Czy to już kryzys?
Rolnik Dzierżawca 2014-10-13
UE niechętnie sięga po instrumenty wspomagające sektor mleczarski
Polska chce interwencji na rynku mleka w postaci dopłat do eksportu. Z kolei Komisja Europejska uważa, że dopłaty do prywatnego przechowalnictwa są wystarczające i nie ma potrzeby uruchamiania dodatkowych instrumentów. Czy możemy już mówić o kryzysie, czego domaga się Polska, czy może powinniśmy wzorem Francji poczekać?
Sytuacja na rynku mleczarskim związana z przekroczeniem przez naszych rolników kwoty mlecznej oraz z kondycją branży po wprowadzeniu rosyjskiego embarga były najważniejszymi tematami XII Forum Spółdzielczości Mleczarskiej, które odbyło się 11-13września w Augustowie w woj. podlaskim.
Na ręcznym hamulcu
- W 2002 roku Polska otrzymała niską kwotę mleczną. Wtedy nasi partnerzy zapewniali, że pięć lat później kwotowania już nie będzie. Tymczasem w latach 2002-04,kiedy nie mieliśmy jeszcze prawa głosu, Unia Europejska przeprowadziła wielką reformę mleczarską i zapowiedziała, że kwotowanie zostanie zniesione dopiero w 2015 roku. W efekcie zostaliśmy z tymi niewielkimi kwotami - mówił minister rolnictwa Marek Sawicki.
Przypomniał, że Komisja Europejska zwiększyła nam krajową kwotę mleczną najpierw o dwa, a w kolejnych latach o 1 proc. Niestety, w latach 2014-15,kiedy polscy rolnicy otrzymali sygnał, że kwotowania nie będzie i powinni zwiększać produkcję, mechanizm ten przestał obowiązywać. Europejska kwota mleczna w zeszłym roku została wykorzystana w 95 proc., ale Polska przekroczyła ją o 1,8 proc. Tegoroczna dynamika produkcji jest jeszcze większa. Niektóre państwa, w tym Francja, nie chcą się jednak zgodzić na złagodzenie kar. - Od dwóch lat nie mogę przekonać francuskiego ministra rolnictwa, że nie warto karać hodowców, którzy chcą konkurować na światowym rynku i zwiększają produkcję żywności, której w 2050 roku musimy mieć o 70 procent więcej niż teraz. Wiedzą o tym w Brazylii, Argentynie, czy Nowej Zelandii. Tam dynamika wzrostu produkcji mleka rośnie i przekracza 5 procent rocznie. A w Europie w 2013 roku wyniosła ona niecałe 3 procent. I Europa, mimo że nie przekracza swojej kwoty przez kolejny rok, będzie trzymała na ręcznym hamulcu producentów mleka. Apeluję, spuśćcie ten hamulec i dajcie naszym rolnikom szansę na udział w światowej konkurencji i wzroście popytu na produkty mleczarskie - mówił Sawicki.
Oczekujemy interwencji
Zdaniem ministra Sawickiego, w obliczu spadku cen na rynku mleczarskim oraz embarga wprowadzonego przez Rosję, sytuacja europejskiego sektora jest na tyle poważna, że wymaga zdecydowanego działania KE. - W Polsce ze względu na embargo ceny mleka spadły już o kilkanaście procent, a spodziewamy się, Że wkrótce mogą być niższe o kolejne 10 procent. Gdyby teraz Unia Europejska uruchomiła dopłaty do eksportu, to przy nadal dobrym popycie na produkty mleczarskie na rynkach arabskich i azjatyckich mogłyby one dać impuls i zahamować dalszy spadek cen - mówił Sawicki.
Podobnie uważa prof. Andrzej Babuchowski, radca w Stałym Przedstawicielstwie Rzeczpospolitej Polskiej przy Komisji Europejskiej w Brukseli. - Idziemy w kierunku kryzysu i obecna sytuacja coraz bardziej przypomina tę z 2007 roku. Już teraz powinniśmy zastosować zdecydowaną kurację sektora mleczarskiego. Pozostawiony sam sobie na pewno nie wyjdzie z niej obronną ręką - mówił.
Nie są konieczne, nie są skuteczne
Zdaniem Louisa Carazo-Jimeneza z Dyrekcji Generalnej Rolnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich Komisji Europejskiej, sektor mleczarski Wspólnoty jest w sytuacji trudnej, ale nie kryzysowej. Świadczą o tym ceny mleka, które w lipcu br. były o 10 proc. wyższe niż w tym samym czasie w 2013 r. KE uważa, że instrumenty, które obecnie wprowadziła, czyli dopłaty do prywatnego przechowalnictwa, są wystarczające, a dopłaty do eksportu po pierwsze, nie są konieczne, a po drugie, jak pokazuje historia, nie są także skuteczne.
— W przeszłości przez wiele lat udzielaliśmy zwrotów eksportowych i oceniamy, że ten instrument nie spełnia swojego zadania. Służy on wsparciu eksportu, który przecież i tak by się odbywał. A tak w przypadku spadku cen stajemy się bardziej konkurencyjni, dlatego nie mam pewności, czy to jest dobry sposób wspierania mleczarstwa. Musimy unikać zbyt pochopnego i nieuzasadnionego sięgania po te wyjątkowe środki - przekonywał Louis Carazo-Jimenez.
Przeciwne dopłatom do eksportu jest także federalne ministerstwo żywności i rolnictwa w Niemczech. - Uruchomiliśmy prywatne przechowywanie i teraz musimy wspierać sprzedaż i otwierać nowe rynki dla europejskich produktów, ale bez dopłat. To jest właściwa droga. Ponadto nie powinniśmy mówić o kryzysie, bo moim zdaniem jeszcze go nie doświadczyliśmy - mówił dr Rudiger Keunecke z Niemiec.
Julien Barre, dyrektor ds. mleka, produktów mlecznych i selekcji zwierzęcej we francuskim ministerstwie rolnictwa również uważa, że jest zbyt wcześnie na to, aby uruchamiać wyjątkowe wsparcie. - Obecne środki w ramach siatki bezpieczeństwa są wystarczające. Potrzebujemy trochę czasu, żeby zobaczyć sygnały zwrotne z rynku - mówił Julien Barre.
Ceny spadają
-Mam inny pogląd na skutki embarga rosyjskiego niż francuskie ministerstwo rolnictwa - ripostował Michel Nalet, prezydent Europejskiego Stowarzyszenie Mleczarzy EDA (European Dairy Association). - Sytuacja jest wyjątkowa i musimy reagować stosując wyjątkowe narzędzia. Czas jest ważny i nie możemy ciągle czekać, bo ceny mleka w końcu spadną poniżej granicy opłacalności produkcji. Dlatego EDA wyśle w tej sprawie pisma do Komisji Europejskiej - zapewnił.
Zdecydowanej reakcji domagał się także Jerzy Chróścikowski, senator RP oraz wiceprezydent COPA-COGECA. - W obliczu embarga oraz obecnej sytuacji na rynku mleka oczekujemy od KE szybkiej reakcji. Nie możemy ciągle czekać, bo za chwilę ktoś inny uruchomi dopłaty do eksportu i wejdzie na światowy rynek, a to może nas drogo kosztować. Rolnicy się tego domagają i my także oczekujemy nie tylko deklaracji, ale konkretnych działań - mówił Chróścikowski. Przypomniał także, że w latach 200708 USA szybko wprowadziły dopłaty do eksportu i dzięki temu łagodnie przeszły ówczesny kryzys.
Pieniądze dla wszystkich
W obliczu trudnej sytuacji na rynku mleka przedstawiciele największych spółdzielni mleczarskich dyskutowali o tym, czy polskie firmy dobrze wykorzystały unijne środki. Większość z nich uważała, że pieniądze powinny trafić do dużych spółdzielni, co znacznie wzmocniłoby polską branżę mleczarską. Niestety, zostały one roztrwonione.
Innego zdania był jedynie Grzegorz Gańko, prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Sierpcu. –Moja firma pokazała, że można rozwijać się mając tylko jeden zakład. Co roku średnio o 20 procent zwiększamy wartość naszych obrotów. Ponadto nie sądzę, Że środki z UE zostały zmarnowane, ponieważ mleczarnie, które znikają Z rynku, znajdują się w strukturach innych zakładów—przypomniał prezes Gańko.
Krzysztof Banach, przewodniczący rady nadzorczej OSM Piątnica mówił o specjalizacji produkcji. W jego opinii, unijne pieniądze powinny być przeznaczone dla mleczarni, które zdecydują się na produkcję innowacyjnych wyrobów. Podobnego zdania był Edward Kołek, dyrektor generalny GEAProcess Engineering. Zwrócił on także uwagę na konieczność planowania nowych strategii zdobywania rynków. –Musimy szukać nowych rozwiązań i przewidywać, co się wydarzy za 5-10lat. Tymczasem przygotowanie do zagospodarowania nadwyżki mleka, która na pewno pojawi się na naszym rynku, jest spóźnione przynajmniej o dwa lata - stwierdził.
Sieci pogrywają z mleczarniami
Rozmówcy zwrócili uwagę na to, że do Polski wjeżdżają produkty mleczarskie o mocno zaniżonych cenach. -Za litr mleka niemieccy hodowcy otrzymują obecnie 39 eurocentów (ponad 1,6 zł), a w sieciach sklepów, które nie są w rękach polskiego kapitału kilogram niemieckiego sera kosztuje 11 złotych. Przy tych cenach surowca cena sera powinna wynosić 16 złotych. Mamy do czynienia z dumpingiem i musimy się tym zająć- apelował Jan Dąbrowski, prezes OSM Łowicz.
Pod adresem sieci spożywczych padały także zarzuty o to, że wykorzystują nad produkcję mleka na krajowym rynku i kupują produkty mleczarskie po zaniżonych cenach. Zdaniem Krzysztofa Banacha z OSM Piątnica, dyskonty rozgrywają swoją własną grę i nie liczą się ze spółdzielniami. - Nie mówmy, że jest dobrze i damy sobie radę, bo tak nie jest. Sieci handlowe pogrywają sobie z nami jak chcą. Jeśli nie usiądziemy do rozmów i nie będziemy się konsolidować, to nic nie wywalczymy—mówił Banach.
- Przestańmy się na wzajem oszukiwać - komentował Grzegorz Gańko z OSM Sierpc. - Mówimy o konsolidacji, ale przecież tę spiralę obniżek cen w sieciach handlowych wywołaliśmy sami - tłumaczył i opisał także mechanizm negocjacji po zamknięciu granicy przez Federacją Rosyjską. - Każdy z nas odczuł to na własnej skórze, ponieważ wracały do nas samochody załadowane towarem, który miał trafić do Rosji. I nagłe w sieciach handlowych rozdzwoniły się telefony, ponieważ trzeba było komuś sprzedać te nadwyżki. Jedna spółdzielnia obniżyła ceny o 5 procent, za chwilę kolejna o 7 procent. W konsekwencji dyskonty postawiły nas pod ścianą.
Każdy sobie rzepkę skrobie
Uczestnicy dyskusji zarzucali sobie, że polskie mleczarstwo nie umie bądź nie chce wspólnie promować swoich produktów na międzynarodowych targach i wystawach. - Często uczestniczę w takich imprezach i widzę, jak wyglądają krajowe stoiska. Zamiast zrobić jedną dużą ekspozycję, która będzie widoczna, każda firma sama sobie rzepkę skrobie i nikt nie wykazuje chęci współpracy. W efekcie chowamy się gdzieś po kątach i jesteśmy niewidoczni — mówił dyrektor handlowy SM Mlekpol Lech Karendys.
- Najwyraźniej nie jest jeszcze tak źle, skoro nie chcemy łączyć swych sił - podsumował z przekąsem prof. Babuchowski.
Problem ten dotyczy także organizacji mleczarskich. Zwróciła na to uwagę prof. Jadwiga Seremak-Bulge.- Organizacje nie potrafią ze sobą współpracować. Najlepszym dowodem jest fakt, że na tym forum, które jest jednym z najważniejszych spotkań dotyczących sytuacji w branży mleczarskiej, nie ma żadnego przedstawiciela Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich - mówiła Seremak-Bulge.
Prawo popytu i podaży
Zdaniem przedstawicieli mleczarni, rosyjskie embargo nie jest główną przyczyną spadku cen mleka w Polsce w ostatnich tygodniach. W ciągu minionych pięciu lat polscy rolnicy powiększali produkcję, ponieważ ceny surowca utrzymywały się na wysokim poziomie, a rynek pochłaniał każdą ilość mleka. Na początku tego roku sytuacja się zmieniła, ponieważ światowa produkcja była zbyt duża.
- Szansą na wyjście z mlecznego dołka jest redukcja podaży mleka, która powinna odpowiadać konsumpcji. Prawo popytu i podaży musi zadziałać, nie ma innej możliwości. Rosyjskie embargo tylko pokazało, że mleka na świecie jest za dużo - tłumaczył Lech Karendys.
Stwierdził także, że polscy hodowcy świadomie zwiększali swoją produkcję, widząc wysokie ceny skupu. To spotkało się z reakcją Krzysztofa Banacha, który oprócz tego, że pełni funkcję przewodniczącego rady nadzorczej OSM Piątnica jest także producentem mleka. - Hodowcy nie produkują więcej mleka dlatego, żeby zarabiać miliony, odbierać nagrody i być na świeczniku. Oni mają kredyty, rozpoczęli poważne inwestycje związane z powiększaniem produkcji w obliczu zniesienia kwotowania. Tymczasem cena mleka spada, a koszty rosną. Znam przypadki hodowców, których gospodarstwa banki sprzedały w ciągu jednego dnia. Produkujemy więcej dlatego, żeby utrzymać się na powierzchni - wyjaśniał Banach.
Jak osłabić inne rynki
Zdaniem Lecha Karendysa, sporą winę za politykę sieci handlowych ponoszą także producenci mleka. - Walka z dyskontami, które kupują produkty za granicą i nasze wyroby po zaniżonych cenach nie należy do prezesów mleczarni, ale hodowców. Weźcie się w końcu do roboty, tak jak zrobili to rolnicy we Francji czy w Niemczech i protestujcie. Tylko nie wylewajcie mleka przed naszymi zakładami, bo my nie mamy w tej sprawie wiele dopowiedzenia. To głównie od was zależy, czy w przyszłości będziemy wpuszczali tanie produkty na polski rynek- nawoływał dyrektor handlowy SM Mlekpol. Tłumaczył także, że aby osłabić inne rynki Francja i Niemczy eksportują produkty buforowe (ser, masło, czy mleko w proszku). W ten sposób stabilizują cenę surowca u siebie i jednocześnie osłabiają producentów w sąsiednich państwach.
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - natychmiast reagował Krzysztof Banach. - Skoro jesteśmy od siebie zależni, wspólnie musimy walczyć o nasz rynek Prezesi mleczarni nie mogą umywać rąk od brudnej roboty i czekać, aż rolnicy wszystko za nich załatwią - mówił Banach.
Kary za nad produkcję
W tym roku Polska zapłaci 46,4 min euro (193,8min zł) kary za nad produkcję mleka. Zdaniem Jana Dąbrowskiego z OSM Łowicz, te pieniądze powinny być przeznaczone na stabilizację cen surowca po to, aby cena litra mleka nie spadła poniżej 1 zł. - Boję się, że w przypadku bydła mlecznego może się powtórzyć sytuacja z rynku wieprzowiny, gdzie po ostatnim kryzysie z produkcji zrezygnowało wielu hodowców. Obecnie mamy w Polsce 140 tysięcy gospodarstw mlecznych w większości rodzinnych, gdzie średnia wielkość kwoty to około 100 tysięcy litrów mleka. To właśnie oni zrezygnują z działalności, bo stwierdzą, że nie opłaca im się pracować przy 20 krowach i dokładać do interesu. To oznacza likwidację tysięcy miejsc pracy i osłabienie pozycji Polski jako znaczącego producenta mleka - mówił Dąbrowski.
- Skoro mamy nad produkcję mleka to logiczne jest, że musimy zapłacić kary. Jestem jednak za tym, aby pieniądze płacone z tego tytułu były przeznaczone na dodatkowe wsparcie sektora mleczarskiego - wtórował mu Edward Bajko, prezes SM Spomlek.
Swój pomysł na zagospodarowanie pieniędzy z kar ma także Francja. Hodowcy, którzy zdecydują się na stopniowe zmniejszanie produkcji otrzymają wsparcie pochodzące od tych rolników, którzy przekroczą swoją kwotę mleczną i zapłacą karę. •
Laureaci VIII Rankingu Spółdzielni Mleczarskich - 12 września w Augustowie podano wyniki VIII Rankingu Spółdzielni Mleczarskich, opracowanego przez dr Michała Pietrzaka ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. W tym roku do rankingu zgłosiło się 20 spółdzielni mleczarskich. W rankingu uwzględniono 21 mierników pogrupowanych w pięć kategorii: finansową, klientów, procesów, potencjału i dostawców. I miejsce zajęła Spółdzielnia Mleczarska Mlekpol w Grajewie, II miejsce -Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Piątnicy, III miejsce - Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Sierpcu i Spółdzielcza Mleczarnia Spomlek. Specjalne wyróżnienie dla laureata modułu marketingowego otrzymała Spółdzielcza Mleczarnia Spomlek. Ranking został przeprowadzony przez Polską Izbę Mleka, a dofinansowany z Funduszu Promocji Mleka.
Louis Carazo-Jimenez z DGAGRI:- W przeszłości przez wiele lat udzielaliśmy zwrotów eksportowych i oceniamy, że ten instrument nie spełnia swojego zadania. Służy on wsparciu eksportu, który przecież i tak by się odbywał. A tak w przypadku spadku cen stajemy się bardziej konkurencyjni, dlatego nie mam pewności, czy to jest dobry sposób wspierania mleczarstwa.
Edward Bajko, prezes SM Spomlek: - Jedynym sposobem na zahamowanie spadku cen jest zdjęcie z naszego rynku nadwyżek tak zwanej konserwy mlecznej, czyli mleka w proszku I masła. Problem w tym, że europejski sektor mleczarski nie jest konkurencyjny, ponieważ Komisja Europejska nakłada na przetwórców liczne obowiązki, certyfikaty, systemy kontroli jakości, które znacząco podrażają koszty produkcji i w konsekwencji cenę gotowego produktu.
Autor: Mirosław Lewandowski