Ziemia stanie w miejscu?
Tygodnik Zamojski 2009-10-21
Ceny ziemi w Polsce: jest już tak drogo jak we Francji i wschodnich Niemczech
Rolnicy narzekają, że niczego nie opłaca się uprawiać, ale ceny ziemi ornej -jak dotąd - systematycznie i szybko pięły się w górę. Także kryzys na rynku nieruchomości gruntów rolnych na razie nie dotknął. W czasie gdy wywindowane ceny gruntów inwestycyjnych i mieszkań zaczęły się załamywać, ceny ziemi biły kolejne rekordy. Ostatni padł na Kujawach, gdzie Agencji Nieruchomości Rolnych udało się sprzedać grunty po ponad 80 tys. zł za hektar.
Wciągu ostatnich kilkunastu lat ziemia drożała w błyskawicznym tempie. Największym jej "dostawcą" na rynek była Agencja Nieruchomości Rolnych (dawniej Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa), która na początku lat 90. przejęła ziemię po zlikwidowanych pegeerach oraz Państwowym Funduszu Ziemi, a następnie zajęła się jej ponownym zagospodarowaniem. Dziś trudno w to uwierzyć: w 1992 r., tuż po powstaniu, lubelski oddział Agencji sprzedawał ziemię średnio po ok. 650 zł za hektar! Dziś ta średnia cena jest 16-krotnie wyższa - zbliża się do 12 tys. zł za ha. Za hektar gruntów o wyższych klasach i atrakcyjnym położeniu rolnicy płacą bez zmrużenia oka po 15-20 tys. zł, co w porównaniu z tymi regionami kraju, gdzie rolnictwo towarowe rozwija się szybciej, i tak jest ceną bardzo małą. W Wielkopolsce hektar dobrej ziemi kosztuje średnio ponad 36 tys. zł, w kujawsko-pomorskim - prawie 30 tys. zł. "Średnio", bo czasem płaci się dużo, dużo więcej.
- U nas także - mówi Andrzej Arasimowicz, rzecznik oddziału ANR w Lublinie. - Rekord padł w 2008 r. w gminie Horodło. Hektar ziemi został sprzedany za 32 tys. zł. Wcześniej, w latach 2002-2005, ceny niektórych działek w powiecie tomaszowskim dochodziły do 80 tys. zł, nie były to jednak grunty pod typowe rolnicze uprawy, lecz uprawy ogrodnicze. Działki nie były duże - przypomina.
Na przetargach organizowanych przez ANR ceny wyjściowe jeszcze niedawno były znacznie podbijane. - Nawet o 5-7 tys. zł na hektarze, jeszcze w ubiegłym roku - precyzuje Ryszard Kliszcz, który kieruje gospodarstwem gruntów marginalnych ANR w Dołhobyczowie. - Teraz jednak widać, że emocje na przetargach są mniejsze, a zainteresowanie kupnem ziemi jakby słabnie.
Nie jest tyle warta?
Rynek ziemi rolnej nie przechodził załamania od początku lat 90., jednak najszybciej ceny rosły po 2004 r, a więc od chwili, gdy Polska weszła do UE. Jeszcze w 2008 r. - w porównaniu z rokiem 2007 - skoczyły o 30 proc. - I doszliśmy do tego, że ceny dobrych gruntów zaczęły się równać z europejskimi. We Francji czy np. wschodnich Niemczech hektar wart jest tyle samo, co u nas, a więc 20-30 tys. zł - porównuje Robert Jakubiec, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. - W naszych warunkach są to stawki absurdalnie wysokie. Dochodowości naszego rolnictwa nie da się porównać z zachodnioeuropejskim, by wspomnieć tylko o różnicach w wysokości dopłat czy cenach zbóż. A już obecnie, gdy rentowność polskiego rolnictwa spadła tak nisko, jak nigdy dotąd, tak wywindowane ceny ziemi wydają się zupełnie nieracjonalne. To wręcz niemożliwe, by w tych warunkach dalej rosły.
Coraz częściej przewiduje się, że rynek ziemi zacznie się stabilizować. Niektórzy prognozują nawet niewielkie, ale jednak spadki cen. - Zastój jest możliwy tym bardziej, że w nowym roku mogą zniknąć preferencyjne kredyty na zakup ziemi - przewiduje Jacek Moniuk, radca prawny pracujący dla kilku związków rolniczych.
Kredyty na zakup ziemi z dopłatami Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, z odsetkami dla kredytobiorców, wynoszącymi zaledwie 2 proc. w skali roku, mają być wycofane za 3 miesiące. Na ich dalsze funkcjonowanie nie zgadza się Komisja Europejska. Także tylko do końca tego roku ANR może rozkładać na nisko oprocentowane raty (ok. 4 proc.) należności za sprzedawaną ziemię. To także nie podobało się KE. - Ministerstwo rolnictwa interweniuje w tej sprawie w Komisji, coś próbuje wywalczyć, ale szansę nie są duże. Skazanie rolników na korzystanie z kredytów komercyjnych byłoby dla nich kolejnym ciosem - nie ukrywa senator Jerzy Chróścikowski, szef senackiej Komisji Rolnictwa.
Zabrać dużym, sprzedać małym
Oddział ANR w Lublinie ma jeszcze do sprzedania ok. 18 tys. ha gruntów, czyli jedną dziesiątą tego, co przejął w 1992 r. Niby wciąż dużo, ale zaledwie pół tysiąca hektarów oczekujących na zagospodarowanie to grunty po byłych PGR-ach. Reszta - to grunty po PFZ, tzw. resztówki - małe działki, najczęściej o powierzchni kilkudziesięciu arów, często niekształtne. Ziemi na rynku jest więc coraz mniej i to właśnie tłumaczy drożyznę. - Większość rolników chce kupować ziemię, mało kto sprzedaje - mówi Stanisław Staszczuk, sekretarz Urzędu Gminy w Dołhobyczowie. Agencja rzuca tu czasem do sprzedaży kilka kawałków ziemi - najbliższy przetarg odbędzie się 15 października, ale i to już końcówka. W całej gminie ma jeszcze "wolnych" zaledwie 11 hektarów.
By zaspokoić głód ziemi, a także zarobić na jej sprzedaży, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi chce zmienić przepisy dotyczące dzierżaw. Najnowszy projekt zmian w ustawach o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa i ustroju rolnym proponuje, by wszyscy dzierżawcy - a w ich rękach znajduje się blisko 2 min ha agencyjnej ziemi - oddali 30 proc. dzierżawionej ziemi, a resztę musieli wykupić. Odzyskane grunty miałyby być w pierwszej kolejności sprzedawane na powiększenie lub założenie gospodarstw rodzinnych. Ministerstwo tłumaczy przy tym, że chce sprzedać jak najwięcej ziemi przed 2016 r., kiedy wygasną przepisy utrudniające sprzedaż ziemi rolnej cudzoziemcom. - Pomysł jest kontrowersyjny. Nasza umowa na dzierżawę ponad 400 ha ziemi jest ważna do 2014 r. Czy Agencja mogłaby ją unieważnić? - pyta Dariusz Ożga, prezes Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Szychowicach, która gospodaruje w sumie na 750 ha, z czego 290 kupiła w 2004 r. na kredyt, płacąc za hektar średnio 7 tys. zł (w sumie ok. 2 min zł). By stać się właścicielem pozostałej części, musiałaby zadłużyć się na kolejne 7-8 min zł.
Anna Rudy