzie także stały monitoring na terenach objętych ograniczeniami. Sprawdzane mają być stan zdrowia ptaków i pobieranie próbek we współpracy z lekarzem weterynarii prowadzącym stado i powiatowym lekarzem weterynarii. Działania te mają być podejmowane cotygodniowo. Przewidziano także zakaz organizowania wystaw, targów, pokazów i innych skupisk ptaków. Ma on obowiązywać na terenie województw, w których nie są wygaszone ogniska grypy. Nie mam wątpliwości, że gdyby Bruksela narzuciła Polsce wszystkie restrykcje, które pierwotnie miały wejść w życie, moglibyśmy mówić wprost o gospodarczym armagedonie. O katastrofie dla setek tysięcy ludzi, którzy żyją z chowu drobiu. Bo Polska tonie niszowy gracz. To lider akcentuje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Adrian Wawrzyniak, rzecznik prasowy NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność".
Polska jest trzecim największym eksporterem drobiu na świecie. Lepsze wyniki osiągają jedynie USA i Brazylia. Siłą rzeczy jesteśmy bezkonkurencyjni w Unii Europejskiej. W 2023 r. sprzedaliśmy za granicę aż 1,64 mln ton mięsa oraz podrobów drobiowych za 4,09 mld euro. A np. już w 2024 r. Polska wyeksportowała 238 tys. ton jaj. Nasi producenci zarobili na tym 472 mln euro. - Niepokój budzi jeszcze jedno. Czy nie powtórzy się tu scenariusz znany z ASF? Tam też wszystko zaczęło się od jednego ogniska, potem były półśrodki, potem straty i kryzys, który trwa do dziś. I teraz mamy ptasią grypę, a zaraz potem - kto wie - pryszczycę - podnosi Adrian Wawrzyniak. Obie choroby niosą ryzyko dewastacji stad. - Jeśli pozwolimy, by pod hasłem walki z chorobą niszczono naszą produkcję, to za kilka lat będziemy już nie liderem, tylko rynkiem zbytu - przewiduje rolnik.
Obawy o reakcję zagranicznych partnerów są jak najbardziej uzasadnione. Kraje, które kupują od nas drób, często działają automatycznie: jeśli ognisko choroby pojawia się w danym regionie, ten trafia na czarną listę. - Nie patrzy się wtedy, że inne obszary kraju są czyste, że procedury działają, że mięso jest bezpieczne. Nie. Decydują lęk, PR i polityka.
Czy inne kraje chcą wykorzystać sytuację, by podkopać naszą pozycję? - Oficjalnie nikt się do tego nie przyzna. Ale wystarczy znać mechanizmy gry na unijnym rynku, by wiedzieć, że każde osłabienie konkurenta to dla kogoś szansa. Lobbing działa, wpływy sięgają głęboko, a niektórym bardzo by się przydało, żeby Polska, lider drobiarstwa, się potknęła - ostrzega senator PiS. Tylko że dla nas to nie jest gra.
- Dla naszych producentów to codzienność, kredyty, rodziny, plany inwestycyjne. I jeśli Bruksela naprawdę rozważa wprowadzenie drastycznych ograniczeń, to niech chociaż usiądzie do stołu z pełną świadomością tego, co jest stawką - alarmuje Jerzy Chróścikowski.
Główny Inspektorat Weterynarii informuje, że w Polsce już stwierdzono 81 ognisk ptasiej grypy w stadach komercyjnych i 17 ognisk w stadach utrzymujących drób na użytek własny. W sumie straty przekroczyły już 7,365 mln sztuk drobiu. W przypadku gospodarstw utrzymujących drób na użytek własny jest to już 763 sztuk.
Eksperci analizują
We wtorek rozpoczęła się w Polsce misja europejskich ekspertów weterynarii EU-VET. Kontrola zakończy się dzisiaj. Ma ona przeprowadzić analizę działań związanych ze zwalczaniem wysoce zjadliwej grypy ptaków u drobiu i przedstawić rekomendacje dotyczące oceny wdrożenia środków ograniczających jej występowanie. - Bo jeżeli dojdzie do ponownego wybuchu choroby na dużą skalę, jeśli zapadnie decyzja o restrykcjach eksportowych czy -o zgrozo - o czasowym zakazie hodowli, to mówimy już nie o problemie, ale o katastrofie gospodarczej, społecznej, ludzkiej. Wielu producentów drobiu już dziś balansuje na granicy rentowności. A jeśli odebrać im ciągłość produkcji, czyli podstawę ich bytu, to będzie gwóźdź do trumny dla całej branży - tłumaczy Jerzy Chróścikowski.
Sytuacja nie jest łatwa, ale nie jest też beznadziejna. - Mamy jeszcze szansę ją opanować, o ile nie zabraknie determinacji, współpracy i odwagi. I mówię tu nie tylko o hodowcach, którzy i tak już dźwigają ten ciężar od miesięcy. Mówię o decydentach, którzy muszą zrozumieć, że gra toczy się nie tylko o dobrostan zwierząt, ale też o przyszłość całej gałęzi gospodarki - akcentuje Jerzy Chróścikowski. Stracić rynki jest łatwo. Odbudować je to już zupełnie inna historia. - I nikt nie da nam gwarancji, że druga szansa w ogóle się pojawi. Dlatego teraz nie czas na półśrodki, na PR-owe zasłony dymne i „dialogi". Teraz czas na konkret, działanie i solidarność z tymi, którzy trzymają ten sektor przy życiu. Jeśli ich zawiedziemy, zapłacimy za to wszyscy - argumentuje senator PiS.
Jeśli zaś chodzi o bezpieczeństwo żywności, można być spokojnym. Polskie produkty spełniają wszystkie standardy. Są kontrolowane, przebadane, przechodzą rygorystyczne inspekcje. -1 nie pozwólmy sobie wmówić, że trzeba „uważać na polskie mięso", że coś tu jest nie tak. To klasyczna narracja: uderzyć w jakość, zasiać niepokój, zniechęcić konsumentów. A prawda jest taka, że polska żywność jest nie tylko bezpieczna. Ona jest po prostu dobra. I warto o tym przypominać - zwraca uwagę Adrian Wawrzyniak. Ale to też moment, by powiedzieć głośno o czymś więcej. O modelu, który coraz lepiej się przyjmuje - o bezpośredniej sprzedaży z gospodarstw. - Od pola do stołu. Od rolnika, nie przez pośrednika. I to nie jest już dziś problem logistyczny, nie trzeba jechać na wieś. Są sklepy internetowe, są dostawy, są portale, na których rolnicy pokazują proces produkcji, relacjonują, jak powstaje to, co potem ląduje na naszym talerzu. I to buduje nie tylko zaufanie, ale i świadomość. Ze można, że warto, że to ma sens - podsumowuje rzecznik prasowy NSZZ RI „Solidarność".
Rafał Stefaniuk